Dziś kilka słów o tym, jak bardzo można się potknąć na pierwszym tomie nowej serii, a potem jak bardzo można to naprawić tomem drugim, ale żeby nie było, że za bardzo wybiegam w przyszłość, dziś na tapet wjeżdża Parafil.
Potężna, przerażająca dawka morderczych informacji niemal krzyczy z okładki książki, dając czytelnikowi do zrozumienia, że oto ma przed sobą dreszczowiec łamane na kryminał i z pewnością będzie mięsisty, porażający i absolutnie genialny. A potem, w miarę czytania, okazuje się, że jednak dobry, marketingowy opis powieści nijak ma się do zamieszczonych wewnątrz treści i wcale nie jest tak zaskakujący jak być powinien. Dlaczego tak jest? Wszak jest i obiecany, zwisający z sufitu truposz, są pewne perwersyjne zachowania, są też nieidealni bohaterowie. Gdzie jest więc błąd? Ano w samej konstrukcji i niedopracowaniu, choć szczerze mówiąc, trudno wskazać jednoznaczną winę, bo ta książka jest tak dziwnie skonstruowana, że bardzo trudno dać jej jednoznaczną ocenę.
Parafil zapowiadał się imponująco. Tytuł przyciągał, obiecywał niszczącą zwoje mózgowe pokręconą historię, a pozostawił po sobie galopującą zgagę i niestety niesmak.
Zacznę od fabuły, która winna być elementem kluczowym. Jest chaotyczna, poplątana, poprzetykana dziwacznymi zachowaniami głównego bohatera, który jak na szanowanego doktora prawa jest wyjątkowo niepoukładanym życiowo człowiekiem. Wszystko tu kulało. I nudne śledztwo, i kolejne morderstwa, które wcale nie były tak wstrząsające jak powinny. Historie morderstw przedstawiono tu zwyczajnie, obrazoburczo i łopatologicznie. Podczas lektury nie towarzyszy czytelnikowi strach, odczucie niepokoju czy napięcia. Dużo tu za to suchych faktów. Zabrakło w tej historii mordercy, jego instynktu, zachowań dewiacyjnych, o których szumnie informuje wydawca. Dużo za to było Witka, jego problemów emocjonalnych i psychicznych, to takie trochę studium człowieka przegranego, choć niemal wybitnego w swej dziedzinie.
Jeśli zaś chodzi o postaci, to tu też wkradło się pewne niedopracowanie. Świetnie wykreowana Helga, pokieraszowana przez życie na wielu poziomach, śledcza o wyjątkowej intuicji i charakterze, nie miała sobie równych. To najlepsza i najbardziej wyrazista bohaterka tej książki. Reszta nie sięga jej nawet do stóp. Świetnie zapowiadający się Hanys, fajna laborantka, nieco zadufany w sobie Janek byli mało charakterologicznie rozbudowani, stanowili jedynie tło dla tej postaci, co stanowiło swego rodzaju czytelniczy niedosyt i spychało głównego bohatera na dalszy plan.
Zastanawiałam się nawet czy autor miał taki cel, by wprowadzić czytelnika w samo oko rozszalałego chaosem cyklonu, czy po prostu tak wyszło, że... nie wyszło? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że to nie jest książka zła, ale niedopracowana. Całe szczęście udało mi się przeczytać "Zwrotnik" i już wiem, że Rojny umie w kryminały, bo to zdecydowanie lepsza powieść niż jej poprzedniczka. Ale o niej kiedy indziej.
Komentarze
Prześlij komentarz