LENA
Luksusowy
suv toczył się powoli po wąskiej jezdni, nie zważając na
rozgorączkowane trąbienie innych uczestników ruchu drogowego. Parł
do przodu, raz po raz wyprzedzany przez potężne samochody terenowe.
Za kierownicą siedziała elegancka kobieta, która jednocześnie
prowadziła samochód i tłukła dłonią w zacinający się wciąż
pulpit nawigacyjny. Była filigranową blondynką o zielonych oczach,
które potrafiły wywołać uśmiech u niejednego mężczyzny.
– Niech
to jasny szlag! –
Zaklęła siarczyście, popatrując ze złością, to na drogę, to
na mrugający ekran nawigacji. – Czy już zawsze będę miała pod
górkę? Najpierw Zołza, a teraz ta okropna wieś, las czy diabli
wiedzą co?!
Lena
była w czarnej dupie, jak zwykła mawiać, kiedy nic jej nie
wychodziło lub znajdowała się nie tam gdzie powinna. Gdyby nie
seria niefortunnych zdarzeń, opalałaby właśnie pośladki na Bora
Bora i powoli sączyła drinka, marząc o opalonym ciele kelnera.
Niestety wspaniałe plany spełzły na niczym, bowiem Jagoda zwana
przez wszystkich pracowników Tecno – Zołzą, pokrzyżowała te
dalekosiężne plany. Wpadła do jej biura tuż przed dziesiątą i
oznajmiła nie cierpiącym sprzeciwu głosem, że w rzeszowskim
oddziale firmy siadł cały dział marketingu i Lena natychmiast musi
tam jechać. Na trzy tygodnie, albo dłużej, jeśli zajdzie taka
potrzeba. Popatrzyła jeszcze na nią władczym wzrokiem, wygłosiła
jedną ze swoich słynnych motywujących gadek o dobru firmy, silnych
pracownikach i kobietach na szczycie, po czym kołysząc biodrami
oddaliła się do pokoju Bartka i zaproponowała mu wyjazd należący
do Leny.
Później
okazało się, że założono jej blokadę na kołach, a złoszcząc
się na nadgorliwą straż miejską i kopiąc w koła samochodu,
złamała szpilkę w najpiękniejszych szpilkach od Manolo Blahnika.
W międzyczasie zadzwoniła Karolina z IT i powiedziała jej, że ten
południowy dział marketingu wcale nie ma siedziby w Rzeszowie,
tylko w Polańczyku, nad samą Soliną. I w ten oto sposób,
spóźniona i wielce zestresowana, przemierzała ostępy leśnych
dróg, próbując dostać się do miejsca docelowego. Niestety,
zacinający listopadowy deszcz nie pomagał kobiecie w orientowaniu
się w terenie i zabłądziła.
Nie
należała do słabych osób. Była ambitna, nigdy się nie poddawała
i zawsze dostawała to czego chciała. Dzięki uporowi, wyjątkowemu
samozaparciu i komunikatywności, po studiach szybko znalazła pracę
i błyskawicznie pięła się do góry po kolejnych szczeblach
kariery. Zaczynała jak każdy pracownik działu marketingu, od
najgorszej roboty przy reserchu, a skończyła jako szefowa działu,
korzystając z najlepszych pakietów socjalnych i własnego,
wygodnego biura. Niestety, praca w korporacji miała też swoje słabe
strony. Najgorszą i najbardziej dokuczliwą była Zołza, jej
bezpośrednia przełożona, która zagięła parol na niczego
niespodziewającym się Bartku. Ten jednak nie odwzajemniał amorów
szefowej, ponieważ od dawna podobała mu się Lena. A, że Bartek z
natury był poczciwy i prawdomówny, toteż podczas jednej z imprez
integracyjnych powiedział Jagodzie, że nie jest nią zainteresowany
i marzy o randce z Leną. Zołza przełknęła gorzką pigułkę
odtrącenia, ale od tamtego czasu z wyjątkową złośliwością
uprzykrzała życie podwładnej, wymyślając coraz to nowe zadania.
Tym razem wysłała ją w góry.
Lena
była już zmęczona wielogodzinną jazdą, wąska droga asfaltowa
wiła się pomiędzy ogołoconymi z liści drzewami, a ona marzyła
tylko o gorącym prysznicu i ciepłej kolacji w Gazdówce, w której
udało jej się zarezerwować pokój. Niestety nawigacja raczyła
całkowicie zamilknąć, a znaki drogowe nie ułatwiały sprawy.
Wpadła nawet na pomysł, że kupi mapę w jakiejś mieścinie, ale
było ciemno choć oko wykol i Lena nie miała ochoty już na żadne
przystanki w nieznanym miejscu. Nie wzięła jednak pod uwagę faktu,
że na pewno zabłądzi. Jechała więc przed siebie i wytężając
wzrok, starała się wypatrzeć znak z nazwą miejscowości
docelowej. Niestety, pierwszy, który udało jej się dostrzec, to na
pewno nie był Polańczyk, do którego zmierzała, a Rajskie.
– Rajskie!
– prychnęła Lena i mocniej ścisnęła kierownicę. – To jakiś
podły żart losu i zemsta Zołzy, ot co! – Włączyła
kierunkowskaz i powoli wtoczyła się do niewielkiej wsi. Nieopodal
dostrzegła dom, przed którym w świetle jasnych lamp uwijała się
gromadka ludzi, majstrująca coś przy starym Starze.
Mężczyźni
chyba zakładali pług. – Pług! Klimat się ociepla, zimy prawie
nie ma, a oni zakładają pług! Dobre sobie! – Utyskując cały
czas, postanowiła zjechać z drogi i zapytać gdzie jest. Czworo
mężczyzn pracowało przy starym gracie, ale z daleka było widać,
że dobrze czują się we własnym towarzystwie. Śmiali się podczas
naprawy i wskazywali po sobie. Kiedy podjechała bliżej, jej wzrok
zatrzymał się na wysokim, dobrze zbudowanym mężczyźnie ubranym w
jednoczęściowy kombinezon. Oderwał się od pracy i popatrzył jej
prosto w oczy. Od tego spojrzenia Lenie zabrakło tchu. Mimo, iż
jego twarz ukryta była w cieniu, zarys kwadratowej szczęki i
wyraźnie rozbudowana sylwetka, dawały pole wyobraźni.
– Dobry
wieczór – uchyliła okno i mrużąc oczy zapytała. – Czy
mogliby mi panowie powiedzieć jak dojechać do Polańczyka? Chyba
się zgubiłam, nawigacja przestała działać, a ja nie wiem w którą
stronę jechać.
Jeden
z mężczyzn podszedł do samochodu. Z bliska Lena dostrzegła
wydatny brzuch, zarumienione od zimna pucołowate policzki i bystre
duże oczy, które z ciekawością się jej przypatrywały.
– No,
pani szanowna to się pogubiła o jakieś dwadzieścia kilometrów,
ale wracać bym nie radził, bo ciemno i pada. Lepiej przekima pani w
ośrodku, a jutro rano pojedzie spokojnie tam gdzie zmierza.
– Wolałabym
jednak, żeby mi pan powiedział jak wrócić i którędy jechać. –
Postanowiła być nieugięta. – Wystarczy zawrócić, prawda?
– No,
jak pani sobie chce – mężczyzna wzruszył ramionami – ja bym
nie jechał. Są zwężenia, osuwiska i mnóstwo zwierząt na drodze,
ale skoro pani śpieszno do wypadku, to pani wybór. Proszę
zawrócić, w Wołkowyi na zakręcie skręcić w prawo i potem cały
czas prosto. Przed samym Polańczykiem jest rondo, proszę więc
zjechać na nim w prawo i poszukać noclegu. Bo chyba już go pani
załatwiła?
– Tak,
dziękuję. Poradzę sobie.
– A
tak z ciekawości, to gdzie się pani chce zatrzymać?
– W
Gazdówce na zboczu – odparła, ale zarejestrowała, że pozostali
mężczyźni oderwali się od pracy i ze zdumieniem spojrzeli w jej
kierunku. Najbardziej jednak spiął się ten wyjątkowy mężczyzna,
od którego biła taka niechęć i chłód, że wyczuwała go nawet w
dobrze nagrzanym samochodzie.
