Przejdź do głównej zawartości

Nasz dom płonie – Bonnie Kistler

Mówi się, że czytanie to nie tylko rozrywka, ale też swego rodzaju nauka. Pewien zakres dydaktyczny, który przyswajamy wraz z kolejnymi przeczytanymi słowami. W przypadku tej powieści mamy do czynienia ze wszystkim po trosze. Nawet jeśli przesłanie, które z niej płynie – boli i nie chce wyjść  głowy.



Zajrzyjmy więc do, wydawałoby się zwyczajnej rodziny, familii patchworkowej, która w XXI wieku nikogo już nie dziwi. Funkcjonowanie w niej nie jest łatwe, ale niesie ze sobą wiele zysków, jeśli tworzą ją osoby, które potrafią się ze sobą dogadać. Mamy tu wspaniały tego przykład. Przyrodnie rodzeństwo i rodzice, dogadują się między sobą niemal wzorcowo, życie płynie zwyczajnie. Niestety wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, kiedy to dochodzi do tragicznego w skutkach wypadku.

Utrata dziecka to przeżycie traumatyczne i w swoich skutkach nieobliczalne. Niemal zawsze tragedia ta kończy się szukaniem winnych, wiąże się z długotrwałym i przejmującym bólem oraz niejednokrotnie załamaniem nerwowym, z którego trudno wyjść. 

W tej powieści smutku, niedopowiedzeń i wzajemnych oskarżeń jest mnóstwo. Strata bliskiej osoby dotyka każdego członka rodziny, wwierca się w ich życia i naznacza piętnem, z którym bardzo trudno sobie poradzić. Oprócz dojmującej straty, mamy też okazję przyjrzeć się sytuacji od strony prawnej, niemal kryminalnej. 

Ta książka to doskonałe kompendium wiedzy o rodzinie patchworkowej, zasadach jej funkcjonowania, niuansach dotyczących relacji pomiędzy członkami rodziny, a także wyjątkowości ludzkiej psychiki, która jest nieobliczalna i nie ulega zakłamaniu.

Powieść podzielona jest na trzy części; obyczajową, dramatyczną i thriller. Z czego część ostatnia ma pewne potknięcia, jakby była wymuszona i spowodowała nieco rozjechanie się fabuły. Nie niszczy ona jednak zamysłu autorki, ale nieco zmienia jej odbiór. Z bardzo łzawego, trudnego, do szokującego i zaskakującego.

Wiele razy wzruszałam się przy tej lekturze, czasem wzbudzała u mnie złość, a kiedy indziej bezradność. A to są wyznaczniki lektury wartej przeczytania. Jeśli więc macie ochotę na lekturę wymagającą i czasem szokującą, to będzie to dobry wybór!







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn