Wiosna
1943 roku przyszła wyjątkowo późno. Nim drzewa i kwiaty zaczęły
wypuszczać pierwsze pąki, minęła już połowa kwietnia. Zima dała
się we znaki wszystkim mieszkańcom Rawicza, także Mariannie
Muławskiej, która z radością wystawiała swoją pomarszczoną
twarz do słońca. Siedziała przykryta kocem na starym, dębowym
krześle ojca. Czekała na Tedzię, która parzyła właśnie dla
niej kawę zbożową. Marzyła o wielkiej filiżance aromatycznej
„parzuchy” z utartym na biało koglem – moglem. Zresztą nie
tylko tego jej brakowało. Od początku wojny, racje żywnościowe
były coraz mniejsze, a środków higienicznych jak na lekarstwo.
Była już bardzo zmęczona wojenną zawieruchą, ale dzięki swojej
córce i ogrodowi z tyłu domu – mogły się utrzymać.
-
Proszę, mamo. Twoja kawa. Pij, póki gorąca – ja w tym czasie
zapakuję wózek i pobiegnę na dworzec.
Marianna
westchnęła ciężko, ale wiedziała, że jakiekolwiek perswazje
tylko pogorszą sprawę, więc szepnęła cicho: - Z Panem Bogiem,
dziecko. Uważaj na siebie i nie właź Niemcom pod nogi! Tedzia
cmoknęła matkę w policzek i zniknęła w kuchni.
Przelewając
krupnik z wielkiego gara do termosu, myślała o tym co ją czeka.
Mogła nie wrócić już do domu, ale przysięgała i musiała
wypełnić swój obowiązek. Dziś, jak co dzień wybierała się na
dworzec. Od jakiegoś czasu w samo południe na rawicki peron
pierwszy wtaczała się lokomotywa z wagonami, w których przewożono
ludzi. Wieziono ich na roboty do Niemiec, a stacja w Rawiczu była
przymusowym postojem. Ludzi traktowano jak bydlęta i za każde
najdrobniejsze przewinienie dotkliwie bito, a nawet karano śmiercią.
W tym samym czasie, druga lokomotywa (przysłaniając tę pierwszą)
wiozła Niemców, którzy osiedlali się na polskiej wsi. Ludzie ci
rozchodzili się po dworcu chcąc napić się gorącej herbaty w
dworcowej kawiarni u Grety, lub rozprostować kości. Teodora,
stawała nieopodal lokomotywy i wielką chochlą nalewała zupy do
aluminiowych manierek żołnierzy SS, którzy pilnowali transportu.
Dziewczyna miała duże błękitne oczy i piękne blond włosy, co
sprawiało, że wyglądała jak prawdziwa Aryjka. Dzięki temu
wyglądowi, nieufni zwykle żołnierze z ochotą zajadali zupę
zaserwowaną im przez Tedzię i opowiadali rubaszne żarty.
Dziewczyna uśmiechała się szeroko i z wielkim wdziękiem
odpowiadała na dowcipy, co powodowało kolejne salwy śmiechu i
zainteresowanie pozostałych strażników. Bardzo powoli rozdawała
kolejne porcje zupy, dzięki czemu, garstka młodych mężczyzn i
kobiet mogła wrzucić do wagonów pełnych ludzi trochę chleba i
kanek z wodą. Czasem udawało się przemycić jakieś ubrania, koce,
kostkę mydła. Pomoc to była znikoma, ale przyjaciele dziewczyny
woleli to niż bezczynne przyglądanie się bandytom.
Kiedy wraz z ostatnią miską zupy oddalił się najbardziej natarczywy żołnierz, dziewczyna zamknęła termos, upchnęła czekoladę, cukier oraz herbatę pod płaszczem i z wyrazem ulgi, udała się w kierunku wyjścia z peronów. Była pewna, że dziś zatrzyma ją patrol rewizyjny, krążący w okolicy, dlatego niespiesznie i metodycznie przemierzała kolejne metry. Już od wielu tygodni czuła na sobie spojrzenie jednego ze strażników, którzy patrolowali dworzec. Mieli świadomość, że dziewczyna dostaje produkty żywieniowe za te kilka łyżek zupy, którą karmi, ale przymykali na to oko – wszak żołnierzom SS należało się to jak nikomu innemu. Mężczyzna patrolował dworzec wraz z kobietą. Oboje mieli krótko przystrzyżone włosy i nienaganne mundury. Kiedy stali odwróceni tyłem, trudno było odgadnąć, że jeden z nich to niewiasta. Tedzia znała tę kobietę z opowiadań. Miała na imię Ingeborg, była bezwzględna i bezduszna, a przy swoim metrze i osiemdziesięciu centymetrach wzrostu oraz ogromnej sylwetce, budziła respekt nawet wśród mężczyzn. Inga była najlepsza wśród kobiet dlatego przydzielono ją do patrolu Otta, który kierował wszystkimi patrolami w okolicy dworca.
Polka
wpadła w oko mężczyźnie jeszcze zimą. Zza przepierzenia
obserwował jak co dzień przychodziła na peron rozdawać zupę. Nie
wiedział dlaczego tak chętnie pomaga okupantowi w zamian za kilka
produktów żywnościowych czy toaletowych. Czuł, że kryje się za
tym coś innego niż chęć przetrwania i od tej pory przyglądał
się jej szczególnie uważnie.
Widział
zdenerwowanie w jej wzroku, pozornie spokojne ruchy rąk, które
zaczynały drżeć przy najmniejszym hałasie, słodki uśmiech,
który nie obejmował oczu. Widział także wielką ulgę malującą
się na jej twarzy, kiedy zupa w termosie się kończyła i
dziewczyna spokojnie mogła udać się do domu.
Tego
dnia, kiedy się spotkali twarzą w twarz. Wszystko poszło na opak.
Najpierw mama obudziła się z gorączką. Po wizycie felczera
Markiewicza wcale się nie uspokoiła, ponieważ przyczyna złego
samopoczucia matki nie była znana. Później, zupa, którą Teodora
ugotowała dla żołnierzy przypaliła się i zamiast tego kobieta
musiała nagotować ziemniaków okraszonych cebulą i cudem zdobytą
słoniną. Nie miała wyjścia, stwierdziła, że lepiej jest
poświęcić kawałek przedniego tłuszczu niż narazić życie grupy
znajomych, którzy czekali już pod wiaduktem kolejowym żeby pomóc
przewożonym w wagonach ludziom. Czuła, że coś się wydarzy, była
niezwykle przesądną osobą, a poranne wydarzenia wskazywały
jednoznacznie na zbliżającą się katastrofę.
Tedzia
szła w stronę dworca kolejowego z duszą na ramieniu. Kilkukrotnie
zerkała w stronę stróżówki, sprawdzając czy przystojny Niemiec
ma dziś wartę. O dziwo – nikogo nie zauważyła. Spojrzała na
tory i zobaczyła zbliżającą się lokomotywę. Przygotowała
termosy pełne tłuczonych ziemniaków i uzbrojona w szeroki,
sztuczny uśmiech, czekała na wygłodniałych żołnierzy. Wydawanie
porcji przebiegało bardzo sprawnie. Mężczyźni zadowoleni z
sycącego posiłku rozsiedli się na dworcowych ławkach. Raz po raz
posyłając dziewczynie wdzięczny uśmiech, a czasem obdarowując ją
puszką kakao lub torebką cukru. Tedzia martwiła się o kolegów,
którzy z drugiej strony wagonów przerzucali wałówki dla więźniów,
ale starała się zachować spokój. Upychała właśnie zdobyte
produkty pod wełnianym kocem, kiedy podszedł do niej młody
mężczyzna i kłaniając się w pas, rzekł:
-
Dzień dobry, panience. Piękny dziś dzień, prawda? W sam raz na
wycieczkę. - Uniósł dłoń Tedzi do ust i złożył na niej głośny
pocałunek. Zaskoczona dziewczyna odpowiedziała na pozdrowienie i
już miała zapytać skąd ją zna, kiedy poczuła, że nieznajomy
wciska jej maleńkie zawiniątko. W lot zrozumiała, że coś się
wydarzyło. Pożegnała się i wróciła do swoich zajęć. Pochyliła
się nad termosem, ułożyła maleńki gryps na pokrywce i
przeczytała:
„Tedziu,
ratuj! Antek utknął w torowisku. Odwróć uwagę. J.”
Dziewczynę
oblały zimne poty, wiedziała, że nie ma ani chwili do stracenia.
Janek wzywał pomocy. Zrobiła zatem pierwszą rzecz, która przyszła
jej do głowy. Jednym, gwałtownym ruchem zerwała koce i
poprzewracała puste termosy. Narobiła tym takiego łoskotu, że
żołnierze natychmiast wyciągnęli karabiny. Kiedy zobaczyli co
było powodem hałasu, rzucili się do pomocy. Tedzia przewróciła
się prosto na naczynia, ale uczynni mężczyźni czym prędzej
pomogli jej wstać i pozbierać rozrzucone po peronie rzeczy.
Dziewczyna rozglądała się na lewo i prawo, bo uzmysłowiła sobie,
że wiadomość, którą dostała od nieznajomego wala się gdzieś
pomiędzy naczyniami. Zdała sobie sprawę, że musi znaleźć gryps
jako pierwsza, bo inaczej ją i resztę załogi czekają poważne
konsekwencje, nie mówiąc już o uwięzionych w wagonach ludziach,
którzy ośmielili się przyjąć pomoc. Miałaby na rękach krew
setek ludzi, a do tego nie mogła dopuścić.
Maleńką
kartkę dostrzegła tuż przed kotłującym się przy niej tłumie.
Kiedy sięgała po nią ręką, całkowicie przykrył ją ciężki
oficerski but. Podnosząc głowę do góry spodziewała się zobaczyć
rozeźlony wzrok i karabin wycelowany w czoło. Oniemiała jednak
kiedy przed jej twarzą zakwitł uroczy uśmiech Otta i pałające
zielone oczy. Mężczyzna w kilka minut rozgonił towarzystwo i
załagodził sytuację, mówiąc, że zajmie się dziewczyną. Podał
jej rękę i odprowadził na ławkę. Tedzia trzęsła się ze
strachu, ale ze wszystkich sił starała się nie patrzeć na Niemca,
by ten nie ujrzał jej niepokoju. Miała nadzieję, że chłopcom
udał się skok i nikomu nic się nie stało. Z rozmyślań wyrwał
ją głos mężczyzny:
-
Myślę, że nie powinna pani tak ryzykować. Gdyby któryś z nich
zobaczył tę wiadomość – już by pani nie żyła. Proszę tu na
mnie poczekać, kończę zaraz wartę, odprowadzę panienkę do domu.
-
Dziękuję, ale nie ma takiej potrzeby. - powiedziała płynnie po
niemiecku – Odwdzięczę się panu. Proszę tylko powiedzieć czego
panu trzeba.
-
Moja propozycja nie podlega dyskusji, panienko. Proszę na mnie
poczekać – stuknął obcasami i poszedł się odprawić.
Dziewczyna siedziała z szeroko otwartymi ustami i wyrazem
niedowierzania na twarzy. Myśli kotłowały się jej w głowie, była
zmęczona i przerażona, a na domiar złego, ten dziwny Niemiec miał
zamiar odprowadzić ją do domu. W pierwszej chwili chciała uciec,
ale wiedziała, że to tylko pogorszy sprawę. Co ludzie powiedzą
kiedy ich zobaczą? A matka? Jeszcze nie daj Boże jej się pogorszy.
Nie
dokończyła myśli, ponieważ zjawił się Otto w cywilnym ubraniu i
fikuśnym meloniku na głowie.
-
Pani pozwoli, że ją odprowadzę. I proszę nic nie mówić, póki
nie znajdziemy się poza zasięgiem ciekawskich uszu.
Szli
przez chwilę w milczeniu. Otto obejrzał się za siebie i
poprowadził dziewczynę przez pobliski park.
-
Nie wiem jak panu dziękować – wybąkała Tedzia – gdyby nie
pan… Proszę, muszę już wracać do domu, a to tuż za rogiem.
-
Panienko, proszę teraz nic nie mówić. Domyślam się co pani
robiła i jest to karygodne zachowanie. Mimo to, mam swoje powody by
o tym nikogo nie powiadamiać. Teraz się przespacerujemy, a potem
zaprosi mnie pani na herbatę. I wydaje mi się, że to nie jest zbyt
wygórowana cena, nie sądzi pani? - powiedział, podając jej ramię.
Nie
rozmawiali ze sobą. Szli pogrążeni we własnych myślach. Tedzia
zastanawiała się jak wyjaśni matce obecność mężczyzny i to w
dodatku Niemca, a Otto cieszył się z bliskiej obecności
dziewczyny. Działała na niego jak balsam i postanowił, że zrobi
wszystko by ją zdobyć, mimo iż było to zabronione i surowo
karane.
Okazało
się, że niepokój Tedzi był bezpodstawny. Mama czuła się lepiej,
siedziała w fotelu i mimo uprzedzeń zabawiała gościa rozmową. Po
wyjściu Otta powiedziała tylko, że nie będzie o nic pytała, póki
córka zachowa ostrożność. Tedzia nie mogła zaprzeczyć, że
Niemiec jej się podoba. Wielokrotnie tego wieczora zastanawiała się
nad tym, czy gdyby nie wojna, mogliby umawiać się na randki,
chadzać do kawiarni i na dancingi. Szybko jednak pozbyła się tych
myśli i skupiła na codziennych obowiązkach. Była wdzięczna
mężczyźnie za zachowanie dyskrecji. Dzięki niemu, grupa
przyjaciół mogła nadal pomagać więźniom, choć musieli być
bardziej ostrożni niż dotychczas.
Od
tego pamiętnego dnia, Otto był stałym gościem w domu Tedzi.
Godzinami rozmawiali o literaturze, skradzionych latach, trudnościach
z jakimi przyszło im się zmierzyć w czasie wojny. Często
towarzyszył Mariannie w spacerach do kościoła, a podczas
codziennych wypraw na peron – stał przy Teodorze jak strażnik.
Całej
te niecodziennej sytuacji przyglądała się Ingeborg, która
stanowiła dla młodych poważną przeszkodę. Początkowo tylko
naśmiewała się z Otta, że zadaje się z polskimi dziwkami, ale
czas mijał, a młodzi coraz bardziej do siebie lgnęli. Była
świadkiem rodzenia się między nimi uczucia. Widziała długie i
gorące spojrzenia, ukradkowe muśnięcia dłoni, piękne uśmiechy,
które przeznaczone były tylko dla nich. Krew w niej wrzała.
Wiedziała, że musi donieść na kolegę, ale kobieca logika i
zazdrość podpowiadały jej co innego. Planowała zemstę.
Jak
się szybko okazało, kobieta nie musiała długo czekać. Podczas
jednej z codziennych służb oddaliła się od peronu. Nie mogła
patrzeć na świergoczącą parę i zauroczonych Teodorą żołnierzy.
Nikt nie zwracał na nią uwagi, więc postanowiła przejść się
wzdłuż pociągu i sprawdzić czy plotki krążące o Polakach są
prawdziwe. Podczas spotkań w kantynie, jeden z niemieckich oficerów
śmiał się, że więźniowie śmierdzą jak łajno, co dowodzi
temu, że należy ich traktować jak zwierzęta.
Wychodząc
zza lokomotywy, Inge zobaczyła kilku mężczyzn, którzy wrzucali
maleńkie pakunki do wagonów.
W
kilka sekund zorientowała się, że młoda dziewczyna na peronie i
ci mężczyźni działają w komitywie. Zemsta smakuje najlepiej
kiedy jest przemyślana, ale w tym przypadku, kobieta działała pod
wpływem impulsu.
-
Hände
hoch! - krzyknęła do mężczyzn i z wycelowanym w nich karabinem,
popędziła wzdłuż składu. Chłopcy, przyłapani na gorącym
uczynku, rzucili się do ucieczki. Woleli zginąć niż dać się
złapać. Ingeborg była jednak bardzo szybka i jednego z młodzików
złapała w ostatniej chwili, tuż przed zbliżającym się pociągiem
towarowym. Z wyrazem tryumfu na twarzy stanęła przy wózku Teodory
i obserwowała reakcję dziewczyny. Kilka rzeczy stało się
równocześnie. Teodora poczuła szarpnięcie i chrzęst łamiącego
się nadgarstka. Przez łzy zobaczyła szamoczącego się z Ingeborg
Otta, usłyszała huk wystrzału i upadającego ciała. Spojrzała w
stronę, z której dochodził dźwięk i ujrzała tylko piękne
zielone oczy, wpatrujące się w nią z miłością. Spojrzenie to
zgasło minutę później.
Komentarze
Prześlij komentarz