Lena
podziękowała za pomoc, zawróciła i czym prędzej oddaliła się
od zabudowań. Niestety po ujechaniu kilku kilometrów jej niezawodne
auto stanęło na poboczu i odmówiło posłuszeństwa. I to nie była
wina samochodu, a jej Leny niedopatrzenia. W pośpiechu, nerwach i
nieustannym spoglądaniu na drogę, nie zauważyła, że od jakiegoś
czasu miga na czerwono dioda wskazująca na kończące się w baku
paliwo. Jak pech, to pech!
GNIEWKO
Robota
nie szła Gniewkowi od momentu, kiedy ta pyskata turystka zjechała z
drogi, by zapytać o Polańczyk. Dziwne uczucia towarzyszyły
mężczyźnie odkąd tylko usłyszał jej głos. Bił z niego jakiś
rodzaj bezczelności, ale też delikatności, o istnieniu której nie
miał najmniejszej wątpliwości. Widział determinację malującą
się na jej twarzy, uniesiono dumnie głowę i zaczesane gładko
włosy. Choć światło z lamp biło jej prosto w oczy, nie bała się
zlustrować każdego z nich, na dłużej zatrzymując wzrok właśnie
na nim. To nie miało absolutnie żadnego sensu. Wszystko wypadało
mu z rąk. Nawet narzędzia nie chciały z nim współpracować.
Zaklął pod nosem i postanowił pomóc sobie przy śrubie młotkiem.
– W
ten sposób nam nie pomożesz – mruknął Marek, jego najlepszy
przyjaciel – widzę, że informacja o Gazdówce nieźle wytrąciła
cię z równowagi. Albo weź na wstrzymanie, albo jedź do domu.
Marek
miał rację, dlatego pożegnał się i szybkim krokiem wrócił do
siebie. Tłumaczył sobie, że to nie sprawka tej kobiety, tylko
przeszłość go dogoniła. Na Gazdówkę reagował zawsze tak samo.
Wściekłością i kompletną niemocą. Przed oczami wciąż miał
załzawioną twarz Izabeli, która ze spuszczoną głową oznajmiała
mu, że go nie kocha, że nie tak wyobrażała sobie wspólne życie
i rozpoczyna karierę w Gazdówce jako menagerka. A przecież to dla
niej przeprowadził się do Sanoka, to dla niej pracował na etacie i
z miłości do niej opuścił rodzinne strony. Wszystko to jednak na
nic. Co jak się później okazało wiązało się również z nowym
mężczyzną w jej życiu, który postanowił wnieść do starego
hotelu nieco nowoczesności i zachodniego sznytu. I choć Krzysztof
pochodził z Ustrzyk Dolnych, to nosił się z francuska i z
rozmachem wprowadzał zmiany w hotelu. Nic tak bardzo nie zabolało
Gniewka jak zdrada. Tego nie był w stanie wybaczyć. Wrócił więc
jak niepyszny do swojego ośrodka wypoczynkowego, który odziedziczył
po rodzicach i postanowił prowadzić go przez cały rok, bez względu
na pogodę. Do tej pory ośrodek działał jedynie w sezonie
wakacyjnym. Szybko stało się jasne, że podupadający ośrodek,
zaczyna odzyskiwać dawny blask. Położone nad samym Sanem maleńkie
domki drewniane, przeszły gruntowne remonty i po uzyskaniu
niezbędnych pozwoleń stały się zabudowaniami całorocznymi, co
wraz z kilkoma większymi obiektami o stromych, krytych gontem
dachach, tworzyły malowniczy bieszczadzki obrazek. Gniewko nie
narzekał na brak gości. Rezerwacje trzeba było załatwiać już
rok przed przyjazdem, a potrawy wychodzące spod zdolnych rąk
korpulentnej Ołeny, znane były w okolicy i ściągały mnóstwo
turystów.
Ołena
trafiła do Rajskiego przez przypadek. Wyrzucona z Gazdówki za zbyt
tradycyjne podejście do kuchni i brak chęci do gotowania po
prowansalsku, kilka razy próbowała zdobyć posadę kucharki, ale,
że dotychczasowy szef przestrzegł przed nią kolegów po fachu,
toteż kobieta nigdzie nie mogła znaleźć pracy. Jedyna rzecz,
która ją czekała to powrót na Ukrainę, ale tego bardzo chciała
uniknąć. Miała tam do wyżywienia troje wnucząt, którymi
opiekował się mąż. Wyjechała do Polski przed dwoma laty żeby
dzieciaki mogły dokończyć edukację i godnie żyć, dzięki
wysyłanym im pieniądzom. W Bieszczadach nic długo nie da się
ukryć, pocztą pantoflową Gniewko dowiedział się o Ukraince,
pojechał po nią do Polańczyka i zatrudnił bez wdawania się w
szczegóły.
Kobieta
z wielką radością objęła dowodzenie w, jak sama mówiła,
obozowej gar kuchni i za punkt honoru wzięła sobie dogadzanie
szefowi.
Kuchnia
przynosiła ośrodkowi dodatkową reklamę, Gniewko szybko więc
zatrudnił kolejnych pomocników, Ołenę mianował na szefową
kuchni, a ona niczym Robert Makłowicz w spódnicy, smakowała,
próbowała i doprawiała podsuwane jej pod nos potrawy, osobiście
doglądając każdej z nich. Kilka dni wcześniej, przyniosła
szefowi parujący kubek pełen kwaśnicy na wędzonej słoninie.
– Pojedz
sobie, chłopcze – powiedziała, stawiając jedzenie na biurku. –
Sam jesteś, ciepła ci brakuje, to przynajmniej zjedz coś gorącego.
Gniewko
miał słabość do Ołeny.
– Dziękuję
za zupę – odrzekł – i za rady też. – Mrugnął do kobiety
okiem i z wielką przyjemnością zabrał się do jedzenia.
Gniewko
uśmiechnął się na to wspomnienie. Dotarł do domu po
kilkudziesięciu minutach żwawego marszu. Zanim przekręcił klucz w
drzwiach, zawołał na swojego psa Kruksa, który jak zwykle tropił
jakieś małe zwierzątka grasujące po terenie ośrodka.
Niewielki,
łaciaty kundelek wybiegł zza dorodnej tui, która w świetle
ośrodkowych lamp rzucała długie groźne cienie i merdając ogonem
rzucił się na mężczyznę.
– No
już, już, pchlarzu – przywitał się z psem, czochrając go po
sierści. – Co dziś porabiałeś, co? Chodź, mam dla ciebie coś
pysznego. – Wszedł do środka, wpuszczając przed sobą
zadowolonego czworonoga. Uchylił drzwi od lodówki, wyciągnął
kilka plastrów szynki i podał pupilowi. Ten popatrzył smętnie na
wędlinę, odwrócił kudłaty łebek i poczłapał w stronę
legowiska, w którym szybko zwinął się w precel.
– Aha,
czyli rezydowałeś po południu u Ołeny, co? – Mruknął, po czym
zabrał się za rozpalanie ognia w kominku. Po chwili ogień buzował
na całego, w chatce zrobiło się przyjemniej, więc korzystając z
okazji, Gniewko poszedł wziąć prysznic. Domek, który zajmował,
był wcześniej ośrodkową stróżówką. Osobiście wniósł
poprawki i sam zmodernizował budynek w taki sposób, by móc w nim
zamieszkać. Wszystkie ściany były obite drewnem, co nadawało
wnętrzu ciepła i sielskości. Na podłogach leżały szare
dywaniki, przed kominkiem stał wielki wiklinowy kosz pełen polan
drewna, a pod ścianą umieszczono olbrzymi regał z książkami i
małe biurko, na którym piętrzyły się dokumenty. Ten niewielki
salonik z kominkiem, dość ascetycznie urządzoną kuchnia, łazienka
i dwie sypialnie na górze, tworzyły klimatyczne miejsce, w którym
chciało się odpoczywać. Nawet gorąca woda nie wygoniła z jego
głowy smętnych myśli.
Mężczyzna
wciąż odtwarzał w myślach rozmowę toczącą się pomiędzy
Markiem, a turystką i ten moment, w którym wspomniała o Gazdówce.
