Przejdź do głównej zawartości

Maciej Ruszel – Strażnik Tresaonu

Wydawać by się mogło, że w świecie fantasy było już wszystko i niczego więcej nie da się wymyślić. To prawda, jednak, jeśli umiejętnie się wszystko pomiesza, dobrze umiejscowi akcję i przeprowadzi bohaterów prawdziwą drogą przez mękę, wtedy okazać się może, że wychodzi całkiem zgrabna opowieść, której daleko od nijakości.

zdjęcie Waldkunst z pixabay

Wyobraźcie sobie, że nagle, ni stąd ni zowąd pojawia się przejście między wymiarami i wyłania się z nich zło w najczystszej postaci. Demon niszczy wszystko wokół w kilka chwil, po to by ogłosić się samozwańczym królem i podporządkować sobie ludzi i zrobić z nich armię potępieńców, którzy zabijają z zimną krwią. Na przekór złu szybko rozprzestrzeniającemu się po świecie staje krnąbrna dziewczyna i człowiek skazany kilkadziesiąt lat wcześniej za zdradę.

Czy to się uda?

Ano się uda. I to jak.

Mamy tu przykład demona, który uwielbia krwawe jatki, jest bezwzględny i sieje postrach gdzie tylko się pojawi. Uzbrojony w armię sługusów, kolejno zdobywa miasta i brnie przed siebie, chcąc zdobyć tajemniczy Tresaon. 
Mamy też wspaniałą żeńską bohaterkę, która błyszczy w tej powieści niczym gwiazda. Młoda, silna, czasem bezczelna kobieta, nadaje opowieści charakteru i odpowiedniego sznytu.
Jest też tajemniczy Zmora, który jest nieco siermiężnym, acz pozytywnym przykładem na to, że upór i wiara w pewne idee popłaca.
Jest też tutaj wiele pomniejszych postaci, ważnych lub mniej, które są składową tej opowieści, ale musiałabym się tutaj za bardzo rozpisać, a tego nie lubicie.

Ta książka jest szalenie obrazoburcza, krwawa i przerażająca. Autor nie stroni od barwnych opisów tortur, potworności wynikających z opętania i wprost szatańskich praktyk. To nie jest opowiastka na dobranoc. Nie jest też formą legendy, gdzie powolna akcja i ciche bajania układają się w piękną historyjkę. Tutaj mamy pędzącą akcję i tyle zła, że czasem trudno je unieść. Trzeba mieć mocne nerwy i bardzo rozbuchaną wyobraźnię.

Ta książka to swego rodzaju miks dwóch gatunków – horroru i fantasy. Znajdziecie tutaj i sceny iście magiczne, ale też takie, o których trudno czytać, bo włos się ze strachu jeży na ręce. Warto zajrzeć do tej pozycji. Trzeba się tylko odważyć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn