Trudno jest wrócić do szarych i niesprawiedliwych czasów, kiedy Polską rządzili Sowieci, komuna była w rozkwicie, a wszystkie decyzje podejmowano "u góry" i pociągano za odpowiednio długie sznurki. Były to czasy, w których nikomu nie wierzono, alkohol lał się strumieniami, dym papierosowy wyczuwalny był wszędzie, a patologia wyciągała swoje trzęsące się łapska po kolejne ofiary. Właśnie w tych czasach, Krzysztof Kowalewski osadził fabułę.
Jest to kolejny tom opowieści o Ugne Galancie, śledczym z niebywałą inteligencją i zmysłem, który mimo ogromu smutku przytępionego alkoholem doprowadzi śledztwo do końca. Tym razem jednak to jego ścigają, bo to on wydaje się być głównym podejrzanym popełnionych morderstw.
To, co zachwyca mnie niezmiennie w twórczości Kowalewskiego, to lekkość z jaką wraca do siermiężnych i niebezpiecznych czasów, kiedy Polska była ukryta za tzw. Żelazną Kopułą. Nie oszczędza tu czytelników, daje wgląd w śledztwa, konotacje partyjno-polityczne i poczucie bezradności, które często towarzyszyło ludziom w tamtych czasach.
Opisuje uczucia ludzi, żyjących w tym podłym wtedy ustroju i starających się jakoś funkcjonować, dzieląc czas pomiędzy pracę, wyznanie, rodzinę. Znakomicie porusza się po szarym światku patologii, lichwiarzy i melin alkoholowych. Ukazuje człowieka upodlonego, który, by nasycić swój nałóg zrobi wszystko, nie zważając na konsekwencje.
Wydawać by się mogło, że opisuję tu jakieś studium przypadku i skupiam uwagę na uzależnieniu. I mimo, że Kowalewski napisał kryminał, doskonały skądinąd, to jednak główne skrzypce gra tu Ugne i jego alkoholizm, na który nikt już nie przymyka oka, a on sam musi upaść na samo dno, żeby móc walczyć o lepsze jutro.
Świetny kryminał, który nie tylko opowiada o morderstwach, sposobie prowadzenia śledztwa i podążaniu za mordercą, ale też o tym, że z każdego syfu można się wygrzebać. Polecam wszystkim pamiętającym PRL, libacje alkoholowe i ponure czasy, w których PAN WŁADZA był alfą i omegą i należało się go strzec.
Komentarze
Prześlij komentarz