Przejdź do głównej zawartości

Fałszywy Pieśniarz Martyna Raduchowska

To już jest koniec, nie ma już nic... ponieważ przybył Fałszywy Pieśniarz i pochłonął wszystko.



Zaczęło się od tego, że Ida miała pecha, a właściwie pech miał Idę. A potem ruszyła lawina i okazało się, że dziwne rzeczy, które przytrafiają się dziewczynie mają swoje drugie dno. Ida bowiem nie może dłużej uciekać od swojego przeznaczenia i zostaje Szamanką od Umarlaków. Pech jednak nie odpuszcza i jeśli może coś napsocić, to z pewnością zrobi to tak, by wyglądało na winę Idy. Koniec końców dziewczyna pozbędzie się impertynenta, ale nie ma nic za darmo, tragedia zacznie gonić tragedię...

Trylogia napisana przez Martynę Raduchowską to fantasy na najwyższym poziomie. Początkowo uroczo magiczne, wprawiające czytelnika w pewnego rodzaju niepokój, muskające żartem, wyciszające wspomnieniami, a potem coraz bardziej intensywne. Krok po kroku przygotowujące do ostatecznego zderzenia z przerażającą prawdą.

Fałszywy Pieśniarz atakuje z rozmysłem. Trup ściele się gęsto i w momentach, których czytelnik się nie spodziewa. I mimo, jak zawsze scen przesyconych inteligentnymi ripostami, zabawnymi opowieściami, to trzeci tom jest najmroczniejszy ze wszystkich. Nie jest to wina zła w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale splotu niefortunnych zdarzeń i decyzji. To też ogromna lekcja życia, radzenia sobie z samym sobą i szukania, często niełatwych rozwiązań.

Bohaterowie są wykreowani z ogromną pieczołowitością. Każdy ma swoje zalety i wady, a tych drugich jest nawet więcej. Każdy z nich boryka się z problemami. To nie są postaci krystaliczne, wspaniale wpasowują się w nasz realny świat.

Narracja wspaniała, przemyślana, naturalna. Autorka przeplata wątki z prawdziwą klasą i niesamowitą zręcznością, a, że przy okazji czytelnikowi bije szybciej serce, albo zagryza paznokcie z nerwów, to oznacza tylko tyle, że od tej lektury trudno się odczepić.

Czy w tych miodem płynących słowach znajdzie się odrobina dziegdziu? Otóż, nie. Być może krytycy literaccy, językoznawcy i poloniści znaleźliby kilka niuansów, do których z naukową precyzją by się doczepili, ale ja jako nałogowy czytacz, fanka fantasy i wyimaginowanych światów, mówię, że to było boskie. Właściwie to diabelskie. Diabelsko dobre! I już zazdroszczę wszystkim tym, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z Raduchowską.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn