Przejdź do głównej zawartości

Aleksandra Rumin – Głosuj na Polaka

 Można by się zastanawiać, czym zasłużyła sobie na mą dozgonną miłość Aleksandra Rumin, ale odpowiedź jest szalenie prosta. Otóż autorka ma doskonałe oko do fałszu, celnie wytyka nasze polskie błędy i kpi z nich z ogromną wprawą. A że robi to inteligentnie, lotnie i z olbrzymim poczuciem humoru, toteż pochłaniam jej książki jak lek na złe samopoczucie i radośnie szukam dziur w całym w najbliższym otoczeniu.



Żeby dobrze wgryźć się w tę historię, należy mentalnie przenieść się do niewielkiej miejscowości gdzieś w Polsce, w której miłościwie panujący wójt ma kochankę, lewe dochody i trzęsie gminą niczym najlepszy z polityków. Do czasu jednak, kiedy znika w niewyjaśnionych okolicznościach, a o jego miejsce ubiegają się inni kandydaci. Z czego jeden z zupełnego przypadku, a nawet przymusu.

To, co charakteryzuje tę powieść to lekkość pióra, inteligentne dialogi i wysmakowane poczucie humoru. Nie ma tu miejsca na nic nieznaczące gagi. Są za to żarty sytuacyjne, cięte riposty i zabawne zwroty akcji. Dzięki podziałowi na rozdziały, czytelnik ma szansę poznać dokładnie bohaterów powieści (a jest ich kilkoro i są to postaci szalenie barwne), zżyć się z nimi i stanąć po ich stronie lub wręcz przeciwnie.

Tak jak w poprzednich książkach, tak i tutaj pojawiają się zabawne sceny i sytuacje, które kpią z pewnych ludzkich zachowań, drwią ze zbyt pewnych siebie dorobkiewiczów i pseudo-biznesmenów, miejscowych polityków i osób uchodzących w gminie za ważne. Autorka sprytnie zwraca uwagę na idiotyczne zachowania i konsekwencje, które za sobą niosą, ale też wskazuje, że niektóre z nich  przypisać można jedynie wytrawnym politykom z Wiejskiej, przy czym ta absurdalna poprawność (choć może raczej nie) polityczność aż kłuje w oczy i zwraca uwagę na tyle, że doszukujemy się porównań w prywatnym życiu.

Aleksandra Rumin ma niebywałą smykałkę to odzierania ludzi z kolejnych warstw obłudy i wytykania im błędów. Doskonale zna zasady działania pewnych struktur i bezbłędnie celuje w ich czułe punkty. Dodatkowo, z niezwykłą zręcznością lawiruje na pograniczu groteski i kiczu, i mimo przejaskrawienia, rysuje wyimaginowany obraz, ale na wzór i podobieństwo nas  Polaków.

Jak zwykle trafia w punkt i daje do zrozumienia, że w każdym środowisku znajdzie się coś, z czego można się pośmiać, wykpić i zadrwić.

Postaci w tej książce są barwne, wielowymiarowe, często ciapowate, niewyidealizowane i ludzkie. I choć bliżej im do filmowego Flipa i Flapa, niż superbohaterów z komiksów, to i tak robią wrażenie na czytelniku i wywołują całe spektrum uczuć; od sympatii, po szczerą nienawiść.

Polecam wszystkim, którzy mają dystans do życia i do siebie. Śmiejmy się, bo tylko to nam pozostało!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn