Przejdź do głównej zawartości

Charlie Mackesy – Chłopiec, kret, lis i koń

 Trudno czasem opowiedzieć o miłości, przyjaźni i oddaniu, używając słów, które nie zabrzmią pompatycznie i górnolotnie. Ale jeśli ma się na to pomysł, to może wyjść z tego historia na wskroś wyjątkowa. Tak też się stało w przypadku tej przepięknie wydanej książeczki.



Jest to niezwykle krótka, ale dość dynamiczna opowieść o zagubionym chłopcu, który szuka drogi domu oraz zwierzętach które poznaje podczas wędrówki. Relacja jaka między nimi powstaje, jest wyjątkowa. Polega na wspólnym odkrywaniu pewnych wartości, powolnym poznawaniu swoich charakterów i olbrzymim zaufaniu. I to zaufanie oraz ogromne poczucie przynależności do drugiej istoty, sprawiają, że wszyscy zostają przyjaciółmi, na których zawsze można liczyć. 

Da się tę książkę czytać, oglądać wspaniałe, choć proste ilustracje, można też ją wąchać, bo zapach farby drukarskiej przyjemnie łechce nos, ale można też wgapiać się po prostu w krótki tekst na jednej ze stron i dowolnie go interpretować, albo nawet tłumaczyć sobie na wiele sposobów.

Konkluzja tej historii jest taka, że dom to nie mury i rodzina, a osoby, które go tworzą. Dom można stworzyć wszędzie, w każdym miejscu na ziemi, ale przyjaźni i zaufania nie da się zdobyć, na nie trzeba zasłużyć. 

W przypadku tej pozycji gwarantowany jest i uśmiech, i wzruszenie, ale też kilka chwil zadumy. Nie jest to jednak protekcjonalny ani skomplikowany przekaz. Polecam gorąco! Do tej ksiązki można wracać często i w każdej chwili.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn