Przejdź do głównej zawartości

Denise Hunter – Boskie lato

Lato charakteryzuje się tym, że chętniej sięgamy po lekkie i przyjemne lektury, które umilą nam czas podczas urlopu, czy po prostu odciągną nasze myśli od szarej codzienności. Relaks przy takiej lekturze jest niczym plaster na piekącą ranę, warto więc się zaopatrzyć w tego rodzaju literaturę i po prostu odpocząć.
Dziś słów kilka o Boskim lecie od Denise Hunter.




Wydawałoby się, że to historia jakich wiele. Jest mężczyzna i jest kobieta, których ciągnie do siebie jakaś niewyobrażalna siła. On dźwiga na swoich barkach poczucie winy, ona walczy z koszmarami po śmierci ukochanego brata bliźniaka. Madison i Backett, dwoje zagubionych ludzi, których może uratować jedynie wspólna przyszłość. Ale żeby do tego doszło, muszę przejść szereg niepowodzeń, prób i błędów.

Powieść Hunter przydaje mi na myśl historie stworzone przez Nicolasa Sparksa. Jest skonstruowana w podobny sposób i klimatem też je przypomina. Ma jednak w sobie pewne nauki, których próżno szukać w jego książkach. Wydawałoby się, że na pierwszy plan wysuwa się tu skomplikowana miłość dwojga ludzi z różnych środowisk, jednak tak naprawdę, uwaga czytelnika skierowana jest na co innego.

Otóż, autorka daje tu jasny przekaz i wskazuje jakie wartości w życiu są najważniejsze. W przypadku tej książki, jej bohaterów i sytuacji w jakiej się znajdują, najważniejsza jest rodzina, wiara w to, że wszystko co złe, służy wyższym celom, a w zrozumieniu tego pomoże Bóg i wspólnota religijna.

To nie jest książka jedynie dla osób wierzących. Pod płaszczykiem lekkiej, romantycznej historii, ukryto tu mądrości i życiowe prawdy, które jako całość nie wszystkim będą na rękę, ale jestem pewna, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie i zinterpretuje je tak, by ta opowieść miała wydźwięk indywidualny i niepowtarzalny.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...