Przejdź do głównej zawartości

Ela Matusiak – Prezent pod choinką

Justyna obudziła się zlana potem. Rozemocjonowana wpadła do łazienki i ochlapała twarz zimną wodą.

O rany! Westchnęła i przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Włosy miała w nieładzie, źrenice rozszerzone do granic możliwości, a policzki zarumienione jak po ostrym crossficie. Zdała sobie sprawę, że tak właśnie powinna wyglądać zaspokojona kobieta. Niestety, noc nie upłynęła jej na radosnym tarzaniu się w łóżku, tylko na męczącym, choć skądinąd przyjemnym śnie, w którym potężne męskie dłonie dotykały jej piersi, muskały różowe sutki i wsuwały palce w jej rozgrzane wnętrze. Te nocne mary, rozbudziły w Justynie ukryte pragnienia i teraz, całe ciało mrowiło ją od zbyt długo kumulowanej energii. Postanowiła jednak zbagatelizować pulsowanie między udami, wziąć chłodny prysznic i pozałatwiać resztę sprawunków, wszak święta już za cztery dni.

zdj. stocksnap z Pixabay

Stanęła przed szafą i delikatnie powiodła palcem po czerwonej sukience, którą kupiła kilka dni temu. Miała nadzieję, że w wigilię będzie wyglądała imponująco i nikt nie zauważy jej rozgoryczenia. Zatuszuje je sukienką i mocnym makijażem, którego de facto nie lubiła. Odepchnęła jednak od siebie te myśli, złapała swoje ulubione ciuchy i szybko włożyła na siebie. Rzuciła jeszcze rozmarzonym wzrokiem na regał, na którym piętrzyły się jej ukochane powieści i wyszła z pokoju. Może wieczorem znajdzie chwilę by poczytać. Teraz czas na świąteczne przygotowania.

Święta świętami, ale fakt, że w wigilię miała stać się czyjąś narzeczoną, psuł jej humor niczym deszcz za oknem. Ojciec już od wielu lat przygotowywał ją do tego dnia, tłumacząc, że jedyna córka miejscowego potentata brukarskiego, musi wyjść dobrze za mąż. Twierdził, że najlepszym kandydatem będzie Franciszek Zabłocki, syn właściciela największej żwirowni w okolicy. Śmiał się też czasem, poklepując Justynę po dłoni, że połączenie tych dwóch firm, umocni ich na rynku budowlanym i pozwoli przebojem wejść na giełdę.

Takie właśnie były marzenia jej ojca, ambitne, rzeczowe, ale przestarzałe niczym telewizor rubin, którego ojciec za nic nie chciał się pozbyć i stał w salonie jak artefakt z zamierzchłych czasów, przypominając domownikom, że to rzecz, którą kupił za swoje pierwsze zarobione pieniądze.

Justyna wielokrotnie rozmawiała z ojcem na temat jej rychłego zamążpójścia, tłumaczyła, że nie po to kończyła filologię angielską żeby teraz zostać kurą domową. Bogatą kurą domową, ściślej rzecz ujmując, ale jednak. Argumentowała, że chciałaby się zakochać i wyjść za mąż z miłości i on, Maksymilian Dalecki, człowiek wykształcony i wydawałoby się obyty, powinien wiedzieć, że nie można nikogo zmusić do ślubu w XXI wieku. Niestety, ojciec był nieugięty i powtarzał jak mantrę, że czasem dla dobra ogółu, trzeba zacisnąć zęby i się poświęcić, a to już na pewno tylko przyniesie same korzyści. A ona, jego jedyna, ukochana córka, żeby nie wpędzić go do grobu, powinna go słuchać i wykonać polecenie.

Dziewczyna czasem wracała myślami do tej rozmowy, ale, że tylko psuła sobie tym nastrój, postanowiła wykorzystać ostatnie dni względnej wolności na dokończenie tłumaczenia książki, nad którą pracowała przez ostatnie tygodnie. To miało być jej ostatnie zlecenie przed ślubem. Potem miała się zająć prowadzeniem firmy i domu. I choć wiedziała, że jej prezesowanie będzie polegało jedynie na podpisywaniu dokumentów, miała cichą nadzieję, że uda jej się przekonać ojca do zmiany zdania na ten temat. Teraz pozostawiła sobie na deser przeczytanie książek z tak zwanego stosu wstydu i przygotowanie do świąt.

To był zawsze jej ulubiony czas w roku. Uwielbiała te wszystkie światełka, bombki i prezenciki, zapach świerku w salonie i ufarbowane kolorowym lukrem pierniki, które pieczołowicie przygotowywała z kucharką Jagą. Odświeżona i ubrana w dżinsy i szarą bluzę oversize, podreptała w kierunku kuchni, po drodze sięgając po wcześniej przygotowaną listę zakupów.

Piękne dębowe schody, prowadziły wprost do rozświetlonego salonu, z którego okien rozpościerał się widok na pokaźny ogród. Kochała ten widok. Lubiła spędzać w nim czas razem z Bogdanem. Ten człowiek był stworzony do pielęgnowania kwiatów. Potrafił wyhodować hortensję z lichej gałązki, albo dorodny krzak lawendy z maleńkiego nasionka. Justyna pomachała przez okno mężczyznom instalującym świąteczne dekoracje, otworzyła drzwi balkonowe i zawołała.

A moja choinka, panowie?

Będzie za godzinę, pani ładna. – Odparł jeden z nich. – Ustawić w salonie, jak co roku?

Tak, tylko teraz proszę ją umieścić bliżej schodów, dobrze?

Się wie, szefowo. Jasna sprawa!

Uśmiechnęła się szeroko do mężczyzn i wbiegła do kuchni, z której wydobywały się wspaniałe zapachy.

Dzień dobry, Jagusiu przywitała się serdecznie z kucharką, która wśród aromatycznych oparów kawy i tostów, spoglądała na dziewczynę z marsową miną. Coś się stało? Justyna w sekundę dopadła do kobiety i mocno ją przytuliła.

Bogdan złamał nogę, zostawił mnie z tym całym przedświątecznym bałaganem i teraz siedzi na chirurgii. Sapnęła, wyswobadzając się z objęć dziewczyny. Siadaj, śniadanie gotowe, zaraz przyjedzie Bartosz, mój bratanek. Będzie pracował zamiast mojego męża, póki ten nie wydobrzeje. Zawiezie cię do centrum.

Jaga, ale ja mogę podjechać autobusem miejskim, zresztą przecież Bogdan specjalnie tej nogi nie złamał, prawda?

Prawda, nieprawda, złamał nogę i już. A mówiłam, osłowi jednemu, żeby nie właził na tę starą brzozę. Ale nie, uparł się, że jemioła w domu musi być. No i masz babo placek i teraz go podziel. Powiedziała kobieta, stawiając przed Justyną talerz pełen tostów z miodem. Jedz, bo wystygnie.

Dziewczyna ucałowała Jagę w policzek, siadła przy stole i uśmiechnęła się pod nosem. Kochała tych dwoje ludzi, którzy pracowali dla jej ojca od ponad dwudziestu lat. Jaga bardzo często zastępowała Justynie matkę, która uciekła od ojca, kiedy dziewczynka miała zaledwie rok. Marzyła jako dziecko, że to oni są jej rodzicami i, że to z nimi wolałaby spędzać wakacje i wszystkie święta, a nie z wywyższającym się i wymagającym ojcem. Dokończyła śniadanie w momencie, kiedy drzwi od ogrodu otworzyły się z rozmachem i pojawił się w nich młody mężczyzna, wypełniając swoją potężną sylwetką wejście do kuchni. Był barczysty i wysoki, musiał się schylić wchodząc do środka, żeby nie zahaczyć głową o framugę. Ubrany był w poprzecierane dżinsowe spodnie, bluzę z kapturem, na którą narzucił pikowaną kamizelkę i czapkę z daszkiem. Spod jej zapięcia wystawał blond kucyk, który niedbale zwisał mu na karku.

Jestem, ciociu. Wujek miał robione prześwietlenie, złamał tę nogę w kostce, teraz czeka na gips i później go odbiorę. Lekarz powiedział, że przed nim długa rehabilitacja, ale szybko z tego wyjdzie.

Jaga odsapnęła z ulgą, mamrocząc pod nosem coś o durniach i uparciuchach i przysiadła na krześle obok Justyny.

No nic, jakoś sobie poradzimy. – Powiedziała zrezygnowana, ale uśmiechnęła się do mężczyzny. – Jak to dobrze, że zgodziłeś się zastąpić Bogdana, pan Maksymilian nie byłby zadowolony, gdyby musiał kogoś szukać. I to przed świętami, tuż przed wspaniałym świętem naszej kochanej dziewczynki. – Pogłaskała swoją ulubienicę czule po policzku. – Justynko, poznaj Bartosza – zwróciła się do siedzącej obok niej dziewczyny. – Od dziś będzie nam pomagał.

Dziewczyna zerwała się z krzesła jakby ją ktoś rozżarzonym węglem przypalał i nieporadnie zaczęła zbierać się do wyjścia.

Cześć, jestem Justyna – podała mu dłoń, którą ujął po chwili wahania i przytrzymał zdecydowanie dłużej niż to było konieczne. – Możemy jechać, jeśli jesteś gotów.

Pani przodem – ukłonił się szarmancko i otworzył drzwi. – Tylko może załóż coś odpowiedniego na siebie, bo w tej bluzie szybko zmokniesz.

Nie chcę zabierać zbyt wielu rzeczy. I tak wrócę obładowana. Zresztą, w centrum handlowym nie pada, a po dworze nie mam zamiaru chodzić.

No jak sobie chcesz, tylko nie mów potem, że nie ostrzegałem.

Bartosz obserwował wsiadająca do samochodu dziewczynę i mrużył oczy. Podobała mu się. Bardzo. Była filigranowa, z burzą kasztanowych włosów opadających na łopatki i był pewien, że nie miała więcej niż metr sześćdziesiąt wzrostu. Zielone oczy i lekko zadarty, piegowaty nos przyciągały jego uwagę. Był jej szalenie ciekawy, ale też ostrożny. Od czasu, kiedy rozstał się z Dagmarą, czyli jakieś trzy miesiące temu, nie miał w swoim łóżku kobiety. Żal po rozstaniu, skutecznie zniechęcał go do erotycznych podbojów, ale teraz, kiedy zerkał na dziewczynę we wstecznym lusterku, skonstatował, że budzi się w nim pożądanie, o którym zapomniał. Rozmyślał tak, płynnie zmieniając pas i włączając się do ruchu.

Możesz zatrzymać się przy bocznym wejściu? – Zapytała. – Mam kilka rzeczy do załatwienia na parterze. Spotkalibyśmy się tam za kilka godzin.

Pewnie, daj mi proszę swój telefon, wstukam ci mój numer.

Dziewczyna wygrzebała w torebce swój smartfon i podała mu uśmiechając się lekko.

Fajna tapeta – zauważył Bartosz, spoglądając na piętrzące się książki i niedopitą filiżankę kawy, – lubisz czytać? – Zapytał, oddając jej telefon. – Proszę. Zadzwoń kiedy będziesz gotowa.

Dzięki – bąknęła i wysiadła z samochodu, ale zanim zamknęła drzwi, nachyliła się jeszcze w stronę chłopaka, tak, że owionął go jej zapach i szepnęła.

To dwie najpiękniejsze i najważniejsze rzeczy w moim świecie. Kawa i książki.

I tylko to kochasz? – Odwrócił się w jej stronę tak, że muskała włosami jego policzek.

Tylko one nigdy mnie nie zawiodły. Nawet najgorsza kawa potrafi postawić na nogi i nawet najgorsza książka poprawić humor. – Odpowiedziała zduszonym głosem i czmychnęła w stronę galerii.

Bartosz patrzył na oddalająca się sylwetkę dziewczyny, odprowadził ją wzrokiem do drzwi galerii, po czym ruszył, szukając miejsca parkingowego. Zaintrygowała go ta pannica. Wprawdzie ciotka opowiadała mu o niej i wyrażała się w samych superlatywach, ale Justyna zawsze jawiła mu się jako rozpieszczona jedynaczka. Sam nie wiedział dlaczego.

Życie chłopaka nie było usłane różami. W swoim dwudziestosiedmioletnim życiu miał za sobą samobójstwo matki, pijańskie rozróby ojca i ciągłe wyciąganie go z opresji. Skończył liceum i zatrudnił się jako kurier, bo wiedział, że tylko dzięki ciężkiej pracy będzie mógł odłożyć na studia. Zajęło mu to kilka lat. Skończył administrację zaocznie, ale za to już za dwa miesiące miał zacząć pracę jako konsultant od funduszy europejskich w miejskim ratuszu i choć ta praca wydawała się nudna, to Bartosz cieszył się jak dziecko. Wreszcie będzie miał etat i rozpocznie naukę na wydziale, który go najbardziej interesuje. Marzyło mu się zarządzanie, dzięki któremu wszystkie drzwi staną przed nim otworem. Ale na te studia potrzebował więcej pieniędzy. A teraz, dzięki ciotce, będzie mógł jeszcze dorobić jako kierowca u Daleckich.

Bartosz postanowił powłóczyć się po galerii. Wiedział, że święta spędzi z wujostwem, bo ojciec na pewno będzie zalany w pestkę i wygoni wszystkich, którzy będą mu przypominali o jego podłej egzystencji, dlatego też skierował swoje kroki do sklepu z tysiącem drobiazgów na różne okazje. Kupił Jagnie srebrną bransoletkę ze znakiem nieskończoności, a Bogdanowi sekator w specjalnym etui. To miał być swego rodzaju żart odnoszący się do ostatnich wydarzeń, ale i rzecz praktyczna, którą będzie mógł wykorzystać wiosną w ogrodzie.



Po chwili zastanowienia, postanowił wybrać też coś dla Justyny. Wprawdzie nie znał jej zbyt dobrze, ale coś podszeptywało mu, że chce zobaczyć zaskoczenie w jej oczach. Nie szukał długo, bo na jednej z półek, znalazł prezent idealny, czyli posrebrzaną zakładkę do książki w kształcie gęsiego pióra. Z dudki zwisało zaś piękne szmaragdowe oczko, otulone siateczką delikatnych metalowych zdobień. To intensywne szkiełko przywodziło chłopakowi na myśl oczy Justyny. Nie zastanawiał się więc długo i po chwili wychodził ukontentowany, dzierżąc w dłoniach torbę z prezentami.

Skręcił jeszcze do księgarni, ponieważ miał zamiar kupić najnowszy kryminał słynnego szwedzkiego pisarza, kiedy zobaczył Justynę. Chodziła między półkami wypchanymi po brzegi książkami i marszcząc zabawnie nos, przyglądała się najnowszym propozycjom wydawniczym. Stał jak zaczarowany. Dziewczyna miała już w koszyku pokaźny stosik książek, ale najwidoczniej zastanawiała się nad kolejną, którą chciałaby uzupełnić swoja biblioteczkę. Nie wiedział, czy stoi tam od godziny, czy dziesięciu minut. Nie mógł oderwać wzroku od tego widoku. Dziewczyna niespiesznie przechadzała się między półkami, muskając raz po raz grzbiety książek. – Ach, gdyby tak przesuwała po moim policzku tym smukłym palcem. – Pomyślał z rozmarzeniem, czując jak w jego ciele zaczyna buzować krew.

O! Kupujesz coś? – Justyna stanęła przed nim, uśmiechając się wesoło.

Cześć, tak, właściwie to przyszedłem po najnowszy kryminał o Harrym. – Wybąkał nieco nieskładnie, zastanawiając się jednocześnie, czy dziewczyna nie dostrzegła jego rozanielonego wzroku. – Lubię szwedzkie kryminały. – Odparł, uśmiechając się szelmowsko. – Widzę, że zakupy pełną parą?

Nie mogłam się powstrzymać. Wprawdzie mam kilka zaległości, które leżą na regale, ale nie wiem kiedy następnym razem będę miała tyle wolnego. Zaraz po świętach zaczynam przygotowania… zresztą nieważne. – Pokręciła głową jakby chciała odepchnąć od siebie natrętną myśl. – Pomogę ci, jeśli chcesz.

Dzięki, miło z twojej strony. – Uśmiechnął się szeroko, zabierając jednocześnie koszyk wypchany książkami.

Spędzili w księgarni pół godziny. Oboje byli zaskoczeni jak przyjemnie minął im ten czas. Rozmawiali o ulubionych tytułach i zdecydowali, że po powrocie do domu wymienią się tymi pozycjami. Te kilka chwil w księgarni, spacer między wizytą w jednym sklepie, a drugim, były zaskakujące. Ich dłonie, pozornie zwieszone wzdłuż ciała, co chwilę muskały się, przyprawiając oboje o szybsze bicie serca. Krótkie spojrzenie, miły gest, odsunięcie z czoła zabłąkanego kosmyka, to wszystko spowodowało, że miła niezobowiązująca rozmowa, wkrótce wskoczyła na wyższy poziom. Justyna nie panowała nad mimiką twarzy i raz po raz na jej obliczu pojawiała się zmarszczka zamyślenia. Bartek początkowo bagatelizował ten gest, ale w końcu nie wytrzymał, stanął naprzeciw dziewczyny i zmusił by spojrzała mu w oczy.

Mów! – Zażądał. – Co się dzieje? Odpływasz gdzieś myślami, sprawiasz wrażenie zdenerwowanej.

Nie, nic. Po prostu coś mi się przypomniało. – Uśmiechnęła się blado. – Słuchaj, może pojedziemy po Bogdana? Dzwonił już?

Jeszcze nie, – odparł zbity z tropu, – ale możemy pojechać i zobaczyć. Poczekaj na mnie przed wejściem, podstawię samochód.

Justyna pobiegła jeszcze do kawiarni po dwie kawy na wynos i wybiegła prosto na deszcz. Kiedy Bartek podjechał pod wejście, była już zziębnięta i całkiem przemoczona.

Wsiadając do samochodu, zaczęła szczękać zębami, ale z uśmiechem wyciągnęła rękę z kubkiem.

Proszę, kupiłam ci kawę.

Dzięki, uparciuchu. Mówiłem, że zmokniesz bez kurtki. Jeszcze mi się tu przeziębisz. – Ujął jej podbródek i spojrzał w oczy. – Były ogromne i z ufnością wpatrywały się w niego własne. Muskał kciukiem jej dolną wargę, była miękka i rozkosznie się rozchylała podczas wdechu. Pomyślał, że chciałby zobaczyć jak Justyna patrzy tak na niego rano, kiedy budzi ją czułym pocałunkiem… Nie! Opanuj się człowieku. – Zrugał się w myślach, a potem powiedział. – Zabieram cię do domu, ciocia zrobi gorącej herbaty. Po wujka pojadę później. – Odparł, z niechęcią odrywając dłoń z jej twarzy i wrzucił pierwszy bieg.

Justyna wpadła do kuchni przemarznięta i roztrzęsiona. Jagna podniosła wzrok znad ciasta piernikowego i załamała ręce.

O matko jedyna, jak ty, dziecko wyglądasz?! Zmyję głowę temu mojemu urwisowi, że o tobie nie pomyślał, – fuknęła. Biegnij pod prysznic i zejdź zaraz na dół. Zrobię coś ciepłego do picia.

Justyna pobiegła na górę. Wchodząc pod strumień ciepłej wody, myślała o Bartoszu. O tym, jak wspaniale się z nim rozmawiało, jak dobrze czuła się w jego towarzystwie i jego dłoni, delikatnie muskającej jej twarz. Nowe, nieznane uczucie zagościło w jej piersi, powodując, że w dole brzucha pojawił się znany ucisk, który już kumulowała od rana. Westchnęła przeciągle, kiedy szorstka gąbka dotknęła jej piersi, a strumień wody zmieniła tak, że uderzał prosto w jej wzgórek łonowy. Doznanie było silne i intensywne, rozszerzyła więc nogi, naprowadzając wodę na swój najczulszy punkt. Ścisnęła mocno pierś, uszczypnęła się w sutek i wyobrażając sobie Bartosza pochylającego się nad nią, doszła gwałtownie, dławiąc okrzyk.

To było bardzo intensywne, ale nie do końca satysfakcjonujące.

Justyno! – Donośny głos ojca zagrzmiał za drzwiami jej pokoju. – Wszystko w porządku?

Tak tato, uderzyłam się wychodząc spod prysznica. – Odkrzyknęła i owinęła się ręcznikiem.

Jak się odświeżysz, zapraszam cię do gabinetu. Musimy porozmawiać o wigilii.

Justyna przewróciła oczami, ale grzecznie odpowiedziała, że będzie za pięć minut. Szybko przebrała się w legginsy i koszulę w kratę, a na stopy nałożyła ogromne różowe skarpety. Wyglądała uroczo i dziewczęco.

Wchodząc do gabinetu, omal nie potknęła się z wrażenia na progu. Ojciec siedział za biurkiem zawalonym po brzegi dokumentami, a w fotelu naprzeciwko, jak gdyby nigdy nic rozgościł się Franciszek, pociągając ze szklanki bursztynowy płyn. Nie pierwszy dzisiejszego dnia, sądząc po mętnym spojrzeniu i kwaśnym zapachu wydobywającym się z jego ust. Dziewczyna pomyślała, że brakuje tylko ciemnych zasłon, dymu z cygara oraz ulizanych fryzur i obrazek przedstawiałby kadr z Ojca chrzestnego.

Dzień dobry, tato. Franciszku. – Przywitała się grzecznie, podchodząc do chłopaka i całując go w policzek. – Domyślam się, że chcecie porozmawiać o zaręczynach? – Ten drgnął nieznacznie, zlustrował ją wzrokiem i z udawaną nonszalancją skomentował ubiór dziewczyny.

Dobrze, że niedługo zostaniesz moją narzeczoną. Wyglądasz… no cóż, dość niechlujnie. Powinnaś bardziej się postarać. Za kilka dni będziesz nosiła to co ładne, a nie wygodne. Jako moja przyszła żona, musisz wyglądać niczym uosobienie gustu. – Powiedział, taksując ją wzrokiem i zaśmiał się rubasznie. – Żona ma być i do tańca i do różańca. Choć to drugie w ogóle wyrzuciłbym bym ze słownika.

Ojciec uśmiechnął się jakby był to najlepszy żart w historii, ale szybko się opanował i kazał córce zająć miejsce obok Franka.

W wigilię o dwudziestej, rozpocznie się wasza uroczystość, na której obwieścimy wszystkim zebranym radosną nowinę. Jak wcześniej ustaliliśmy, podpiszemy też wstępną umowę i zostaniemy wspólnikami, a po ślubie ruszymy z interesem pełną parą. Nikt nas nie zatrzyma!

Na cudzym garbie do raju! – Wymamrotała Justyna.

Ty, się moja droga ciesz. Niejedna dziewczyna chciałaby być na twoim miejscu i mieć tak wpływowego męża. A twoje docinki wcale nam nie pomagają. Ba, jestem przekonany, że jeszcze mi podziękujesz. Może nie teraz, ale za kilka lat na pewno.

Justyna nie skomentowała słów ojca, odwróciła głowę i z niesmakiem spojrzała na przyszłego narzeczonego. Był przystojnym mężczyzną. Wysokim brunetem o przenikliwym, szarym spojrzeniu. Niestety biła od niego arogancja, a cynizm i snobizm, to były jego dwie ulubione siostry, z którymi właściwie się nie rozstawał. Zanim dogadał się z jej ojcem, często widywano go z napompowanymi botoksem dziewczynami, które lepiły się do niego w klubach. Od pewnego czasu jednak, Franek zachowywał się na tyle poprawnie, że nie docierały do niej żadne plotki na ten temat.

Maks, chciałbym zamienić kilka słów z Justyną, jeśli można?

Ojciec zachowywał się jak jego oddany. Natychmiast wstał od biurka i skierował swoje kroki w stronę drzwi.

Oczywiście, oczywiście, macie swoje sprawy, porozmawiajcie. Powiem kierowcy, żeby odwiózł cię później do domu. – Nie będzie mnie na kolacji, Justyno. Prawdopodobnie wrócę dopiero jutro. Muszę jeszcze posiedzieć przy umowie i dopiąć wszystko na ostatni guzik.

Dziękuję, teściu. – Odpowiedział, robiąc w jego stronę irytujący gest amerykańskiego chłopca, pod tytułem you’re my man!

Maksymilian stanął w drzwiach, ubawiony serdecznie, poklepał Franka po ramieniu i wyszedł raźnym krokiem.

No, to teraz możesz mi pokazać jak bardzo cieszysz się na myśl, że wkrótce zostaniesz panią Zabłocką. – Franek podszedł do dziewczyny i mocno ją chwycił za ramiona. – No, dalej, wyłuskaj z siebie trochę ognia. Nie możesz być ciągle taka niedostępna. – Przygarnął ją do siebie, zarzucił jej ręce na swój kark i zmiażdżył usta, cuchnącymi whisky wargami. Posapywał przy tym jak lokomotywa, co spowodowało, że Justynie zrobiło się niedobrze.

Przepraszam, nie chciałem przeszkadzać, ale poproszono mnie żebym pana odwiózł. – Bartosz wypełniał swoją potężną sylwetką drzwi i zaciskając dłonie w pięści obserwował sytuację, którą zastał w gabinecie.
Justyna wykorzystała sytuację, odskoczyła od mężczyzny i wybiegła z pokoju, pozostawiając mężczyzn samych sobie.

Niefortunnie trochę wparadowałeś tutaj, gościu, ale ci wybaczam. – Wybełkotał Franek. – Może faktycznie zawieź mnie już do domu, bo tu raczej pocieszenia nie znajdę. – Zaśmiał się ze swojego żartu.

Bartek usiadł za kierownicą i poczekał, aż szanowny absztyfikant zajmie miejsce z tyłu, po czym ruszył z piskiem opon.

Franek ryknął z ukontentowaniem, usiadł pośrodku tylnej kanapy i klepnął Bartka w ramię.

Jesteś spoko gość, umiesz jeździć. I wiesz jak prowadzić. Swoją drogą, w tej maszynie jest więcej życia, niż w mojej, pożal się Boże przyszłej narzeczonej.

Chłopak nie zareagował na zaczepkę, ale zacisnął dłonie na kierownicy tak mocno, aż pobielały mu kostki. Nie podobało mu się jak ten pijany człowiek mówił o Justynie, a humor całkowicie popsuła mu informacja o ich rychłych zaręczynach. Bartek był autentycznie zły. Cały dzień upłynął mu we wspaniałej atmosferze, wszystkie te godziny, były wypełnione Justyną, dziewczyną zagadkową, uroczą i naturalnie piękną. Sam dziwił się jak ta znajomość na niego wpływa, ale nie było odwrotu. Jego ciało i umysł reagowały na tę kobietę jak na żadną inną. Chciał ją bliżej poznać, porozmawiać, być przy niej. Niestety, ten pijany w sztok biznesmen od siedmiu boleści, zepsuł mu misterny plan i humor jednocześnie.

Samochód zatrzymał się nieopodal klubu nocnego. Bartek odwrócił się do pasażera.

Tutaj mieszkasz?

Nie, ale tutaj mieszka taka kocica, która wynagrodzi mi dzisiejszy wieczór. I może dzięki temu zapomnę o tej zimnej rybie, Justynie. – Puścił do chłopaka oko i cmoknął znacząco. – Wiesz o co mi chodzi, prawda?

Tak naprawdę Bartek nie chciał wiedzieć. Był wściekły i najchętniej przyłożyłby temu pyszałkowi w gębę. Powstrzymał się jednak od zrobienia afery, poczekał aż wyjdzie z samochodu i czym prędzej pognał w stronę willi Daleckich z postanowieniem, że porozmawia z Justyną, nawet jeśli miałby wejść d jej pokoju przez balkon.

Wpadł do kuchni jak huragan i marszcząc brwi usiadł ciężko za stołem. Jagna popatrzyła na niego ze zrozumieniem. Widziała jak w oczach chłopaka pojawia się diabelski błysk, kiedy spojrzał na Justynę, dlatego podsunęła mu pod nos kieliszek nalewki wiśniowej, którą sama przygotowała latem i rzekła.

Zostaw to, Bartek. To już postanowione. Ona wkrótce wyjdzie za mąż. Już od dawna było wiadomo, że poślubi tego całego Franciszka. Szlag mnie trafia, jak sobie pomyślę, że ojciec tak ją wykorzystuje. Ale ona jest dorosła. Wie co robi. Nawet jeśli mi się to bardzo nie podoba, to nie mam na to wpływu. – Wstała, pogłaskała go po głowie i wyszła do siebie, żeby zająć się rekonwalescentem.

Chłopak popatrzył na oddalającą się ciotkę udręczonym wzrokiem. Żadna, absolutnie żadna kobieta nie zalazła mu tak za skórę i to w kilka godzin. Był przekonany, że albo zwariował, albo Justyna rzuciła na niego jakiś czar. Wypił zawartość kieliszka jednym haustem i ze zwieszonymi ramionami, udał się do swojego pokoju. Jednak po drodze, zerknął do salonu, z którego sączyło się ciepłe światło. Wśród pudeł porozstawianych na całej powierzchni podłogi, siedziała Justyna. Była zwrócona do niego plecami. Włosy zawiązała w węzeł i pozwoliła, by luźne kosmyki spływały jej na ramiona. Miała narzucony na siebie wełniany sweter, który przystosowywał się do kształtu jej ciała z każdym ruchem. Obracała właśnie w rękach ogromną kulę lampek choinkowych, które ktoś w ubiegłym roku, w pośpiechu pakował do pudeł i nie zawracał sobie głowy porządnym zwijaniem. Wyłuskiwała z niej pojedyncze kabelki i cicho nuciła So, this is christmas Celine Dion.

Bartosz obserwował ją przez chwilę. Wiedział, że powinien pójść do siebie, ale jakaś dziwna siła pchała go w stronę dziewczyny i nim głowa przyswoiła myśl, z ust wyleciało pytanie.

Widzę, że teraz ty potrzebujesz pomocy.

Dziewczyna odwróciła się, dygając lekko i ukradkiem ocierając łzy.

O to ty. Jak Bogdan? Dobrze się czuje? – Gadała jak najęta. Zupełnie nie miałam czasu go odwiedzić.

Bartosz podszedł do niej, wyjął z jej rąk plątaninę kabli i usiadł obok.

Daj, ja to zrobię.

Dzięki, nie poradziłabym sobie. Jestem przekonana, że te kable same się tak plączą, po to by uprzykrzyć człowiekowi życie. One żyją własnym życiem. – Odpowiedziała z przekąsem i zaczęła przeszukiwać pudła pełne starych, wielobarwnych bombek, które z pewnością pamiętały niejedną gwiazdkę. – O, mam! To moja ulubiona bombka. – Rzekła, ujmując złoto-fioletową ozdobę, z której już dawno temu osypał się brokat. – Przypomina mi czasy, kiedy moim największym zmartwieniem było to, co znajdę pod choinką. Było tak beztrosko.

Dorosłość jest przereklamowana. – Rzucił Bartek, podchodząc do pachnącego świerku i obwijając dolne gałązki lampkami.

Justyna zgodziła się z chłopakiem i dołączyła do niego, powoli przyozdabiając drzewko kolorowymi ozdobami.

Tak, zdecydowanie.

Bartek spojrzał na dziewczynę, na jej przekrwione oczy i zaróżowione usta, wspaniałą piegowatą twarz i już wiedział, że przegrał z kretesem. Był nią zafascynowany i jednocześnie zirytowany jej postawą.

Nie musisz tego robić! – Nie wytrzymał, zostawił światełka i spojrzał na dziewczynę.

Co? Nie rozumiem. – Odpowiedziała. – O co ci właściwie chodzi?

O twoje zaręczyny z tym idiotą, do cholery. – Wściekł się w sekundę, przypominając sobie tę fałszywą kreaturę. – Mamy XXI wiek! To nie czas na aranżowane śluby w imię przyszłych biznesów!

Nic o mnie nie wiesz! Nie masz prawa mnie oceniać, a tym bardziej wchodzić z butami w moje życie. – Odwróciła się na pięcie i jak zwykle w takich sytuacjach chciała uciec.

Bartek dał susa w jej stronę, chwycił ją za rękę i obrócił w swoją stronę.

Poczekaj, nie uciekaj ode mnie. – Odwrócił jej twarz w swoją stronę. – Nie kochasz go. – Oznajmił. – Wiesz to. Nie skazuj się na życie w kłamstwie tylko dlatego, że wymaga tego od ciebie ojciec, proszę.

Justyna uniosło głowę, spojrzała na chłopaka oczami pełnymi łez i wbrew sobie wydukała.

Nie będzie tak źle, a wszyscy i tak na tym zyskają.

Proszę cię, nie kłam. Nie mnie. Nic nie będzie dobrze, przecież ty nawet nie możesz znieść jego dotyku. Widziałem.

Nic nie widziałeś, ale powiem ci coś, przyzwyczaj się do tego, bo niedługo takie przytulanie będzie na porządku dziennym. – Justyna uniosła butnie głowę do góry i wytrzymała spojrzenie.

To miało być przytulanie? – Zacietrzewił się Bartosz. – Ten człowiek wyglądał jak sęp na polowaniu. On uzurpuje sobie prawo do ciebie, traktuje cię jak swoją własność. Wspaniałą błyskotkę, którą będzie mógł się pochwalić w towarzystwie, a potem trzymać zamkniętą w złotej klatce. Nie oszukuj się, że będzie inaczej. A teraz pokażę ci na czym polega przytulanie.

Bartek bez ostrzeżenia zagarnął dziewczynę do siebie. Wplótł palce prawej dłoni w jej włosy na karku, lewą głaszcząc łopatki. Przytulił twarz do jej głowy i cicho wyszeptał, delikatnie muskając wargami jej ucho.

Tak właśnie wygląda przytulanie. Do tego trzeba zaangażować całe ciało, ręce i dłonie. Przygarnąć drugą osobę do siebie i oddychać jednym, miarowym rytmem.

Początkowo Justyna stężała w jego ramionach, ale kiedy usłyszała bicie serce chłopaka, poczuła silną dłoń między łopatkami, przylgnęła do niego ufnie i rozpłakała się jak małe dziecko. Trwała tak w jego ramionach, bojąc się galopujących pragnień, które z minuty na minutę wypełniały jej głowę.

Widzisz, tak powinnaś być przytulana. – Szepnął Bartek, ujmując twarz dziewczyny w swoje dłonie. – Nie płacz, proszę.

Po twarzy Justyny turlały się olbrzymie, perliste łzy rozpaczy. Bartosz głaskał ją delikatnie po policzku, ścierając kciukiem słony potok. W przypływie odwagi, schylił się i ucałował prawe oko. Potem przeniósł twarz na drugie i uczynił to samo, scałowując z powiek problemy, z którymi dziewczyna walczy. Na koniec złożył pocałunek na piegowatym nosie i odchylił się, żeby spojrzeć jej głęboko w oczy.

Jesteś piękna. – Wyszeptał, spoglądając na usta dziewczyny, które ta lekko przygryzała. Słyszał jej świszczący oddech i przyspieszone bicie serca. Widział jak reaguje jej ciało, kiedy przejechał kciukiem po jej wewnętrznej stronie przedramienia. Miał ochotę się w niej zatracić, zaopiekować i nie oddawać nikomu, a już na pewno nie temu przeklętemu Franciszkowi.

Justyną targały gwałtowne uczucia. Z jednej strony chciała być lojalna wobec ojca, z drugiej, miała ochotę na bunt. Poza tym, to co wyczyniał z nią Bartosz, przechodziło ludzkie pojęcie. Jej ciało mrowiło w miejscach, w których jej dotykał, skóra pokrywała się gęsią skórką, a w dole brzucha buzowała gorąca, nieokiełznana siła, której z pewnością nie ugasi zimny prysznic. Oddychała coraz szybciej i powoli zatracała się w spojrzeniu mężczyzny stojącego przed nią.

Bartosz pochylił się dotykając swoim nosem jej nosa, zaciągnął się oddechem wydobywającym się z lekko rozwartych ust, a potem przytknął swoje wargi do tych różowych i rozedrganych, trwając w bezruchu i chłonąc niezaprzeczalną przyjemność z połączenia najdelikatniejszych i zmysłowych części ciała.

Justyna zadrżała i rozchyliła wargi. Na to czekał Bartosz. Wdarł się w jej usta gwałtownie, zawłaszczając sobie jej język w posiadanie i wyduszając z niej przeciągły jęk zadowolenia. Chłopak nie ustępował, zagarniał, muskał i przygryzał wargi dziewczyny, doprowadzając tego, że zaczęła topnieć w jego ramionach, wić się, niczym kobra i ocierać sterczącymi sutkami o jego tors. Mimo, iż dzieliły ich warstwy ubrań, bliskość ciał doprowadziła ich niemal do szaleństwa. W końcu Bartosz skończył ten zachłanny pocałunek, odsunął się od dziewczyny o krok, ujął jej twarz w swoje wielkie dłonie i z leniwym uśmiechem wylewającym się na jego twarz, stwierdził.

