Przejdź do głównej zawartości

Domowe SPA

Magdalena odgarnęła włosy ze spoconego czoła, rozejrzała się z ukontentowaniem po pokoju i stwierdziła, że odwaliła kawał dobrej roboty. Wszystko było gotowe; urządzenie z woskiem do depilacji mrugało na czerwono, dając znak, że niebawem będzie gotowy do użycia, tuzin lakierów do paznokci stało dumnie na stole i kusiło kolorami, a pilniczki i waciki leżały równiutko przy brzegu stołu. O dwudziestej miały wpaść Kaśka z Anią żeby przygotować się do potrójnej randki, która zaplanowana była na jutro. Magda od wczesnego popołudnia przygotowywała wszystkie potrzebne ingrediencje na domowy wieczór SPA, a, że była dopiero dziewiętnasta, postanowiła wziąć szybki prysznic i zająć się komponowaniem kolorowych drinków, bo przecież jak relaks, to na całego.



O pełnej godzinie zjawiły się dziewczyny. Kaśka bez zastanowienia chwyciła za drinki, rozdała je pozostałym i uśmiechając się szeroko wzniosła toast za udaną randkę.
- Zdrowie, dziewczęta! Najpierw się znieczulamy, potem zabieramy się za woskowanie!
- Proszę cię, Kaśka, tylko nie za mocno z tym znieczulaniem. Jak ostatnio przesadziłaś, to latałaś za mną z tą rozgrzaną głowicą i chciałaś depilować mi dziurki w nosie. - Zaperzyła się Ania.
Magda dała obu kuksańce w bok i zarządziła, że nikt nikomu żadnych dziurek depilował nie będzie. No chyba, że ta jutrzejsza randka ma się skończyć fajerwerkami - wtedy jak koń na Wielkiej Pardubickiej - przeszkód nie widzi i pociągnie tym woskiem gdzie trzeba.

W świetnych humorach zabrały się do dzieła. Ania wzięła w dłoń nagrzaną głowicę i właśnie miała przyłożyć ją do nogi Magdy, kiedy drzwi otworzyły się z impetem i do pokoju dziarskim krokiem wkroczyła babcia Mania, niosąc talerz pełen kanapek z awanturką i sałatą.
- Mam dla was, gołąbeczki coś na przegryzkę, bo o tych kolorowych świństwach, które wam Madzia zaserwowała szybko zakręci się w głowie. A ja wam mówię, że lepiej zagryźć. - Powiedziała babcia i spojrzała ze zdziwieniem na Ankę, która zamiast nakładać wosk, nieelegancko śliniła się na widok kanapek.
- Dziękujemy, babciu. Może z nami zostaniesz chwilę? - Zaproponowała Magda.
Babcia wybałuszyła oczy, pokraśniała na licu, powachlowała się chusteczką, grzecznie odmówiła i wyszła tak szybko, że zahaczyła fartuchem o klamkę.
Kiedy przyszła kolej na Kaśkę, drzwi od pokoju otworzyły się ponownie, ale tym razem babcia wetknęła między nie tylko głowę i z rumieniąc się jak truskawka na krzaczku zapytała czy czegoś nam nie trzeba.
Dziewczyny zgodnie odmówiły i podziękowały starszej pani, po czym wróciły do znienawidzonego woskowania.
Po kilkudziesięciu minutach, dwudziestu zużytych paskach fizelinowych, babcia zajrzała po raz trzeci. Magda, w końcu wciągnęła staruszkę do środka, wręczyła jej drinka i kanapkę, bo przecież zawsze trzeba zakąszać do alkoholu i zapytała wprost:
- Babciu, ale powiedz o co chodzi. Dziwnie się zachowujesz dzisiaj.
Staruszka pociągnęła długi łyk, spojrzała z powątpiewaniem w stronę woskownicy i zażenowana zapytała:
- A co to tam się w tej puszcze znajduje?
Magda nie bardzo rozumiała o co babci chodzi, więc szybko wyjaśniła:
- Wosk, babciu, do usuwania włosków z ciała.

- Och, - szepnęła babcia - bo ja myślałam dziewczynki, że wy się bawicie wibratorem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn