I ja chciałam mieć świetną formę, uśmiechać się szeroko i ponętnie kręcić umięśnionymi pośladami... No, dobra. Trochę popłynęłam.
Tak naprawdę nie miałam wyjścia. Pewnego pięknego dnia, kiedy próbowałam wcisnąć się w dżinsy, okazało się, że chyba przyniosę sobie kostkę masła, żeby się wysmarować, bo ni chu, chu wleźć na dupsko nie chcą. Czyli było tak jak na słynnym memie krążącym w internecie:
"kiedy twoje serce myśli: zjadłabym hamburgera
twoje dżinsy krzyczą: na Boga, kobieto żryj sałatę!"
Żreć sałaty nie zaczęłam. Przynajmniej nie samej, ale opowiadanie o tym jest nudne niczym exposé Beaty Szydło, więc tylko krótko opowiem tak: pięć małych posiłków i bez majonezu, nutelli i smalcu.
I bez zasmażki.
Tak więc pomijając nudne aspekty zdrowego odżywiania, zajmę się tym co spowodowało szeroki uśmiech na mym krągłym licu, ale też przemieszczenie się cycków w okolicę pachów, rozwichrzone włosy i pęknięte legginsy marki lidl.
Otóż, jak powszechnie wiadomo, wszystkie znane instruktorki fitness preferują skalpele, fotele, czy inne figury geometryczne, dzięki którym sylwetka jest smukła, umięśniona i gibka. To nie dla mnie. Musiałam znaleźć sobie coś, co nie spowoduje przestawienia kręgosłupa i wypadnięcia lędźwi, bo po co latać po lekarzach i dawać dziadom zarobić, prawda?
Gdzieś w czeluściach jutuba wynorałam zumbę. Obejrzałam kilka filmików i postanowiłam, że spróbuję. Przyodziałam dupsko we wspomniane wcześniej legginsy z lidla, postawiłam na stole butlę z wodą i przystąpiłam do działania. Myślę sobie: tańczyć lubię, rytm czuję, więc pouśmiecham się do tych wywijających ludzi w tv i od razu lepiej się poczuję.
Okazało się, że wcale łatwo nie jest. Żaden instruktor nie ostrzegł, że bez sportowego stanika można zrobić sobie krzywdę. Ba, rozpędzony cyc może wybić zęby albo podbić oko, a przynajmniej niebezpiecznie się rozbujać zmieniając trajektorię lotu, tzn. instruktor pokazuje w lewo, ale według Praw Murphy'ego: "jeżeli coś może się nie udać – nie uda się na pewno," tak więc twoje ciało poleci w prawo, a kość piszczelowa boleśnie zderzy się z krzesłem.
Mało tego. Istnieje ryzyko, że przy wykonywaniu skłonów, lub też ruchów kolistych biodrami, może dojść do niebezpiecznych starć na linii spocone uda - materiał legginsów, co w ostatecznym rozrachunku skutkuje rozpruciem, tudzież pęknięciem w newralgicznym miejscu.
Pozostaje także wygląd. Cudownie jest oglądać roześmiane twarze, które cieszą się tańcem i bujają na boki. Mnie się też wydawało, że wyglądam dziarsko, dopóki nie zobaczyłam filmu nagranego na jednym z maratonów, na którym oprócz mojego podskakującego biustu, widać tylko szeroki uśmiech i... wielką, czerwoną jak wigilijny barszcz twarz, błyszczącą od potu niczym biceps Pudziana i przyklejone do czaszki włosy.
Czym byłby trening bez skutków ubocznych? Totalną katastrofą! Więc oto one:
Mięśnie! O matko z córką jak one rosną! Wprawdzie zumbą brzucha nie wyćwiczysz, ale istnieje prawdopodobieństwo, że tłuszcz odpuści trochę biodra oraz oponkę i po kilkudziesięciu treningach wyniesie się z twojego ciała, ale kaloryfera się nie spodziewaj. Nadal będziesz miała bojler, tyle, że mniejszy. Za to łydki, uda i pośladki będą wyglądały jak u Whoopi Goldberg w "Kolorze Purpury", czyli kształtne i mięsiste!
Żeby nie było, żem malkontent! To najlepsze co mi się mogło przytrafić!
Żunia po treningu zumby wygląda tak:
Komentarze
Prześlij komentarz