Przejdź do głównej zawartości

Zapach goździków – Agnieszka Lis

Powoli zbliża się czas, kiedy w centrach handlowych, na ulicach miast i domach, zaczną pojawiać się świąteczne dekoracje, a z głośników popłyną dźwięki nieśmiertelnego Jingle bells albo Last christmas. Zanim jednak ten czas nastanie, teraz już można cieszyć się  bożonarodzeniowymi propozycjami literackimi. Ja wybrałam dziś Zapach goździków od Agnieszki Lis.



Wiedzieć należy, że wybierałam tę książkę spoglądając na okładkę. To właśnie ona zwróciła moją uwagę i dzięki niej zagłębiłam się w lekturze, ponieważ przyznać muszę, że po raz pierwszy sięgnęłam po powieść tej autorki.

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, do których przygotowuje się wielka patchworkowa rodzina i najbliżsi przyjaciele. To swego rodzaju tradycja, której wszyscy skrzętnie przestrzegają. Święta jak zawsze spędzają przy wspólnym stole, który ugina się od wspaniałych potraw, wybornych win wprost z najlepszych winnic i wysublimowanych dźwięków koncertów noworocznych. Nie jest to jednak sielanka. I zanim wszyscy zasiądą do ucztowania, wiele rzeczy i spraw się skomplikuje, co wpłynie na zachowania bohaterów i ich życie.

Nie ma tu do czynienia z jednym konkretnym bohaterem. Głównych postaci jest wiele, zmieniają się jak w kalejdoskopie, ale wypełniają fabułę i tworzą jej trzon. Większość fabuły opiera się na introwertycznym Arkadiuszu, prawdziwym melomanie, nieco gapowatym, ale uroczym  przedstawicielu starszego pokolenia, który żyje otoczony kokonem zwyczajności i rutyny. Zamknięty w swojej bańce nieszczególnie lubi towarzystwo, ale wie, że czasem jest ono niezbędne do funkcjonowania.

Poza nim, jest jeszcze jego była żona Barbara z mężem, dzieci, wnuki oraz przyjaciele  Melania właścicielka najlepszej restauracji w stolicy i jej mąż Klemens, sommelier wielbiący wina oraz gromada ich dzieci i wnucząt.

Cała historia opiera się na relacjach łączących tę grupę ludzi. Na miłości otaczającej rodzinę i przyjaciół, całkowitym oddaniu i nieprawdopodobnym przywiązaniu. Mimo, iż niektóre postaci przedstawione są jako osoby oschłe, eleganckie, sprawiające wrażenie snobistycznych, to inni bohaterowie zacierają to wrażenie. Całość jest wyważona i przemyślana.

Powieść napisana jest pięknie i niezwykle kunsztownie. Doceniam miłość do muzyki klasycznej, zamiłowanie do wysublimowanych trunków i znawstwo etapów ich powstawania. Zachwyciły mnie też cudowne opisy wnętrz, wspaniałych, starych rzeczy, o które się dba, a nie wyrzuca, a także to w jaki sposób można liczyć na rodzinę. Bo to właśnie ona, pomimo cudownej otoczki, jest tutaj najważniejsza.

To była bardzo ciekawa lektura. Nieco pouczająca, dydaktyczna. Zachwycała przemyślanymi dialogami, zabawnymi przekomarzankami i ripostami. To taka powieść obyczajowa osadzona w klimacie świątecznym, ale nie przepełniona lukrem i brokatem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn