Przejdź do głównej zawartości

Brandon Mull – Opowieści Zwierzoduchów

Doskonale znany fanom fantastyki Brandon Mull powraca z przytupem. Jednak książka, o której chcę dziś opowiedzieć nie jest w całości jego autorstwa. Wraz z kilkoma innymi pisarzami stworzył smaczną historię składającą się z opowiadań. 




O Zwierzoduchach usłyszeliśmy już jakiś czas temu i śledziliśmy ich losy. Poznaliśmy dzieci, które w pewnym wieku dowiadywały się, że z danym zwierzęciem łączy je bardzo silna więź, która za pomocą magii związuje je ze sobą, dając obojgu nieopisaną moc. A wszystko dzieje się po to, by walczyć ze złem. 
Dziś krótko o ostatnim tomie niezwykłych przygód Zwierzoduchów i ich opowieściach, bo to właśnie z ich perspektywy patrzymy na rozwijającą się fabułę. Kovo, Jhi, Brigana, Essix i Urazy to pięć różnych zwierząt, których historię poznajemy.

Jest to wydanie specjalne powieści, nie raz i nie dwa nazywane przez fanów gatunku "zapełniaczami", które w większy lub w mniejszy sposób uzupełniają wcześniej wydany cykl. W tej sytuacji można odnieść takie wrażenie, ale nie wpływa to na odbiór powieści i jej wyjątkowość.

Walka dobra ze złem, to zawsze świetny pomysł na książkę, a morał sprytnie wpleciony w historię i ukolorowany wspaniałą baśnią obroni się sam. W przypadku tej niewielkiej powieści mamy dokładnie tego rodzaju wyznaczniki. Uniwersum jest skomplikowane, wielkie i majestatyczne, postaci barwne, charakterne i całkiem od siebie różne, a historia utkana jest niezwykle pieczołowicie i z wielką starannością.

Każde dziecko ma swojego ulubionego superbohatera. Każde przechodzi przez fascynację Supermenem, Avengersami czy Spidermanem. Jestem pewna, że te postaci są równie wspaniałe jak te filmowe, choć może w przypadku Zwierzoduchów więcej jest magii i tej fantastycznej otoczki, która wspomaga młodzieńczą wyobraźnię.

Droga młodzieży! 
Warto zajrzeć do tych książek. Nie pożałujecie.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...