Tak powinnaś być całowana. I tak powinnaś wyglądać. Rozgrzana, zarumieniona, niewymownie szczęśliwa. – Właśnie taką chciałem cię widzieć przez cały dzień.

Ktoś tu ma chyba zbyt wysokie mniemanie o sobie. – Powiedziała, doprowadzając się do porządku.

Bartek roześmiał się serdecznie.

Sam nie wiem, czy cię teraz tulić, całować, czy się z tobą mocować. Zalazłaś mi za skórę, dziewczyno i bardzo mi się to podoba.

Nie odpowiedziała nic na te słowa. Dotknęła palcami pulsujących ust i zdała sobie sprawę, że nigdy nie będzie się tak czuła w towarzystwie Franciszka. Ba, dochodziła do wniosku, że żaden mężczyzna nie doprowadzi jej do takiego stanu jak przed chwilą Bartek. To były jedynie krótkie chwile osób znających się niecałe dwadzieścia godzin, a przepełniła je niewysłowiona namiętność i jakaś nić przywiązania, której dziewczyna zupełnie nie rozumiała.

Bartosz obserwował jak dziewczyna się miota, jak powoli przegrywa wewnętrzną walkę z samą sobą. Nie chciał jej zostawiać, ale to było jedyne wyjście z sytuacji. Chciał, by przemyślała sprawę z Frankiem i przyszła do niego kiedy będzie gotowa.

Jesteś wspaniała, pamiętaj o tym, ale nie mogę się przyglądać bezczynnie jak marnujesz szansę na szczęście. Dobranoc. – Cmoknął ją w skroń i skierował kroki do swojego pokoju.

Wiedział, że był samolubny, wiedział też, że kierowała nim zazdrość. Nie chciał i nie mógł jednak pozwolić na te zaręczyny. Nawet kosztem wypowiedzenia.

Justyna została sama. Miała do przemyślenia mnóstwo rzeczy. I choć serce cały czas podpowiadało jej, że Bartek to nowo poznany chłopak, ale paradoksalnie bliższy jest jej sercu niż przyszły narzeczony. Nie powinna więc zaprzepaszczać szansy na szczęście, ale jednak rozsądek kierował myśli ku ojcu i Franciszkowi, którzy już poczynili pewne przygotowania odnośnie do ich życia i firmy. Walczyła z myślami do pierwszej w nocy, w międzyczasie przystrajając choinkę kolorowymi świecidełkami. Kiedy włączyła lampki, cały salon oświetlił delikatny blask, który nieśmiało wydobywał się spośród gęstych, kłujących gałązek świerku. Bombki pstrzyły się kolorami i kształtami, a zapach piernikowych aniołków delikatnie głaskał zmysły. Usiadła na podłodze i z ukontentowaniem spoglądała na swoje dzieło. W tym roku choinka wygląda wyjątkowo pięknie. Stwierdziła, że piękne mogą być też święta. Musi tylko wziąć sprawy w swoje ręce i nie pozostawiać ich losowi.

Decyzję podjęła w sekundę. Zerwała się z podłogi i omijając rozstawione na podłodze pudła, udała się w kierunku pokoju Bartosza. Dopadła do drzwi wiedziona jakąś niewidzialną siłą, ale kiedy nacisnęła na klamkę, cała odwaga ją opuściła.

Drzwi uchyliły się na tyle, że w ciemności dostrzegła Bartka. Chłopak siedział oparty o wezgłowie i bezmyślnie przeglądał coś w telefonie. Kiedy usłyszał, że drzwi się otwierają, uniósł wzrok i spojrzał w ogromne oczy Justyny.

Coś się stało? – Zapytał, jednocześnie podnosząc się z posłania.

Tak, to znaczy nie… nie wiem właściwie po co przyszłam.

A ja myślę, że wiesz, tylko trudno ci się do tego przyznać. – Podszedł do niej tak blisko, że dziewczyna oparła się plecami o drzwi. Pochylił się i ucałował kącik jej ust.

Pomóc ci? Z przyjemnością zrobię to kolejny raz. – Szeptał, nie przestając muskać jej ustami. Właśnie sunął nosem po krzywiźnie podbródka, smakując językiem fakturę jej skóry, kiedy Justyna chwyciła go mocno za ramiona, przyciskając jego głowę do swojej szyi.

Pokaż mi jak czuć, jak kochać, jak zatracić się bez reszty. Proszę. – Załkała.

Maleństwo, – wyszeptał, – miłość nie bierze jeńców, miłość, czy to fizyczna czy duchowa daje wolność. Ale ja nie potrafię ci tego dać. Ja chcę ciebie całej. Dla siebie. Dla nas. Dla wspólnej przyszłości. Nie zniosę myśli, że inny mężczyzna może cię dotykać. Rozumiesz? Musisz to wiedzieć. – Dodał, lekko prowadząc palcem po wewnętrznej stronie paska od spodni. – Musisz być całkowicie pewna czego chcesz.

Justyna stała jak sparaliżowana. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko, serce waliło jej młotem, a oddech uwiązł w gardle. Bartek ledwo ją dotykał. Muskał jedynie wilgotnymi wargami i wodził palcem po płaskim brzuchu, ale w połączeniu z jego niskim głosem i wzrokiem pełnym pożądania, ciało dziewczyny zareagowało żywiołowo.

Bartek zassał delikatną skórę na szyi i podniósł głowę, żeby móc spojrzeć dziewczynie w oczy. Jednocześnie przesunął dłoń ku ciężkim piersiom, które aż prosiły o pieszczoty. Delikatnie wsunął dłoń pod koronkowy biustonosz, objął pierś ręką i delikatnie ścisnął sutek.

Z ust dziewczyny wydobył się przeciągły jęk, który nieomal pozbawił go rozsądku. Powstrzymał się jednak resztką sił, wpił się w jej wargi i po chwili zmusił by spojrzała mu w oczy.

Jaka jest twoja decyzja, maleństwo? – Podjął swoją wędrówkę, docierając do drugiej piersi. Musnął zachęcająco sutek kciukiem i przesunął rękę ku dołowi. Dotarł do bielizny, zatrzymał się i wymruczał. – Przestać?

Nie, proszę. – Zakwiliła. – Błagam nie przestawaj. – Dotyk Bartka rozgrzewał ją do białości. Nie miała już siły się bronić. Chciała teraz, zaraz rzucić się na niego, dosiąść i oddać się pełnemu pasji pożądaniu.

Musisz mi powiedzieć czego chcesz.

Chcę ciebie, całego. Tylko dla siebie.

Chłopak wyszczerzył zęby i z dzikim mruknięciem rzucił się na jej wygłodniałe usta. Całował ją z pasją, jednocześnie pozbywając się ubrań. Kiedy stali przed sobą w samej bieliźnie, Justyna powiodła wzrokiem po wielkim umięśnionym torsie, przyciągnęła go do siebie i ścisnęła za pośladki. W tym czasie Bartek odpinał już biustonosz i zamknął usta na różowym sterczącym sutku. Ssał go, drażnił zębami i językiem, sprawiając, że z gardła dziewczyny wydobył się krótki okrzyk rozkoszy.

Bartek stłumił go pocałunkiem i pociągnął dziewczynę na łóżko. Opadła na plecy, uniosła biodra i jednym ruchem zerwała z siebie majtki. Była tak rozgrzana i rozochocona, że szeroko rozstawiła nogi i umieściła palce na wzgórku łonowym. Oczy Bartka zrobiły się czarne z pożądania. Łakomie spoglądał na palce dziewczyny, które centymetr po centymetrze zbliżały się do jej dolnych warg, rozchylając je i pieszcząc najczulsze z miejsc. Przesuwały się po różowym kwiecie kobiecości z wprawą i pewnością, że to sprawi jej przyjemność.

Chciał posmakować tych soczystych warg i zagłębić język w jej wnętrzu, ale postanowił zagrać w tę grę, którą Justyna rozpoczęła. Powoli uklęknął między jej nogami, przesuwając prawą dłonią po swoim nabrzmiałym członku.

Patrz na mnie, maleństwo. – Popatrzył na nią, niemal wywarkując komendę.

Spojrzała na niego spod rzęs, nadając swoim palcom coraz szybsze ruchy. Jej oddech się zmienił, przyspieszył, a nogi zaczęły drżeć.

O nie! – Przerwał pieszczoty. – Chcę żebyś pierwszy raz doszła w moich ustach.

Zmienił pozycję, ucałował wnętrze jej ud, by po chwili zaatakować z impetem ociekające sokami wargi. Pieprzył ją językiem, a wydobywające się z gardła dziewczyny jęki tylko mu w tym pomagały. Po chwili wsunął w nią dwa palce. Zaczął rytmicznie nimi poruszać, jednocześnie zataczając językiem kółka po różowym, nabrzmiałym podnieceniem guziczku.

Justyna zaczęła drżeć i jęczeć pod wpływem tej intensywnej pieszczoty. Napięcie, które rozsadzało dolne partie jej ciała, stało się nie do wytrzymania i wybuchło w niej miriadą gigantycznej rozkoszy, którą cierpliwie zlizał z niej Bartosz.

Ucałował jej drżące z rozkoszy wargi, potem brzuch, miejsce między piersiami i wreszcie usta.

Jesteś taka piękne, kiedy dochodzisz. – Wyszeptał między pocałunkami, jednocześnie sięgając do spodni. – Już nie mogę się doczekać kiedy cię posiądę. – Szybko wyjął z portfela prezerwatywę, nałożył ją z wprawą i ułożył z powrotem między nogami dziewczyny.

Zataczał biodrami kręgi, głaszcząc Justynę naprężonym członkiem. Chwycił dziewczynę za dłonie, uwięził je zdecydowanym ruchem nad jej głową i delikatnie wsunął się w jej wilgotne wnętrze. Uczucie było obezwładniające. Zaciskające się na nim mięśnie, które nosiły jeszcze znamiona poprzedniego orgazmu, niemal odebrały mu rozum. Popatrzył dziewczynie głęboko w oczy i zaczął się ruszać. Powoli, subtelnie wsuwał się i wysuwał, delikatnie poruszając ten najczulszy punkt wewnątrz. Justyna wiła się pod nim w narastającej, bezzbrzeżnej przyjemności.

Jesteś idealna. Pasujesz do mnie. Czujesz jak ciasno mnie oplatasz?

Mocniej. – Wyjęczała, jednocześnie gryząc go w płatek ucha.

Taka zachęta wystarczyła, by chłopak przyspieszył. Poruszał się coraz szybciej i gwałtowniej, nie przerywając połączenia wzrokowego.

Patrz na mnie, patrz mi w oczy! – Zażądał.

Dziewczyna spełniła jego prośbę i patrząc w te pociemniałe od pożądania oczy doszła z krzykiem.

Taaaak, och takkk… – jęczał Bartek, kończąc ten wyjątkowy wieczór potężnym orgazmem.

Leżeli tak chwilę, wtuleni w swoje szyje, spleceni w miłosnym uścisku niczym para znająca się od wielu lat. Dyszeli jak po długim maratonie, marząc o chwili odpoczynku, by za chwilę zatracić się w przyjemności na nowo.

To było wspaniałe. – Powiedziała cicho Justyna, przerywając tę intymną chwilę.

Ty byłaś wspaniała. I piękna, absolutnie piękna. – Ucałował ją w usta i przeturlał na prawą stronę łóżka.

Chodź tu do mnie. – Zrobił jej miejsce otwierając ramiona.

Dziewczyna skorzystała z zaproszenia, ufnie przytulając się do jego szerokiej klatki piersiowej.

Wiesz, że musimy porozmawiać? – Wymruczał w jej włosy.

Wiem.

I zdajesz sobie sprawę, że nie ma możliwości na twoje zaręczyny z Frankiem? – Odwrócił jej głowę tak, by spojrzała w jego oczy.

Tak, ale najpierw muszę porozmawiać z tatą. – Odpowiedziała niepewnie, zdając sobie sprawę z tego jak olbrzymią awanturę wywoła jej wyznanie.

Bartosz przytulił ją mocno. Chciał żeby ta dziewczyna była z nim. By mógł budzić się co rano w jej ramionach i spełniać z nią marzenia. Nie wiedział co przyniesie mu jutro. Nie wiedział jakie niespodzianki szykował dla nich los, ale był pewien, że dla tej dziewczyny warto poświęcić wszystko. Absolutnie.

Pomogę ci. – Odpowiedział formułką, którą powtarzali dziś sobie kilkukrotnie.

Wiem. – Ucałowała go namiętnie i spojrzała w dół. – Gotów na drugą rundę?


zdj. Angela Rose z Pixabay



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn