Przejdź do głównej zawartości

Lars Simon – Lennart Malmkvist i osobliwy mops Buri Bolmena

Jestem okładkową sroką i czasem piękne wydania gubią mnie w księgarniach. Tym razem zajęłam się książką, której okładka kompletnie mi się nie podobała, ale za sprawą dość sugestywnej namowy pewnego pana, a także fragmentu dostępnego w sieci, postanowiłam spróbować. Co z tego wszystkiego wyszło? Zapraszam na magiczną wycieczkę.



Życie nudnego konsultanta biznesowego płynie powoli i bez żadnych wzniosłości. Do momentu jednak, kiedy to okazuje się, że popełniono zabójstwo, ofiarą jest jego sąsiad, a sprawca tej zbrodni wyparował. Cóż on  Lennart Malmkvist, ma wspólnego z tym okropnym bałaganem? Ano zostaje spadkobiercą magicznego sklepu oraz właścicielem dziwacznego psa, który... gada i wie więcej o magii niż niejeden czarodziej. Okropny sierściuch Buri Bolmen to zwiastun nadchodzących kłopotów albo niezrównoważenia psychicznego, które dotknie głównego bohatera.

Ta książka jest dziwna, co wcale nie znaczy, że zła. W tym szaleństwie jest metoda, bo nic tu nie jest oczywiste. Trudno też jest ją jednoznacznie zakwalifikować do danego gatunku. Niby to trochę bajka, niby powieść fantasy, ale też książka nosząca znamiona kryminału czy też thrillera. Spektrum jest ogromne, ale wydaje mi się, że każdy czytelnik odbierze ją we właściwy dla siebie sposób.

Postaci, na które w książkach zwracam największą uwagę były nakreślone bardzo ładnie. To wspaniały wachlarz przeróżnych charakterów, osobliwości i nietuzinkowości. To właśnie bohaterowie są filarami tej powieści. Trzymają historię w pewnych ramach, dają poczucie wolności i oddechu, cieszą zabawnymi historiami.

Czytając tę pozycję miałam czasem wrażenie jakbym była w Ministerstwie Dziwnych Kroków Monty Pythona, z tym, że tutaj nie chodziło się dziwacznie, a czytało. Trzeba tę szwedzką czy też niemiecką propozycję przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza i otwartym czytelniczym sercem. Wtedy ta oryginalna i niecodzienna propozycja otworzy Wam serca do świata magii i pozwoli się nią cieszyć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn