Przejdź do głównej zawartości

Śniadanie

Jak co rano popędziłam do pracy bez śniadania. Nie da się dojechać na Śródmieście na ósmą, wstając o siódmej dziesięć i jeść jak dietetyk nakazał. No nie da się, choćby nie wiem co.





Całe szczęście poranne przygotowania do pracy miałam opanowane do perfekcji. Wstawałam zawsze bez ociągania, wciskałam przycisk w ekspresie i gnałam pod prysznic. Z jeszcze mokrymi włosami popijałam wrzącą kawę i robiłam makijaż. Wszystko wyliczone co do minuty. O siódmej czterdzieści siedziałam już w moim małym "bączku" lawirując między SUVami i ciężarówkami. Punktualnie o ósmej przekraczałam drzwi firmy i z uśmiechem witałam się z Adą - recepcjonistką. Około dziesiątej z brzucha powoli zaczęły wydobywać się dźwięki, które ewidentnie świadczyły o tym, że nie zjadłam śniadania, a intensywne burczenie nie pozwalało mi się skupić na pracy. Nie reagując więc na karcące spojrzenia szefa, godzinę później biegłam do małej knajpki za rogiem, żeby zjeść wczesny lunch w ciszy i spokoju, zaspokajając potwora mieszkającego w moim żołądku.

Siadałam zazwyczaj za małym przepierzeniem, które oddzielało ode mnie ostatniego stolika, który zazwyczaj pozostawał pusty. Tym razem jednak siedział przy nim rosły mężczyzna, który w skupieniu lustrował menu. Nie zaprzątałam sobie jednak nim myśli, zamówiłam szybko moją ulubioną sałatkę z granatami, a w oczekiwaniu na danie zaczęłam przeglądać prospekty nowej firmy marketingowej, która miała zająć się promocją naszej firmy.

Byłam tak skupiona na lekturze, że  dopiero po chwili dotarły do mnie dziwne dźwięki dochodzące z sąsiedniego stolika. Zaciekawiona wyprostowałam się jak struna i bezczelnie zaczęłam podsłuchiwać. Dziwne pomrukiwanie i sapanie oraz mamrotanie pod nosem nie należało do zwykłego zachowania klientów restauracji. Co gorsze, nie zarejestrowałam przybycia towarzyszki jegomościa ze stolika obok, ale, no cóż, zaczytałam się.

- mmhmhhhm, taka miękka i soczysta - mruknął mężczyzna, głośno mlaskając.

O matko! Pomyślałam - co on tam wyprawia z tą kobietą? No przecież nie będę mogła zjeść w spokoju.

- wspaniała, cudowna i taka gorąca... mhmh, no daj mi tu trochę tego soku... mhmhm, o tak, właśnie tak!

Matkobosko i wszyscy święci, no chyba zaraz zejdę z tego świata. Jak nie z oburzenia, to na bank z zazdrości. No cóż za namiętny facet tak mówi do kobiety? To musi być z pewnością jakiś demon seksu, który nie wstydzi się swoich żądz.

Mój puls niebezpiecznie przyspieszył, sałatka z granatem stała się tak interesująca jak wiadomości w TVP, a oddech płytki i urywany. Nabrałam ochoty na to, żeby podejrzeć parę siedzącą tuz za mną. To musi być wspaniałe widowisko.

Pojękiwania i mlaskanie, trwały jeszcze chwilę, ale nie odważyłam się spojrzeć w ich stronę. Moja twarz płonęła, wyobraźnia podsuwała mi coraz to ciekawsze obrazy, a głód zszedł na drugi plan. Kiedy mój niepokój osiągnął apogeum, ujrzałam kelnerkę zbliżającą się do stolika głośnej pary. - O raju - pomyślałam - zdemaskuje ich!

- I jak? Smakowało? - zagaiła kelnerka.
- Golonka jak marzenie. Soczysta i pyszna jak zawsze! - odrzekł mężczyzna.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn