Przejdź do głównej zawartości

Urszula Kusz-Neumann – Czarny świt

 Czasem odnoszę wrażenie, że w thrillerach czy kryminałach wszystko już było, a powtarzający się model pijącego śledczego, który nie radzi sobie z życiem prywatnym to standard. Całe szczęście, że trafiają się debiutanci, których świeżość i radość tworzenia powodują, że można od tych przewidywalnych rzeczy odsapnąć. A jeśli już się trafi na taką autorkę jak Urszula Kusz-Neumann, to jestem przekonana, że radość po lekturze wybije skalę. I nie ma w tym ani odrobinę przesady. Bo na dobrą książkę składa się wiele rzeczy i o nich opowiem.



Rzecz dzieje się w niewielkiej miejscowości "Uboże", kiedy to na jednej z posesji miejscowy listonosz ujawnia zwłoki młodej kobiety. Właściciele domu – rodzeństwo Hanzów – szybko przybywa na miejsce, usiłując dowiedzieć się, kto i po co posunął się do tak okrutnej zbrodni. Ale żeby dotrzeć do meritum, trzeba będzie cofnąć się do II wojny światowej, wywózki na Sybir oraz czasów powojennych, żeby odkryć tajemnice najbliższych, ale też kilku mieszkańców wsi.

Była to niezwykła podróż po dziesięcioleciach, która momentami przyprawiała o ciarki, łzy wzruszenia, a nawet złość. Spektrum odczuć podczas lektury zmieniało się jak w kalejdoskopie, doświadczając czytelnika niemal tak mocno jak cierpienia, z którymi borykali się kolejni bohaterowie. A było ich co niemiara, więc zakres był olbrzymi.

Przyszło tu czytelnikowi zmierzyć się z historią niełatwą i momentami dość brutalną, poprzetykaną raz po raz irracjonalnymi zachowaniami jednej z głównych bohaterek, która nie radziła sobie z problemami psychicznymi i nieleczoną odpowiednio chorobą. Do tego dochodzi też garść tajemnic, solidnie ukryta przez pozostałych oraz niedopowiedzeń i półprawd serwowanych raz po raz. Wszystko to ostatecznie bardzo ładnie się rozplątało i wyjaśniło, tworząc z tych nierównych puzzli jeden konkretny obrazek.

Wspaniale zbudowane postaci, drwią czasem z czytelnika, wodzą go za nos i odtwarzają swe role jak wytrawni aktorzy. Wszyscy są niejednoznaczni i wielowymiarowi, a to, co każdy z nich ukrywa, powoduje, że nic tu nie jest prawdziwe. Doskonałe dialogi, pulsujące poczuciem winy, zdrady, złości (w zależności od momentu) pięknie ilustrują sceny i wprowadzają pewien rodzaj niepokoju, który trudno wyciszyć.

To jednak, co zachwyciło mnie najbardziej, to przepiękna treść. Książka napisana jest bardzo ładnym językiem, pełnym opisów i porównań, ale wszystkich, którzy boją się kilkustronicowych relacji jak u Nałkowskiej – uspokajam. Tutaj wszystko jest wyśrodkowane i napisane w punkt.

W tym wielkim słoju wypełnionym miodem, nie znajdziecie Państwo dziegciu, bowiem jest to powieść niemal idealna i napisanie złego słowa byłoby wręcz nieprzyzwoite. Fachowa robota, czekajmy więc wspólnie na kolejną książkę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Aleksandra Pakuła – Lekcja hiszpańskiego

 Mój cykl na romanse trwa w najlepsze. Od kilku dni trafiam na te, które aż chciało się czytać, bo napisane były ładnie i nie raniły oczu. Dziś o jednym z nich. Nie to, że będę słodziła i opowiadała, że och i, że ach, ale wielu minusów w niej nie było. Była za to bardzo fajna historia i całkiem sprytnie poplątana fabuła. Historia Adrianny to książkowy przykład kobiety krzywdzonej przez męża, wielokrotnie bitej, poniżanej i wykańczanej psychicznie. Odejście od męża-kata to najlepsza decyzja w jej życiu, ale niestety nie kończy się happy endem. Jej mąż, wzięty prawnik, człowiek z wieloma znajomościami w branży, nie daje kobiecie odejść od niego bezboleśnie. Sąd zasądza na jego rzecz alimenty, które kobieta musi spłacać w comiesięcznych transzach, przez co traci niemal wszystko na co pracowała, łącznie z ukochanym salonem piękności. Pomocy udziela jej wujek, który w Hiszpanii prowadzi dobrze prosperującą restaurację. Dziewczyna pozostawia w Polsce swoją córkę i wyjeżdża na kilka miesi...