Wydawać by się mogło, że ta przepięknie zilustrowana książeczka będzie dobrym pomysłem na prezent dla kilkulatka. Że rymowane, krótkie wierszyki będą zabawne, lekkie i przyjemne i szybko zapadną w dziecięcej pamięci. Okazało się jednak, że moje przypuszczenia były błędne, a stylizowane na Tuwima i Brzechwę utwory trącają myszką, PRLowskim wychowaniem i są społecznie szkodliwe.
Trudno sobie wyobrazić, żeby w XXI wieku straszyć dzieci, karcić za złe zachowanie i stawiać dorosłego na piedestale, praktykując narrację, że to on ma zawsze rację, a młody musi się podporządkować. Autor nie przebiera w słowach i w swoich wierszach osacza młodego czytelnika strachem i konsekwencjami. Z jego historyjek wyłania się obraz człowieka, marzącego o grzecznych, idealnych dzieciach, które za pomocą dyscypliny i strachu w przyszłości staną się wzorowymi obywatelami, wierzącymi w to, co wtłoczono im do głów w dzieciństwie.
To koszmarna próba pokazania swojej wyższości i podkreślenia słuszności zamierzchłych metod wychowawczych. To przykład braku wyobraźni, niebezpiecznych praktyk i zerowego poziomu empatii i zrozumienia dla inności.
Konserwatywna, okropna i wyjątkowo nieudana publikacja, która w moim odczuciu nie powinna była ujrzeć światła dziennego.
Komentarze
Prześlij komentarz