Lubię, kiedy przychodzi jesień ze względu na długie wieczory. A, że nie lubię słoty, toteż moim ulubionym miejscem jako ciepłoluba jest fotel przy kaloryferze. I właśnie tam oddaję się czytaniu, szczególnie kryminałów, których jest teraz na rynku mnóstwo i można przebierać jak w ulęgałkach. Ostatnio padło na "Kajdany" Bartłomieja Kowalińskiego.
Zwłoki młodej kobiety, ujawnione w jednej z krakowskich kamienic rozpoczynają dynamiczne i skręcające wielokrotnie śledztwo, które odkrywa coraz to krwawsze elementy. Dwoje rzutkich i inteligentnych śledczych ściga mordercę, który bawi się z nimi w kotka i myszkę.
Zacząć muszę od dwojga głównych bohaterów, czyli komisarza Korczuli i prokuratorki Sadowskiej. Są to postaci niezwykle inteligentne, przebiegłe i z nietuzinkowym sposobem myślenia. Profesjonaliści w każdym calu, znający doskonale zasady prowadzenia śledztwa w trudnych warunkach. Jawili mi się tu wręcz jako superbohaterowie, czy ludzie-maszyny, ponieważ w podczas budowania postaci autor zapomniał trochę o warstwie obyczajowej, która pozwala czytelnikowi zrozumieć ich charaktery i niektóre decyzje.
Jeśli zaś chodzi o fabułę, to ja jestem niezwykle ukontentowana. Znalazłam tu bowiem wszystko to, czego szukam w dobrych kryminałach. I duszny, mroczny klimat, który pokazuje Kraków z zupełnie innej perspektywy. Kraków śmierdzący, patologiczny i niebezpieczny, a nie piękny, historyczny i widokówkowy.
Autor zaserwował tutaj cały wachlarz emocji. Czytelnik jest zaciekawiony, zaintrygowany, czasem przechodzi go dreszcz strachu, a innym razem ulgi. To niezwykle umiejętne, przemyślane i pieczołowicie przygotowanie kompendium wiedzy na temat śledztwa, zasad panujących wśród osób prowadzących sprawę, ale i psychologiczne podejście do ludzi. Zarówno świadków zdarzenia, osób pobocznych, jak i mundurowych, którzy dzień po dniu starają się rozwiązać zagadkę.
Komentarze
Prześlij komentarz