Przejdź do głównej zawartości

Julia Quinn & Shonda Rhimes – Królowa Charlotta

 Julia Quinn znana autorka powieści dla kobiet, osadzonych gdzieś w pierwszej połowie XIX wieku oraz Shonda Rhimes, znana producentka filmowa – zwarły szyki i dzięki wspólnemu wysiłkowi, wypuściły na rynek i powieść i serial, który wcale nie jest tak cukierkowy jakby mogło się wydawać.



Rzecz dzieje się na kilkanaście lat przed narodzinami pierwszego z rodu Bridgertonów. Do Wielkiej Brytanii przybywa Charlotta – niemiecka księżniczka, która ma wyjść za mąż za angielskiego monarchę Jerzego III. Szybko okazuje się, że dziewczyna nie poddaje się konwenansom, ma własne zdanie, czupurny charakter, a król, pomimo początkowych oporów, zaczyna ją darzyć szaleńczą miłością.

Wydawać by się mogło, że to kolejna cukierkowa, miłosna opowieść, ale szybko okazuje się, że współpraca obu pań przyniosła powieść niebanalną i urzekającą. Ukazała stosunek mężczyzn do kobiet, wskazała na problemy targające każdą monarchią, wszechobecny patriarchat i wręcz służalczą zależność kobiet od mężczyzn. To daje czytelniczkom pewne poczucie dyskomfortu i może szoku, ale taki zdaje się był kierunek obrany przez autorki i ten zabieg wyszedł im nad wyraz udanie.

Dużo tu też mowy o powinnościach królowej, obdarzaniu mocarstwa kolejnymi potomkami i zabezpieczeniu dzięki temu państwa. To jednak schodzi na dalszy plan w obliczu innego poruszanego w powieści tematu, czyli choroby psychicznej. Oczywiście, w historii Europy i Świata, zdarzali się tzw. szaleni monarchowie, ale zawsze, królewscy doradcy starali się ukryć ten fakt i z "drugiego rzędu" zarządzali krajem. Tutaj rzecz ma się podobnie, choć, jeśli chodzi o władzę, to właśnie Charlotta stara się ją przejąć i być dobrą, choć nie przebierającą w słowach władczynią.

To bardzo udany duet i ciekawa historia, niosąca nadzieję, że może niebawem doczekamy się kolejnej opowieści, utkanej w równie barwny sposób.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...