Przejdź do głównej zawartości

Człowiek nie wielbłąd, pić musi.

 O tym, że alkohol to twój wróg, więc trzeba lać go w pysk, wiedzą chyba wszyscy i zgodnie jak jeden mąż przyklasną, że jedna malutka wódeczka czy piwko jeszcze nikomu nie zaszkodziły.


To oczywiście żaden problem, a każda żona wie, że czasem chłopa do ludzi trzeba wypuścić. Niech się chłopina pocieszy, a przed wyjściem szepnie, że Cię kocha nad życie, ale zbiegając po schodach, myślami już siedzi w pubie, popija zimnego Lecha i z szerokim uśmiechem na twarzy lustruje wchodzące kobiety, lub podstarzałą barmankę i zastanawia się czy w jego spojrzeniu jest jeszcze ten koci błysk, dzięki któremu w młodości podrywał laski jak dupę z krzesła.

Otóż, moje miłe Panie, nie ma się czym przejmować, ponieważ barmanki dobrze się znają na takich trikach i  żeby ukontentować osobnika, powiedzą mu tylko to co chce usłyszeć. A zatem wilk syty i owca cała, znaczy męskie ego osiągnie rozmiar Pałacu Kultury, a pięćdziesięciozłotowy napiwek zabłyśnie błękitem w koronkowym staniku wyżej wymienionej.

I jeśli chodzi o wybryki, to byłoby na tyle, bo mężczyźni z dziką rozkoszą udadzą się do boksu, czy też stolika, żeby w swoim gronie uchlać się do nieprzytomności, wymieniając się doświadczeniami i utyskiwać na życie na tym ziemskim padole.

Czasem jednak zdarza się, że to Wy, moje drogie musicie swoją połowicę odebrać z baru, bo sam nijak do domu nie trafi. Macie zatem garść informacji, po czym rozpoznać zaawansowanie upojenia alkoholowego i jak się zachować, żeby nie zostać szybko wdową i morderczynią w jednym (bo znając życie i Wasze charaktery, utwierdzam się w przekonaniu, że mężczyzna, zwany również mężem zginąłby niechybnie od ciosów w łepetynę tudzież zawisłby na gałęzi pierwszego lepszego drzewa w parku).

FAZA PIERWSZA:

Jeśli mąż wychodzi w świetnym humorze, uśmiecha się seksownie i patrzy na Ciebie jak na milion dolarów, nie kołysze się i nie marudzi, to zabieraj go czym prędzej do domu, bo dziś nie ma ochoty
na piwo, tylko na Ciebie i po prostu zmienił zdanie, dlatego teraz siedzisz w samochodzie.

FAZA DRUGA:

Umówiłaś się, że wyślesz mężowi sms jak będziesz na parkingu. Po chwili otrzymujesz odpowiedź: Już idę, kochanie/myszko/dzióbku (do wyboru), ale wiedz, że to już może się przeciągnąć do kwadransa, albo i trzech, więc uzbrój się w cierpliwość, sprawdź co tam na fejsie, albo poczytaj książkę. Jak nie przyciągnie swojego zadka w ciągu pół godziny, radzę ruszyć na poszukiwania. Stolika nie będziesz musiała szukać, bo koledzy odprowadzą kompana do drzwi będą się żegnać, klepiąc się po plecach i obiecywać różne rzeczy, na przykład:

- Mareczku, ty to jesteś fajny gość i ja cię lubię tak jak Pawełka i musimy taką małą imprezeczkę powtórzyć. Weźmiemy piwko, sprzęcik i pojedziemy nad zalew na rybki.

Uśmiechnij się wtedy, weź męża pod rękę i zatargaj do wozu. Nie musisz się do niego odzywać - sam będzie gadał, podjarany jak panna przed pierwszą potańcówką.

FAZA TRZECIA

Znów parking, sms i... cisza. Nie czekaj na odpowiedź, bo nie przyjdzie. Idź po niego. Długo nie będziesz musiała szukać, bo zapewne mąż będzie siedział przy najgłośniejszym stoliku. Faza trzecia charakteryzuje się tym, że chłopy drą papy tak głośno, że słyszysz ich już na chodniku przed pubem, żywo gestykulują i zdrobnienia z wcześniejszej fazy zastąpione zostały frazą:

- Stary, kurwa, ja wiem co mówię!

Jak Cię zobaczy, pewnie będzie stawiał opór, ale spokojnie, na pewno z Tobą pójdzie - tylko sój w takim miejscu, żeby cały czas Cię widział. Alkohol mu kołkiem w gardle stanie.

FAZA CZWARTA:

Stoisz na pustym parkingu, więc nie wyjmuj nawet telefonu i od razu wejdź do środka. W tej fazie mężczyźni będą się już pokładali i patrzyli mętnym wzrokiem, który nijak nie będzie mógł się skupić w jednym punkcie. Jeden będzie gadał o swoim samochodzie, drugi o pracy, a jeszcze inny o szefie. Co gorsza, wszyscy będą mówili na raz, ale i tak się zrozumieją. Tu nie musisz zachowywać się dyplomatycznie, bierz chłopa pod rękę i prowadź do samochodu.

Może się zdarzyć, że mąż spróbuje nawiązać konwersację, co będzie brzmiało mniej więcej tak:

- kchaaaanieee, ja tttthhhyylko jenooo piiffooo, affenthuaaaalnieee siesięć.

Uwaga, tłumaczę:
 - kochanie, ja wypiłem tylko jedno piwko, ewentualnie dziesięć.

Rano twojego oblubieńca obudzi kac morderca, który będzie chciał go zabić, przydusić, zakopać i spalić, więc jako dobre żony musicie przygotować mu eliksir, który go uzdrowi i zabije w nim chęć sięgnięcia po klina. Przepis:

Wbij jedno surowe jajo do szklanki, wciśnij sok z jednej cytryny, na to wlej cztery łyżki oleju i cztery łyżki kwaśnej śmietany. Nie mieszaj! Musi wypić jednym duszkiem, ale zanim to zrobi - Ty idź na lody. W końcu Ci się należy! Jak wrócisz mąż będzie jak nowo narodzony :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn