Przejdź do głównej zawartości

Kobieta z blizną – Katarzyna Dacyszyn, Irena A. Stanisławska

„Kobieta z blizną” Katarzyny Dacyszyn to  opowieść, a właściwie rozmowa autorki z Ireną Stanisławską o przeżytej traumie w miejscu, w którym ta miała się na zawsze zakończyć.





Autorka opowiada o budowaniu swojej marki, o szukaniu siebie w sobie, o realizacji marzeń i szerokich planów zawodowych oraz o tym, jak jej oprawca wylał na nią kwas siarkowy pozbawiając ją marzeń o normalności i  w jednej sekundzie przekreślając wszystko, co było dla niej ważne.


W początkowych rozdziałach książki można mieć  wrażenie, że autorce zależy głownie na tym, aby opisać firmę, którą rozwija, o świecie mody, w którym się obraca, o blichtrze i sławie.
Jednak kolejne części lektury pokazują, jak bardzo rzeczy doczesne nie mają znaczenia w obliczu psychopatycznego  szaleńca, który najpierw prześladuje młoda kobietę, wypisuje do niej dwuznacznie brzmiące wiadomości, śledzi ją,  żeby ostatecznie oparzyć ją roztworem chemicznym o takim stężeniu, że śmierć była bliżej, niż kiedykolwiek wcześniej. Substancją chemiczną, którą stworzył we własnym domu i dopracowywał tak długo, aż osiągnął bardzo silnie stężony roztwór.

Jest rok 2016, Łódź.  Robert W., który prześladował Katarzynę Dacyszyn zarówno w sieci, jak i w życiu realnym został postawiony przez Sąd w stan oskarżenia jako stalker. Jednak w dniu procesu targnął się na życie swojej ofiary wylewając  na nią kwas siarkowy i zapowiadając, że to jeszcze nie koniec.
Autorka pokazuje ułomność policji, która miała za zadanie chronić ją przed oprawcą oraz  nieskuteczność ochrony sądowej.

Jednak przedstawia też ogrom wiedzy, jaki przekazali jej lekarze, aby uratować jej życie i zdrowie. Opowiada, jak bardzo jest im wdzięczna, że może  w miarę normalnie funkcjonować po tak ciężkich przeżyciach.
Można podziwiać autorkę za hart ducha, werwę, z jaką pokonała sytuację, która ją spotkała oraz za niesamowite podejście do życia.

Myślę, że sukces w dochodzeniu do siebie zawdzięcza  przede wszystkim sobie.
Katarzyna Dacyszyn wychodzi z traumy, a tak książka ma jej w tym pomóc.
Warto przeczytać jej historię, żeby, być może, ustrzec się w przyszłości od podobnych prześladowań.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn