Lektura książek Colsona Whitehead'a jest czystą i nieskażoną przyjemnością, pod warunkiem, że czytelnik lubi zabawę słowem i żonglowanie stylem. Wtedy, treść wpada do głowy w sposób niekontrolowany i nawet najbardziej kuriozalne pomysły autora stają się cymesem literackim.
Intuicjonistka to tytułowa postać zajmująca się intuicyjnym sprawdzaniem... wind. Winda bowiem, to wielka sprawa w wielkim mieście, traktowana niemalże z nabożną czcią. Potraktowana jako wzór wszystkiego co ważne i stojąca na straży porządku. To metafora kilku ważnych aspektów i nie daje się zamknąć w jednej określonej formie.
Wydawać by się mogło, że autor zamknął swą powieść w jednej, dość brzydkiej strukturze, w której nie brakuje zgniłych owoców rasizmu i politycznych, nieczystych gierek, które oplatają bohaterów swoimi ohydnymi mackami. Ale z tej otchłani beznadziei i wszechobecnej degrengolady, Whitehead wychodzi obronną ręką i po mistrzowsku chroni swój pierwotny zamysł.
Jest to książka pełna idei. Przepełniona metaforami, odnośnikami i zawoalowanymi odniesieniami do kultur amerykańskich (choć jak się bliżej przyjrzeć to nie tylko). Całą tę powieść porównać można do windy, pełna jest przekładni, dźwigni, przeciwwagi. Z pełnym mechanizmem podobieństw do życia ludzkiego i przytłaczających zależności.
Ta powieść to uzależniająca porcja przedziwności i różnorodności, którą każdy odbierze indywidualnie. Znakomity tekst i uzależniająca treść!
Komentarze
Prześlij komentarz