– Szlag by to! – Zaklął pod nosem, szybko dokończył toaletę
i postanowił zająć się pracą. Nie cierpiał papierkowej roboty,
ale rad nierad zabrał się za stos piętrzących się dokumentów.
Musiał nazajutrz wszystkie zawieźć do księgowej, która i tak
miała do jego prac biurowych anielską cierpliwość. Pracował
jakiś czas. I choć ciałem znajdował się w swoim domu, to jego
myśli hasały wokół tajemniczej turystki, jej stanowczego
spojrzenia i kształtnych ust. Nie mógł się skupić, porzucił
więc biurko, zaległe dokumenty i nudne cyferki, porwał kurtkę z
wieszaka, wymacał w jej kieszeni kluczyki i wypadł z domu jak
burza. Postanowił, że wybierze się na krótką przejażdżkę,
bowiem, jak mawiał tata, zawsze lepiej głowę przewietrzyć, niż
głupstw narobić. A, że tacie ufał jak mało komu, toteż wsiadł
do swojego wysłużonego Forda Rangera, zapuścił silnik, przekręcił
pokrętło w radiu i ruszył. Nie myślał o tym dokąd jedzie,
wyciszał umysł i odganiał natrętne wspomnienia.
Kiedy
minął Bukowiec, w oddali zobaczył mrugające światła awaryjne
samochodu stojącego na wąskim poboczu. Zatrzymał się tuż za
suvem, wygrzebał ze schowka latarkę i wyskoczył z Forda.
Zaglądał
w okna, wrzeszczał, szukając właściciela w pobliskich krzakach,
ale ciemność i iście listopadowa aura, nie ułatwiały mu zadania.
Postanowił wrócić do swojego samochodu, pojechać do Polańczyka i
zgłosić sprawę na policję, bo jak się okazało, leżąca na
fotelu pasażera komórka była kompletnie rozładowana.
Mężczyzna
jechał powoli, starając się dostrzec na drodze jakikolwiek ślad
po kierowcy, który opuścił swój pojazd. Oczywiście, istniała
możliwość, że ktoś już udzielił mu pomocy, ale wolał
sprawdzić, niż sobie potem wyrzucać.
Nie
ujechał zbyt daleko, kiedy błysnął mu mały, powoli
przemieszczający się, neonowy punkcik. Podjechał ostrożnie bliżej
i zorientował się, że poboczem idzie kobieta. Nie dość, że
miała na sobie jakieś płaskie, zupełnie nienadające się do
wędrówki buty, to jeszcze jakiś gumowy płaszcz w opalizujące
gruszki. W jednej ręce trzymała plastikowy kanister, a w drugą
zaciskała na niewielkim przedmiocie. Gniewko, uchylił okno,
zatrzymał się przy kobiecie i powiedział.
– Proszę
wsiadać, podwiozę panią do hotelu. Pani jest właścicielką tego
suva z pobocza? – Kobieta odwróciła głowę w jego stronę i
spojrzał wprost w przerażone i jednocześnie zdumione oczy
turystki, która pytała o drogę kilka godzin temu.
Była
cała przemarznięta. Wiatr, deszcz i kilkustopniowa temperatura dały
się jej we znaki, przez co wyglądała jak kupka nieszczęścia.
Mimo tego, znów uniosła dumnie głowę i powiedziała.
– Dam
sobie radę, tu musi gdzieś być stacja paliw. Ale dzięki za
troskę.
– Gdzie
chcesz zatankować? Najbliższa stacja jest w Polańczyku, a i tak w
sezonie nie jest otwarta całodobowo. Wsiadaj – zakomenderował,
cały czas powoli jadąc obok dziewczyny.
– Mimo
to, dzięki. Załatwię to jakoś.
– Załatwisz
to swój organizm, paniusiu! Możesz zafundować sobie przeziębienie,
albo co gorsza zapalenie płuc. Spójrz tylko na siebie, jesteś cała
przemoczona i zmarznięta. Wsiadaj. Odholujemy twój samochód do
mojego ośrodka, prześpisz się, a rano pojedziemy po paliwo i
pojedziesz do hotelu.
Gniewko
widział jaką walkę toczy ze sobą dziewczyna. Była oburzona jego
arogancją, ale chyba potrzeba wygrzania się i snu była silniejsza
od niej, bo otworzyła drzwi i wgramoliła się na miejsce pasażera.
Mężczyznę owionął słodki, kwiatowy aromat, który wypełnił mu
nozdrza wspomnieniami z dzieciństwa. Przynajmniej przez ułamek
sekundy poczuł spokój i radość, która nie towarzyszyła mu już
od bardzo dawna. Stłumił jednak tę chwilową euforię, zawrócił
samochód i ruszyli w drogę powrotną.
– Tylko
niczego nie próbuj! – Ostrzegła dziewczyna. – Mam przy sobie
gaz pieprzowy i nie pozwolę zrobić sobie krzywdy.
Gniewko
parsknął rozbawiony.
– Gdybym
chciał zrobić ci krzywdę, to dawno byłabyś nieprzytomna,
paniusiu.
– I
nie mów do mnie per paniusiu! – Wściekła się. – Mam na imię
Lena i nie życzę sobie takiego poniżania.
– Gniewko.
– Przedstawił się i uniósł nieco lewy kącik ust, co miało być
czymś na kształt miłego uśmiechu. – I nie poniżam cię, ale
się z tobą droczę, paniusiu!
– Poza
tym, o dziewiątej muszę być już w oddziale Tecno w Polańczyku,
więc rano zapłacę ci za pomoc i muszę szybko gnać do pracy.
Oczekują mnie tam.
– Skoro
musisz – odparł, ale wcale nie spodobał mu się pomysł, że rano
może ostatni raz widzieć Lenę. A tego by nie chciał. Była to
myśl nagła, błyskawiczna i zaniepokoiła go jeszcze bardziej niż
dzisiejsze prognozy pogody Mariana, pracującego od wielu lat na
wypale. On zawsze wiedział kiedy przyjdzie pierwszy śnieg i trzeba
przygotować się na opady. Zajęty swoimi myślami, Gniewko nie
powiedział nic więcej i skupił się na prowadzeniu samochodu.
Lena
w tym czasie wywróciła oczami i mocniej zacisnęła pięści na
małym opakowaniu gazu.
Po
chwili dotarli do jej auta, Gniewko sprawnie przypiął do obu
samochodów linę holowniczą, Lena zasiadła za kierownicą suva i
pojechali w stronę Rajskiego. Dotarli do ośrodka krótko przed
północą. Mężczyzna oderał niewielki neseser z rąk dziewczyny,
przemarzniętą i bardzo zmęczoną poprowadził do domu.
– Rozgość
się. – Powiedział. – Weź prysznic, przebierz się, a ja pójdę
do naszej kuchni i przyniosę ci coś ciepłego do jedzenia. Ołena
zawsze chowa coś do jedzenia dla niespodziewanych gości.
LENA
Lena
drżała. Z wysiłku, zmęczenia i zimna. Była przemarznięta do
szpiku kości dlatego z wielką przyjemnością skorzystała z
propozycji Gniewka i poszła wziąć prysznic. Stojąc pod rozkosznie
gorącą wodą zastanawiała się nad tym, jak los bywa przewrotny.
Już drugi raz spotkała dziś tego człowieka. W dodatku jej
organizm dziwnie reagował na jego bliskość. W powietrzu
elektryzowało jakieś napięcie, a okropny ton, którym się do niej
zwracał doprowadzał ją do szewskiej pasji. Wyszła z łazienki
ubrana w legginsy i polarową bluzę, otuliła się kocem leżącym
na oparciu kanapy i postanowiła poczekać na Gniewka ogrzewając się
przy kominku. Zmęczenie jednak wzięło górę i dziewczyna
błyskawicznie usnęła. Poczuła jeszcze delikatny dotyk palców na
policzku. Wydawało się, że słyszy jak ktoś szepcze, że jest
piękna, ale objęcia Morfeusza uścisnęły ją zbyt mocno, by mogła
się nad tym głębiej zastanowić. Śniło jej się, że przytula
się do dużego, silnego mężczyzny o złotych oczach, głaszcze
jego tors, bada zakamarki ciała i mruczy z podniecenia. On, kładzie
się na niej, składa mokrego całusa na nosie, a potem wodzi
językiem po linii jej szczęki, szyi i wkłada jej mokry język do
ucha...
W
tym momencie Lena zerwała się na równe nogi, zrzucając przy
okazji małą, kudłatą kulkę, która z wyrzutem popatrzyła na
dziwnego gościa. Dziewczyna skonstatowała, że nie znajduje się w
salonie, ale w uroczym pokoju, którego dwa małe okna wychodziły
wprost na szumiące wody Sanu. Odwróciła zachwycony wzrok od
krajobrazu i spojrzała na podłogę.
– A
więc to ucho to twoja sprawka, łapserdaku? Całe szczęście, bo
myślałam, że śnię na jawie. – Podrapała psa za uchem i
rozejrzała się po domu. – A gdzie twój pan, co?
Lena
rzuciła okiem na wiszący na ścianie stary zegar z kukułką i
stwierdziła, że jest ósma trzydzieści. Wpadła w panikę, zaczęła
gorączkowo szukać telefonu, żeby zadzwonić do Tecno i uprzedzić
ich, że stoi w korku, albo dopadły ją bieszczadzkie niedźwiedzie.
Wszystko jedno co im powie, byleby wyłgać się jakoś i nie zrobić
złego wrażenia na podwładnych już pierwszego dnia. Koniec końców,
telefon odnalazła wciśnięty pod poduszkę. Na nic się to jednak
zdało, kiedy okazało się, że nie ma zasięgu.
– Noż
jasna cholera by wzięła! – zaklęła. – Jak ludzie mogą tutaj
funkcjonować? Dziura bez zasięgu i bez stacji paliw. A żebyś tak
spiekła te kościste nogi, małpo jedna! – Zwizualizowała swoje
marzenie odnośnie do Zołzy i zbiegła po schodach do salonu. W
pędzie o mało nie wpadła na kobietę w kwiecistym fartuchu, która
na ławie ustawiała talerzyki z parującą jajecznicą.
– Dzień
dobry, kochanie. – Zamknęła Lenę w matczynym uścisku. –
Jestem Ołena. Przygotowałam ci śniadanie i coś na ząb na
później. Gniewko powinien być lada chwila, pojechał po paliwo
żebyś mogła dojechać do pracy. Ależ z ciebie drobne stworzenie,
siadaj proszę i jedz. Porządne śniadanie zaraz postawi cię na
nogi.
– Dziękuję,
ale naprawdę musiałabym już jechać. Jestem mocno spóźniona, a
dziś muszę być koniecznie w biurze. Komórka nie działa, nie mogę
więc powiadomić pracowników o spóźnieniu. Ten cały wyjazd to
najokropniejsze co mnie ostatnio spotkało. – Lena opuściła ręce
w geście bezradności.
– Usiądź,
dziecko. Zjedz śniadanie. Twój samochód nadal ma pusty bak, więc
i tak nie dojedziesz. Czasem trzeba trochę odpuścić, a wszystko i
tak się ułoży. Co ma wisieć, nie utonie. – Puściła do niej
oko. – No, smacznego. A telefon mamy tutaj radiowy. Jak chcesz, to
możesz z niego skorzystać – powiedziała, wskazując na niewielki
telefon bezprzewodowy leżący na biurku Gniewka.
Dziewczyna
odetchnęła z ulgą i szybko wykonała telefon do Tecno z
informacją, że się trochę spóźni.
Lena
była bardziej głodna niż przypuszczała, a świeży ser,
jajecznica i apetycznie wyglądający żytni chleb, spowodował, że
nie opierała się zbyt długo. Ze smakiem dobrała się do jedzenia,
wszystko popijając olbrzymim kubkiem herbaty z miodem.
– Ale
dobre, dziękuję. Czuć wprawną rękę kucharza.
– Ręka
jak ręka – uśmiechnęła się Ołena. – Świeże produkty i
górskie powietrze robią swoje. O, jest i szef. Widzisz, zaraz
będziesz mogła pojechać do tych swoich biur.
Nim
kobieta zdążyła zebrać talerze, do domku wszedł Gniewko, który
dał Ołenie całusa w policzek. Lena pomyślała, że chciałaby być
na jej miejscu, ale szybko otrząsnęła się z tych myśli. Trudno
jej było odwrócić wzrok od tych gęstych, ciemnych, nieco
przydługich włosów i oczu w kolorze ochry, które przewiercały ją
spojrzeniem.
– Dzień
dobry, chłopcy właśnie tankują samochód, dobrze spałaś,
paniusiu? – Uśmiechnął się szeroko, jednocześnie odwieszając
kurtkę na wieszak.
Lena
zagotowała się ze złości, zaskutkowało to zaróżowionymi
policzkami i nie umknęło bystremu wzrokowi mężczyzny.
– Tak.
– Wydusiła przez zaciśnięte zęby. – I przepraszam, że
narobiłam ci kłopotu. Dziękuję za teleportowanie mnie do sypialni
i to, że tyle dla mnie zrobiłeś. Ja się będę zbierać.
Chciałabym się tylko przed wyjazdem się odświeżyć, rozliczyć
i już mnie nie ma.
Gniewko
popatrzył na nią z namysłem, otaksował powoli jej sylwetkę i
westchnął.
– Nie
mam nic przeciwko, korzystaj do woli. I nie przyjmuję zapłaty.
Dzięki tobie, wczoraj zupełnie zapomniałem o problemach, które
mnie męczyły, zatem ja winien jestem ci podziękowania. – Zrobił
niepewny krok w jej stronę, uniósł rękę jakby chciał odgarnąć
jej z czoła niesforny kosmyk, ale w ostatniej chwili zrezygnował.
Lena,
bojąc się, że ulegnie jego dotykowi i na co miała wielką ochotę
– wtuli twarz w tę wielką dłoń – przepadnie z kretesem,
dlatego uśmiechnęła się do niego tylko, chwyciła za neseser i
uciekła do łazienki.
Co
się z tobą dzieje, dziewczyno, co? Zastanawiała się, opłukując
rozgorączkowaną twarz zimną wodą. Nie możesz reagować na
pierwszego lepszego mężczyznę jak napalona pensjonarka, beształa
się w myślach. I choć próbowała się oszukiwać, że ten
człowiek, którego zna raptem kilka godzin nie robi na niej
wrażenia, to nie mogła oprzeć się pokusie i po wyjściu z
łazienki podeszła do biurka, przy którym siedział. Był już sam.
Po śniadaniu i po Ołenie nie było śladu.
Gniewko
odwrócił się w jej stronę, a kiedy spojrzała w oczy
przypominające płynne złoto, przypomniała sobie silne ramiona ze
snu, które mocno jak kokon owijały jej ciało i dawały poczucie
bezpieczeństwa.
– To
może jednak zapłacę? – zapytała.
Wstał,
założył ręce na piersi i wbił w nią spojrzenie.
– Nie
zgadzam się. No, chyba, że dasz się namówić na kolację?
Lena
dostrzegła w oczach Gniewka błysk nadziei, która na chwilę zbiła
ją z pantałyku, a on widząc jej konsternację, dodał szybko.
– Ale
nie czuj się zobowiązana. Pomyślałem tylko, że może
zechciałabyś spędzić ze mną trochę czasu i porozmawiać.
– Właściwie
to nie wiem jak długo zajmie mi praca. Mam tam mnóstwo do
naprawienia, zorientowania się gdzie tkwi problem, ale myślę, że
w ramach rekompensaty dam się namówić na tę kolację, ale pod
jednym warunkiem.
Gniewko
podniósł prawą brew w pytającym geście.
– Nie
mów do pnie PANIUSIU!
Mężczyzna
zaśmiał się serdecznie. Lenie bardzo spodobał się ten dźwięk.
Był taki radosny i beztroski. Pomyślała, że mogłaby go słuchać
godzinami.
– Tej
obietnicy nie będę chyba w stanie dotrzymać, ale obiecuję, że
się postaram, pan…
– Szszszsz…
nie wypowiadaj tego słowa – ostrzegła, podchodząc do niego w
trzech susach i bez zastanowienia kładąc mu na ustach palec
wskazujący.
Gniewko
ujął jej dłoń, przytrzymał przy swoich ustach i patrząc głęboko
w oczy, ucałował każdy palec, delikatnie muskając go językiem.
Ten niezwykły pokaz męskiego pożądania spowodował, że Lena
wciągnęła głęboko powietrze, poczuła jak w trzewiach zaczyna
ryczeć jakiś potężny zwierz, który wprawił jej ciało w
drżenie, ostatkiem sił jednak przerwała kontakt wzrokowy i
sięgnęła po walizkę.
– Odprowadzę
cię – oznajmił nieco zachrypniętym głosem. Zabrał z rąk Leny
neseser i kładąc jej rękę u dołu pleców, poprowadził do
samochodu. – Widzimy się o dziewiętnastej? – Dziewczyna
potaknęła, wsiadła do auta, odpaliła silnik i powoli wycofała go
spod domu Gniewka. Nie miała pojęcia jak się skończy dzisiejsza
kolacja, ale przysięgła sobie, że musi to sprawdzić, bo może się
okazać, że będzie to najlepsza rzecz, jaka przytrafi jej się tej
jesieni. Ale zanim znów pomyśli o pełnym tajemnic, przystojnym
właścicielu ośrodka, najpierw musi zająć się własną pracą i
kwaterą, do której wczoraj ostatecznie nie dojechała.
Do
Polańczyka dotarła po niespełna półgodzinnej podróży. Szybko
znalazła biuro, do którego weszła dumnym krokiem. Musiał
przyznać, że lokalizacja była nad wyraz miła. Biuro bowiem, było
niewielkim budynkiem z olbrzymią przeszkloną ścianą wychodzącą
wprost na Solinę. Widok zapierał dech w piersiach i zdecydowanie
był piękniejszy niż szare wieżowce stojące dumnie po drugiej
stronie ulicy jej warszawskiego biura. Nie dała po sobie poznać,
że denerwuje się swoim spóźnieniem, poprosiła o kawę i zajęła
miejsce przy biurku, które do tej pory należało do Tomasza,
kierownika tego oddziału. Musiała przyznać, że pomimo chaosu
panującego w dokumentach i braku kontaktu z klientami, ekipa była
dość zgrana. Pięcioro ludzi tworzących zespół, było ze sobą
tak zżyte, że bez mrugnięcia okiem odczytywali swoje potrzeby. Po
kilkugodzinnej pracy, polubiła krzykliwą Kaśkę, Kazika, Mariusza
i Kingę. Tomek nie ukrywał niezadowolenia z jej wizyty, ale pomagał
jak mógł. A ponieważ problem tkwił gdzieś głęboko i póki co
nie mogła go namierzyć, Lena wysłała maila do Zołzy z
informacją, że te trzy tygodnie będą jednak potrzebne na
postawienie oddziału na nogi.
Po
siedemnastej wyszła z pracy, życząc wszystkim miłego popołudnia.
Postanowiła pojechać do Gazdówki, w której zarezerwowano jej
pokój, odświeżyć się i pojechać do Rajskiego na kolację z
Gniewkiem.
GNIEWKO
Mężczyzna
spędził przedpołudnie na papierkowej robocie. Uśmiechając się
do swoich myśli, w porze obiadowej udał się do stołówki i
wszedł do kuchni od zaplecza.
– Dzień
dobry, ekipo! – przywitał się z pracownikami.
– Cześć,
szefie – dobiegła gromka odpowiedź, która zawsze sprawiała mu
dużo przyjemności.
– Czy
ja tu dziś coś zjem?
Zza
przepierzenia wyjrzała dostojna twarz Ołeny, która uśmiechając
się półgębkiem odwróciła się na pięcie i po chwili na stole
wylądował talerz pełen blinów ze śmietaną.
– No,
mów. Coś taki zadowolony? Czyżby na twój humor miała wpływ ta
mała blondynka z miasta?
Gniewko
nie odpowiadał, tylko zajadając bliny, mlaskał ze smakiem. Kiedy
ostatni placek zniknął z jego talerza, oparł się wygodnie o
krzesło, założył ręce na piersi i stwierdził.
– Dzięki,
było pyszne.
– Ty
mi tu oczu nie mydl, tylko mów.
– Właściwie
to przyszedłem cię poprosić o pomoc w przygotowywaniu kolacji.
Tak, i to ma coś wspólnego z Leną.
– Ha,
wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Od śniadania chodzisz
napuszony jak paw. – Klasnęła w ręce Ołena. – Nic się nie
martw, wszystko będzie gotowe. Gdzie wam to przygotować,
gołąbeczki. W twoim domu?
– Właściwie,
to mam inny pomysł.
LENA
Lena
była wściekła! Zaczęła nawet myśleć, że ta czynność
przylgnie do niej jak druga skóra. W końcu nie opuszczała jej od
momentu, kiedy dowiedziała się o swoim natychmiastowym wyjeździe w
Bieszczady. Chwile przerwy od złości zarejestrowała jedynie wtedy,
kiedy w pobliżu znajdował się przystojny właściciel ośrodka w
Rajskiem. W tej chwili skręcała właśnie na jego teren, z zamiarem
błagania o wynajęcie jej domku, lub chociaż pokoju z łazienką.
Niestety okropna, wyfiokowana menadżerka w Gazdówce, wyniosłym
tonem oświadczyła Lenie, że wczoraj nie pojawiła się na czas,
zatem rezerwacja i zaliczka wpłacona wcześniej przepadają. Dodała
jeszcze, że o tym hotelu będzie niedługo głośno, bo oni traktują
klientów bardzo dobrze i tak też chcą być traktowani, więc
zgłosili się do przetargu na noclegi dla całej ekipy filmowej,
która miała niedługo kręcić komedię romantyczną nad Soliną. –
To się jeszcze okaże – przysięgła sobie Lena. – Jeszcze ci
ten wyniosły uśmiech zejdzie z tych napompowanych botoksem ust!
Zaparkowała
samochód tuż obok terenówki Gniewka, zajrzała do domu, ale, że
był zamknięty na klucz, postanowiła go poszukać.
Musiała
przyznać, że miejsce było cudowne i wyjątkowo malowniczo
położone. Przy każdym domku rosły gęste tuje, które gościom
dawały odrobinę prywatności. Alejki prowadzące do poszczególnych
części ośrodka były wypielęgnowane i utrzymane w porządku.
Pomimo listopadowej szarugi, trawa zieleniła się jeszcze resztkami
chlorofilu, a liście, które opadły z pobliskich brzóz, mimo swej
brunatnej barwy, nie sprawiały wrażenia zbutwiałych. Najpiękniej
jednak prezentował się szumiący tuż za drewnianym ogrodzeniem
San. O tej porze roku woda przybrała i płynęła wartko w swoim
korycie. Pomyślała, że latem musi tu być pięknie. Próbowała
sobie to nawet zwizualizować, ale ostatecznie odwróciła wzrok od
rzeki i podążyła ścieżką prowadzącą wprost do drewnianego
domu położonego w samym sercu ośrodka. Zapukała kołatką do
drzwi z napisem rejestracja i nie czekając na odpowiedź, nacisnęła
klamkę. Znalazła się w niewielkim hallu wyłożonym zielonym
dywanem. Na ścianach wisiały zdjęcia przedstawiające kolejne
etapy budowy ośrodka oraz rodzinna fotografia, z której uśmiechał
się beztrosko Gniewko, mając po obu stronach mamę i tatę.
– Paniusiu?
– Zapytał mężczyzna, który nie wiedzieć kiedy stanął w
drzwiach prowadzących do biura. Podszedł do niej, odwrócił ku
sobie i widząc zacięty wyraz twarzy ujął ją pod brodę. –
Stało się coś?
– Wiesz
co, właściwie to nie – odparła buńczucznie. – Coś sobie
ubzdurałam, ale właśnie mi udowodniłeś, że jednak się myliłam.
– Odwróciła się na pięcie z zamiarem natychmiastowego powrotu
do samochodu. Nie cierpiała tego protekcjalnego tonu. Czuła się
wtedy jak uczennica besztana przez nauczyciela.
Gniewko
zareagował błyskawicznie. Chwycił dziewczynę za rękę i
pociągnął w swoją stronę. Przylgnął do jej pleców, odgarnął
włosy i wyszeptał do ucha.
– Widzę,
że coś jest na rzeczy. Masz kłopot, więc daj sobie pomóc. –
Ciepły oddech owionął jej ucho, przyprawiając całe ciało w
rozkoszne drżenie. – Pięknie pachniesz – wymruczał w jej
szyję.
Na
policzkach Leny wykwitły dwa dorodne rumieńce, a na skórze
pojawiła się gęsia skórka. Czuła, że ten mężczyzna nie jest
jej obojętny. Właściwie to jej ciało czuło te niesamowite
wibracje, które były pomiędzy nimi. Jakaś magnetyczna siła
przyciągała ich do siebie i mimo całej swojej dumy i uporu,
musiała przyznać przed samą sobą, że nie zamierza się bronić
przed tym obezwładniającym uczuciem.
Czując
bliskość Gniewka, oddychała płytko, ale przylgnęła do jego
szerokiej piersi, pozwalając zamknąć się w uścisku. Mężczyzna
powoli obrócił ją ku sobie. Zaskoczona podniosła głowę i
napotkała złote spojrzenie pełne niewysłowionego pożądania.
Gniewko zbliżył swoją twarz i złożył pocałunek na jej czole,
po czym ujął ją za rękę i poprowadził w stronę swojego domu.
Szalejące
w ciele Leny pożądanie nie gasło ani na chwilę, ale była
zaskoczona, że Gniewko nie rzucił się na nią w hallu recepcji.
Tak zrobiłby każdy mężczyzna na jego miejscu, ale nie on.
– Powiesz
mi co się stało, czy mam to z ciebie wycisnąć – przerwał jej
rozmyślania męski głos.
Lena
opowiedziała całą historię z menadżerką Gazdówki. Chłopak na
te słowa spiął się i przybrał zacięty wyraz twarzy,
jednocześnie przygarniając ją bliżej siebie. Nie przerywał,
słuchał uważnie co ma do powiedzenia, a kiedy poprosiła go o
wynajęcie jej pokoju, stanowczo odmówił.
– Będziesz
mieszkać u mnie, ponieważ wszystkie domki są zajęte. Mam wolny
pokój, w którym już spałaś. Ja śpię po przeciwnej stronie,
więc nie grozi ci nocny atak z mojej strony.
– Wiesz,
właściwie mogłabym oszukać miejscówki w Solinie albo Wołkowyi,
ale tu jest tak pięknie. Nie chcę stwarzać ci problemów, lub co
gorsza narażać na nocne ataki – uśmiechnęła się do niego
zawadiacko.
– Nie
robisz mi żadnego kłopotu, właściwie, to wprowadzasz od wczoraj
sporo chaosu w moje życie, ale muszę przyznać, że bardzo mi się
to podoba. Nocne ataki zresztą też – nie pozostał jej dłużny.
– A teraz chodź, wypakuję twoje rzeczy i zabieram cię na
kolację.
Lena
nie wiedziała jak przygotować się na wieczór. Krążyła wokół
wyładowanych na łóżku ubrań, próbowała dobrać dodatki, ale
naprawdę nie wiedziała czego się spodziewać.
– Paniusiu!
– dobiegło do niej wołanie z dołu. – Ubierz się ciepło i
wygodnie. Twoje miastowe ubrania nie będą się nadawały tam gdzie
idziemy.
– Ciekawe
skąd wiesz, że nie wiem się w co ubrać? – Odkrzyknęła.
– Bo
tak drepczesz, że w kuchni tynk z sufitu odpada. – Zaśmiał się,
wyraźnie zadowolony ze swojego żartu.
Ostatecznie
zdecydowała się na dżinsy, ciepłą koszulkę termiczną, na którą
narzuciła polar z modnego sportowego sklepu, wszystko dopełniając
ciepłymi butami emu.
Zeszła
na dół i oznajmiła, że jest gotowa. Gniewko otaksował dziewczynę
wzrokiem i uśmiechając się, stwierdził.
– Musisz
kupić sobie inne buty. W tych w Bieszczadach długo nie wytrzymasz.
Lada dzień spodziewamy się opadów śniegu. Jestem więc pewien, że
albo wylądujesz na tyłku zaraz po przekroczeniu progu, albo
przemoczysz stopy do tego stopnia, że skończy się to
przeziębieniem. – Mówiąc to, podszedł do szafy, wyjął z niej
gruby, pikowany niebieski bezrękawnik i pomógł Lenie go założyć.
Nie omieszkał przy okazji musnąć kciukiem jej wystających
obojczyków, od których nie mógł oderwać wzroku.
Lena
chrząknęła i spojrzała mu zuchwale prosto w oczy.
– Nie
drocz się ze mną, bo takiego ataku możesz nie przeżyć.
Gniewko
ujął w dłonie jej twarz, kciukiem przeciągnął po wydatnych
ustach, a potem wpił się w nie z całą mocą. Jęk przyjemności,
który wydobył się z ust Leny spowodował, że mężczyzna
przygarnął ją zaborczo i rozchylił językiem wargi. Ich języki
splotły się w erotycznym tańcu, ucząc się siebie.
– Na
takie ataki czekam z przyjemnością, paniusiu. – Cmoknął ją w
nos i podał rękę. – Chodźmy, czekają na nas.
Nieco
oszołomiona, ale całkiem zadowolona podążyła z Gniewkiem do
ogromnego budynku, stojącego nieopodal bramy wjazdowej. Wejście
zdobiły bogato zdobione drewniane drzwi. A na samym środku płonęło
ognisko i wesoło trzaskał ogień, unosząc dym wprost do góry,
gdzie w dużej dziurze w dachu znajdował ujście. Przy palenisku
kręciło się kilkadziesiąt osób. Lena rozpoznała Marka –
przyjaciela Gniewka, a także Ołenę, która uśmiechała się do
niej ciepło. Po chwili została przedstawiona pozostałym. Byli tam
najbliżsi współpracownicy Gniewka oraz jego przyjaciele. To była
niesamowita niespodzianka. Siedzieli wszyscy wspólnie przy ogniu,
zajadali pieczone ziemniaki z oscypkiem, a także kiełbaski z
chlebem, popijali to wszystko doskonałym piwem z pobliskiej
wytwórni, i mimo że rano większość rozpoczynała pracę o
szóstej, to i tak rozeszli się dopiero o północy.
– Dziękuję
za ten wieczór – wyznała Lena, kiedy wracali do domu. – Cieszę
się, że zabłądziłam właśnie tutaj.
Gniewko
nie odpowiedział, tylko przytulił ją mocniej i odprowadził do
pokoju.
– Dobrej
nocy – rzekł, całując ją w czoło – będę obok. Wiesz, w
razie ataku, czy coś? – Mrugnął do niej i ukrył się w
sypialni.
Lena
wstała skoro świt i mimo, iż spała krótko, czuła się rześka i
wypoczęta. Cóż, chyba ten wyjazd w góry nie był takim złym
pomysłem. Zeszła na dół, zamierzając założyć swoje ulubione
emu, niestety w ich miejsce dostrzegła zupełnie nową parę
sportowych butów z solidną podeszwą, a chwilę później kartkę,
na której Gniewko własnoręcznie napisał:
Dzień
dobry, mam nadzieję, że spałaś dobrze. Pojechałem do Marka pomóc
mu przy uruchamianiu pługu. Mam nadzieję, że buty spełnią swoją
rolę. W nocy spadł śnieg, a Twoje do niczego się nie nadawały.
Do zobaczenia później.
G.
Lena
uśmiechnęła się szeroko i pomyślała, że to jeden z najmilszych
gestów jakich w życiu doświadczyła. Zmieniła jednak zdanie,
kiedy w swoim aucie na siedzeniu pasażera odnalazła paczuszkę z
kanapkami do pracy. Zrobiło jej się ciepło wokół serca. Nikt
nigdy tak o nią nie dbał, czuła, że zaczyna zżywać się z tymi
wyjątkowymi ludźmi.
Pojechała
do pracy z lekkim sercem. Ekipa przywitała ją dużo lepiej niż
poprzedniego dnia, wszyscy zajęli się reorganizacją placówki,
ściśle wykonując polecenia Leny. Praca przebiegała sprawnie do
czasu, kiedy w plikach odnalazła umowę z Gazdówką na szereg
reklam. Zmęłła w ustach przekleństwo, ale przyglądając się
sprawie bliżej stwierdziła szereg nieprawidłowości. Umowa
opiewała na skandalicznie niską cenę, a ilość reklam, które
miały się ukazać w okolicznej prasie i mediach zaskakująco
wysoka. Po kilku godzinach dokładnej analizy, zawołała Tomasza,
który w ciągu pięciu minut otrzymał zwolnienie dyscyplinarne, a
potem odwołała wszystkie reklamy Gazdówki zaplanowane na grudzień.
Jednak karma to suka, pomyślała.
Wracając
do Rajskiego z przyjemnością oddawała się myślom o Gniewku.
Śnieg sypał już na całego, jechała więc powoli, żeby nie wpaść
do rowu. Bardzo ciągnęło ją do tego barczystego mężczyzny. Nie
potrafiła ująć w słowa swoich uczuć. Wiedziała na pewno, że to
nie miłość i nie chciała się wiązać, przypuszczała jednak, że
jej zdradzieckie ciało żąda od niej czego innego i jak znała
życie na pewno w końcu to dostanie.
Dni
mijały szybko. Lena poznała historię wypadku rodziców Gniewka i
perfidne zagranie byłej dziewczyny. Współczuła mu z całego
serca, ale też zrozumiała, że to wszystko wpłynęło na jego
charakter. Podziwiała go za przedsiębiorczość i wyjątkowe
szczęście do oddanych pracowników i przyjaciół.
Ona
nie pozostawała mu dłużna. Opowiedziała o kilku nieudanych
związkach, zaborczości, która je niszczyła i ostatnim, ważnym
dla niej mężczyźnie, jak jej się zdawało – jej drugiej połówce
i podłym kobieciarzu w jednym. Związki kojarzyły się Lenie tylko
z problemami i nie chciała być z nikim na poważnie. To dla niej
zbyt wyniszczające, a po ostatniej zdradzie ledwo pozbierała się
do kupy.
GNIEWKO
Gniewka
zaniepokoiła jasna deklaracja Leny odnośnie do związków, ale
ponieważ z natury był człowiekiem cierpliwym, toteż pozostawił
sprawę w rękach losu. Gorzej jednak miało się jego postanowienie
co do trzymania rąk przy sobie. Przy tej dziewczynie trudno było mu
się opanować. Myślał o niej kiedy była w pracy, a jak tylko
znajdował się blisko Leny, natychmiast jego ręka dotykała
pięknych, puszystych pukli, masowała plecy, albo gładziła rękę.
Nie potrafił odmówić sobie tej przyjemności, a wspomnienie ich
wspólnych pocałunków doprowadzało go do szewskiej pasji. Po tym
pamiętnym ognisku zdecydował się jednak poczekać. Lena była tego
warta.
Po
pewnej wyjątkowo śnieżnej nocy, Lena została uziemiona. Nikt nie
dał rady wyjechać na drogę. Gniewko odgarnął śnieg sprzed domu
i wraz z pracownikami oczyścił alejki prowadzące do każdego
domku. Dziewczyna nie miała pomysłu, co zrobić ze sobą w ten
dzień. Z pomocą przyszedł Gniewko, który przytaszczył stosik
drewna do kominka, a z magazynu letniego pudło z DVD. Zainstalował
wszystko i zasiedli przed telewizorem. Całe popołudnie spędzili na
oglądaniu starych polskich komedii i zajadaniu podsyłanych przez
Ołenę dań.
Lena
była odprężona i zrelaksowana, ułożyła właśnie głowę w
zagięciu łokcia Gniewka i ziewnęła. Mężczyzna pogładził ją
delikatnie po plecach, pochylił się i musnął ustami jej wargi.
Lena wciągnęła głęboko powietrze i dosłownie rzuciła się na
Gniewka. Całowała go z taką pasją, jakby za nim bardzo tęskniła.
Niestety, chłopak nie mógł nacieszyć się jej słodyczą, bo
dziewczyna odskoczyła od niego jak oparzona i bąkając nieskładne
przeprosiny uciekła do swojego pokoju.
Targały
nim emocje tak wielkie, że nie mógł znaleźć sobie miejsca.
Wszedł do łazienki, wziął zimny prysznic i stał pod strumieniem
wody tak długo, aż dostał gęsiej skórki. Nie mógł się
oszukiwać. Pragnął Leny bardzo i wiedział, że prędzej czy
później będzie jego, ale chciał żeby to była jej decyzja.
Całując ją kilka minut wcześniej, mało nie oszalał z pożądania,
ale wiedział, że to krok w dobrą stronę. Nie czuł się tak
nawet przy Izabeli, a to stwierdzenie wyjątkowo mu się spodobało.
Nie mógł przeciągać prysznica w nieskończoność, owinął się
więc ręcznikiem i udał się do sypialni. Przystanął na chwilę
przy drzwiach Leny, ale nie dobiegał zza nich żaden dźwięk, więc
uśmiechnął się do swoich myśli i położył do łóżka.
Sen
uparcie nie nadchodził. Gniewko rzucał się na łóżku, nie mogąc
znaleźć dla siebie dogodnej pozycji. Marzył o tym jak pierwszej
nocy przytulał do siebie zmęczoną i senną Lenę, która nawet nie
wiedziała o jego obecności. Leżał wtulony w jej miękkie ciało,
odgarniał włosy z rozgrzanych snem policzków i wodził palcami po
krzywiźnie szczęki. Wtedy był przejęty i szczęśliwy
jednocześnie, a teraz, wiedząc, że Lena jest w pokoju obok, wcale
nie był spokojny.
– Ach,
pieprzyć to! – Warknął sam do siebie, po czym wstał i ruszył w
kierunku drugiej sypialni. Drzwi zaskrzypiały lekko kiedy
przekraczał próg jej sypialni. Podszedł do łóżka, wślizgnął
się pod kołdrę i zanurzył twarz w jej bujnych włosach.
– Mhmhm,
to ten atak, o którym mówiłeś? – Zamruczała zaspana Lena.
– Przepraszam,
nie mogłem się powstrzymać, ale potrzeba dotykania cię, kiedy
jesteś w pobliżu była silniejsza.
– Ale
ja nie chcę się dotykać.
Gniewko
zastygł w bezruchu i uważnie przyjrzał się jej twarzy. Odwróciła
się do niego, położyła drobną rękę na tej męskiej kwadratowej
szczęce i wyszeptała tuż przy jego ustach.
– Nie
chcę się tylko dotykać. Pragnę cię. Pragnę cię tak bardzo, że
nie myślę rozsądnie.
Na
te słowa Gniewko zareagował natychmiast. Wpił się zachłannie w
jej usta, jednocześnie dłonią wodząc po szyi. Powoli sunął
palcem po obrzeżach koszulki, którą miała na sobie, a potem
delikatnie dotknął ciała, wspinając się ku cudownym pagórkom
piersi. Potarł kciukiem sterczący sutek, na co Lena zareagowała
westchnieniem. To go bardziej rozochociło. Ścisnął piersi obiema
dłońmi, znacząc pocałunkami długi szlak, rozpoczynając w
okolicach serca, a kończąc przy pępku. Zdjął jej koszulkę i
szybko pozbył się krótkich spodenek, które miała na sobie.
Omiótł spojrzeniem jej sylwetkę i niemal zawył z zachwytu. Leżała
tu naga, śliczna, rozgrzana pieszczotami i cała jego. Co do tego
nie miał wątpliwości. To była jego kobieta i miał jej to zaraz
udowodnić.
Gniewko
umościł się wygodnie pomiędzy nogami Leny, głaszcząc i
pogryzając wnętrze ponętnych nóg, którymi go owinęła. Odchylił
się nieco i spojrzał na wzgórek zakończony niewielką kępką
jasnych loków. Dmuchnął w miękki puch, rozchylił palcami jej
wargi i dotknął małego różowego guziczka językiem. Dziewczyna
jęknęła z rozkoszy i wczepiła się dłońmi w jego włosy.
– Taka
mokra, słodka i cała moja. Wyliżę tę słodycz do dna.
W
brzuchu kobiety zaczęło nabierać napięcie, które z olbrzymią
intensywnością narastało. Zaczęła się wić i jęczeć.
– Błagam…
– O
co mnie błagasz, malutka? – Popatrzył na nią spomiędzy jej nóg,
a wyraz czystej rozkoszy na twarzy Leny niemal doprowadził go do
spełnienia. – Chcesz dojść? – Kiwnęła potakująco. – Twoje
życzenie jest dla mnie rozkazem. – Powiedział, po czym zaczął
ssać z olbrzymią intensywnością. Całował, muskał i drażnił
łechtaczkę, jednocześnie pieprząc dziurkę dwoma palcami. Robił
to intensywnie, jednocześnie badając wyraz jej twarzy. Mięśnie
wokół palców Gniewka zaczęły się zaciskać, nogi zadrżały, a
Lena krzyknęła i poddała się wszechogarniającej przyjemności.
Gniewko
nie pozwolił dziewczynie na odpoczynek, scałował resztę jej
soków, po czym delikatnie muskając skórę brzucha, dotarł do
piersi.
– Chcę
cię pieprzyć – wysapał wprost w jej usta. – Całą noc, bez
przerwy.
Te
pełne pożądania słowa wywarły na dziewczynie olbrzymie wrażenie.
– Tak,
marzę o tym – zamruczała seksownie.
– Zaraz
do ciebie wrócę, moja słodka. – Wstał i szybko poszedł do
sypialni. Sięgnął do szafki, w której trzymał prezerwatywy,
rozerwał opakowanie zębami, nałożył ją na swój prężący się
członek i szybko wtulił się w miękkie ciało.
– Jesteś
taka cudowna – pocałował ją zachłannie i jednym płynnym ruchem
wszedł w nią cały. Doznanie było tak intensywne, że musiał na
chwilę się zatrzymać. Lena jednak zaczęła się pod nim wić i
jęczeć, co dało mu sygnał do dalszej pracy. Długimi, mocnymi
ruchami doprowadził ją do drugiego orgazmu i po chwili dołączył
po niej.
Opadł
zmęczony na jej piersi i ucałował każdą z nich z czcią.
– Jesteś
czystą rozkoszą, paniusiu – wymruczał.
Lena
pacnęła go w pośladek, a Gniewko z zaskoczeniem podniósł brwi.
– O,
a to za co?
– To
za paniusię.
– Jeśli
taka będzie moja kara za te słowa, to będę nazywał cię tak
częściej – uśmiechnął się i z żarem w oczach polizał ją po
szyi. Lena pociągnęła mężczyznę za włosy i nakierowała usta
wprost na swoje. Gniewko oddał pocałunek z pasją, ale tym razem to
ona przejmowała kontrolę i on nie miał nic przeciwko. Całowała
go gwałtownie i z wielką namiętnością, zasysając raz po raz
jego dolną wargę.
– Jesteś
nienasycona, paniusiu i bardzo mi się to podoba – szepnął
sięgając ręką do miejsca, w którym przed chwilą było mu tak
ciasno i dobrze. Delikatnie zaczął masować różowy guziczek, z
przyjemnością odkrywając, że dziewczyna jest już na niego
gotowa. Podniósł się na łokciach i wyciągnął rękę po leżącą
pod łóżkiem prezerwatywę.
– Nie
– zaoponowała. – Tym razem ja to zrobię. Lena przekręciła go
na plecy, usiadła na nim okrakiem i zaczęła – tak jak on
wcześniej – znaczyć ślad po jego torsie mokrymi pocałunkami.
Gniewko spiął mięśnie nóg, kiedy delikatnie, ale stanowczo
chwyciła w dłonie jego wyprężającą się męskość. Oblizała
seksownie usta, spojrzała mężczyźnie prosto w oczy i końcem
języka zatoczyła okrąg po nabrzmiałej główce. Gniewko zmrużył
oczy i zaczął oddychać płyciej i szybciej, co zmobilizowało Lenę
do dalszej pracy. Z przyjemnością zassała całą długość i
pomogła sobie ręką. Lizała i całowała tak zawzięcie, aż
poczuła, że członek zaczął pęcznieć, wyjęła go z ust i
posuwając go ręką, nakierowała wytrysk na swój biust. Gęste i
kremowe nasienie mocnym strumieniem oblało jej sutki, a Lena palcem
roztarła je wokół nich. Oczy Gniewka zrobiły się wielkie jak
spodki, po czym porwał ją w objęcia i pocałował.
– Dziewczyno!
Jesteś nienasycona i doprowadzasz mnie do obłędu. Seksualnego i
bardzo, bardzo przyjemnego obłędu – stwierdził. – Chodź,
pójdziemy się umyć.
Wylądowali
pod prysznicem dopiero kilka minut później, bo schody na dół
ciągnęły się w nieskończoność, kiedy co chwilę przystawali
żeby nasycić usta.
Gniewko
wprowadził dziewczynę do łazienki, przygotował gorący strumień
wody, po czym podał jej dłoń i lekko skubiąc jej napuchnięte
usta, poprowadził pod prysznic. Myli się metodycznie, na nowo ucząc
się swoich ciał. Gniewko był zachwycony tą filigranową
dziewczyną, która – czego był absolutnie pewien – zmieniła
jego życie na zawsze.
– Bardzo
podobało mi się, że jesteś oznaczona moim nasieniem – zauważył
Gniewko, delikatnie spłukując odżywkę z włosów Leny.
– Neandertalczyk!
– oburzona odwróciła się do niego twarzą.
– Ale
twój. I zrób z tym co chcesz.
– Zachowujesz
się jak zaborczy zwierz.
– I
jestem przekonany, że ci się to podoba – lekko uszczypnął ją w
pośladek.
Lena
była skonsternowana i spięta. Nie była przygotowana na takie
wyznania. W ogóle nie planowała związku, a tu okazuje się, że
Gniewko myśli o nich całkiem poważnie. I to zbudziło w niej
niepokój. Seks z tym niesamowitym mężczyzną był niebiański.
Czuła się dopieszczona, ważna i bardzo kobieca, a przyjemne
zmęczenie rekompensowało cały stres, który kumulował się w niej
od dawna. Niestety, nie była gotowa na związek. Myślała, że to
tylko seks, a to wzajemne przyciąganie, które im ostatnio
towarzyszyło to hormony. Wystraszyła się tego przypływu uczuć.
Szczęśliwy
i odprężony mężczyzna porwał w ramiona Lenę i zaprowadził ją
do sypialni.
– Chyba
czas się zdrzemnąć, paniusiu – szepnął i przytulił się do
jej pleców jednocześnie oplatając ją ciasno ręką. – Cała
moja – wymruczał i resztkami sił pomyślał, że Lena nie
zareagowała na przezwisko. Niestety nie zdążył o tym pomyśleć
głębiej, bo sen zmorzył go niemal natychmiast.
Gniewko
obudził się z szerokim uśmiechem na ustach. Dawno się tak dobrze
nie wyspał, ale kiedy odwrócił się w stronę, po której powinna
leżeć Lena, dostrzegł puste miejsce. Przecierając zaspane oczy
zauważył, że szafa stała otworem, zniknęły jej rzeczy i
walizka.
– Jezu
– jęknął – jak mogłem nie usłyszeć, że się pakuje?
Założył
dresy i bluzę, a przed wyjściem wzuł jeszcze szybko buty
trekkingowe. Wyprysł z domu jak z procy, potrącając po drodze
zaskoczoną Ołenę.
– Chłopcze,
ona pojechała – zawołała za nim.
– Pojechała?
Kiedy, dokąd? Mówże, bo oszaleję! – wykrzyknął Gniewko
zdenerwowany.
– Płakała,
kiedy pakowała walizkę do samochodu i nie chciała mi powiedzieć,
choć próbowałam wielokrotnie. Coś ty jej zrobił?
– Nic,
Ołeno. Przysięgam, że nic. Nie wiem co się stało.
Mężczyzna
zawył z bezsilności, przeciągnął bezradnie dłońmi po włosach
i usiadł w przysiadzie. Lena nie mogla go zostawić. Nie mogła. Nie
tak i nie po tym co się wydarzyło w nocy. Spojrzał na Ołenę i w
sekundę podjął decyzję.
– Jadę
za nią. Ona nie może mnie tak zostawić.
– Brawo,
chłopcze – przyklasnęła – walcz o nią!
Komentarze
Prześlij komentarz