Przejdź do głównej zawartości

Rytuały wody – Eva García Sáenz de Urturi

Kiedy człowiek czeka na drugą część powieści, ma w głowie wiele wątpliwości. A to obawia się klątwy drugiego tomu, który wielokrotnie bywa gorszy od pierwszego, a to obawia się czy autor sprostał zadaniu i czy aby poprzeczka postawiona w pierwszej części nie jest zbyt wysoko. Tak właśnie było w przypadku Rytuałów wody. Cieszyłam się na kontynuację, jednocześnie modląc się w duchu by ta część była równie smakowita jak poprzednia. 



Wracamy do Vittorii, którą tak szybko opuściliśmy w poprzedniej części. Unai Lopez de Ayali nie wrócił jeszcze do pracy. Cały czas jest na urlopie zdrowotnym, dochodzi do siebie po postrzale, ale jego zawodowa partnerka Estibaliz brutalnie wciąga go do śledztwa. Tym razem ofiarą jest była dziewczyna profilera, autorka komiksów. Ciało kobiety znajduje się w górach, jest do połowy zanurzone w kotle wypełnionym wodą, ukazując widoczny już brzuch ciążowy. Wszystko wskazuje na to, że to pierwsze morderstwo, a kolejne, rytualne pojawią się wkrótce. Robi się niebezpiecznie, tym bardziej, że kobieta Unai spodziewa się dziecka.

Czegóż można spodziewać się po drugiej części trylogii Białego miasta? Ano, czeka tu na czytelnika kryminał z wysokiej półki, w dodatku solidnie doprawiony wiedzą historyczną. Mnóstwo tu nawiązań do wierzeń celtyckich, rytuałów i wierzeń.

 Więcej tu miłości niż w poprzedniej części, więcej relacji międzyludzkich, ale też mnóstwo zagadek i niedopowiedzeń, które tak bardzo pożądane są w tego rodzaju książkach. Trup ściele się gęsto, morderca wyprowadza wszystkich w pole, gra na uczuciach, zmusza do myślenia i kiedy już wydaje się, że zostanie złapany, sprytnie wywija się z rąk policji.

Częste retrospekcje i powrót do czasów młodzieńczych, wyjaśnia wiele i pozwala dużo zrozumieć. Ten sprytny zabieg działa niezwykle odświeżająco i pomaga w zrozumieniu treści, analizowaniu poszczególnych zachowań, poszukiwaniu istotnych informacji.

Eva Garcia znów wspięła się na wyżyny i przedstawiła taki koncentrat emocji, który zwala z nóg. Bawi się z czytelnikiem w kotka i myszkę, zmusza do myślenia, tłumaczy, przedstawia problem, ale nie daje gotowych rozwiązań. I to jest w tym szalenie intrygujące i miłe. Trzeba pomyśleć, by się lepiej czytało. I ja to lubię!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn