Przejdź do głównej zawartości

Artur Wells – Skąd właściwie biorą się smoki

Skąd właściwie biorą się smoki, czyli krótki traktat o tym jak żyć w baśniowym świecie i nie tylko.
Sięgając po tę książkę z myślą o moim ukochanym fantasy, które wielbię już od lat kilkunastu i nie zanosi się na to, bym nagle przestała. I cóż rzec mogę tytułem wstępu? To bardziej baśń była niż zwykłe fantasy. Wspaniała, błyskotliwa i urocza baśń dla ciut starszych dzieci i młodzieży.

                                                                                                                                 Obraz Artie_Navarre z Pixabay


Kiedy Bob nagle i wbrew własnej woli zostaje postawiony przed faktem dokonanym, właściwie nie ma żadnego pola manewru i musi przyjąć do wiadomości, że smok, który był łaskaw wylądować na jego posesji, bez pardonu zadzierzgnął z nim więź. Od tej pory był strażnikiem gada i jął odczuwać wszystko to, co jego latający kolega. Niestety zerwanie tej więzi groziło śmiercią obojga bohaterów, zatem tego typu rozwiązanie nie wchodziło w grę. 
Przez zupełny przypadek, to nie Bob ratuje smoka z opresji, a młoda wojowniczka Nasturcja. I dzięki temu, dziewczyna przebojem wkracza w bajkowy świat, by odtąd towarzyszyć niezwykłemu duetowi w przygodach.

Jeśli chodzi o bohaterów, to jeden, a właściwie jedna wysuwa się na pierwszy plan. Mnie, jako czytelniczce wydaje się, że autor darzył ją ogromną estymą. Chodzi o Nasturcję, pełną sprzeczności postać, którą lubi się od pierwszej chwili. Niepoprawna romantyczka, marząca o ogromnej obezwładniającej miłości, ale do tego furiatka z olbrzymimi problemami emocjonalnymi oraz wyśmienity żołnierz i feministka w jednym. Przeurocza, ambitna i nieidealna postać.

Tytułowy smok pojawia się i znika, raz jest go więcej w utworze, raz mniej, i kiedy myślałam, że już autor odpuścił sobie główny wątek, to zdziwiłam się niemożebnie i w zasadzie uspokoiłam, bo rozwiązał go po mistrzowsku.

Co do Boba – trudno mi powiedzieć. Brakowało mi jego jako człowieka. Odczuwałam pewien niedosyt charakterologiczny. Przez większość czasu trudno było mi go zakwalifikować w pewnych normach. Ostatecznie, wszystko zostało wyjaśnione, ale żeby nie spoilerować, mogę jedynie napisać, że na rozwiązanie musicie poczekać do końcowych stronic tek opowieści.

Akcja nie jest specjalnie wartka, ale nie można jej też zarzucić, że całkiem rozwleczona. Jest poprowadzona tak, jak na to zasługuje baśń. Toczy się własnym, niepowtarzalnym rytmem i charakteryzuje niespiesznym, magicznym bajaniem.

A czy padła odpowiedź na pytanie skąd się biorą smoki? No oczywiście, że tak. No bo jak kończy się baśń? Bajkowo i z happy endem.
I jak na baśń przystało finiszuje fajnym morałem, który pozwolę sobie przytoczyć:

Bo każdy z nas rodzi się dzieckiem, i to w kogo przekształci się w przyszłości, zależy oczywiście w dużej mierze od otoczenia, od pokładów uśpionej w nim magii, ale i od niego samego.

I tak sobie myślę, że mądrego to i dobrze poczytać. Polecam!

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn