W natłoku codziennych obowiązków, a także kryminalnych pozycji piętrzących się na półkach w księgarniach, trudno jest znaleźć pozycję, która pochłonęłaby od pierwszych stron. Ja wtedy zawsze skłaniam się ku autorkom i autorom, których znam, a jeśli piszą cykle, to wtedy wybór jest bardzo prosty. Dziś więc słów kilka o pewnym łuczniku i dość specyficznym pisarzu – Henryku Zamrozie, który znów znajduje się w centrum uwagi.
Warszawa tonie w śniegu, mróz szczypie w oczy, ludzie pędzą z pracy do domu, byleby szybko się schować i zejść z oczu szalonemu Łucznikowi, który terroryzuje mieszkańców i strzela do nich bez skrupułów. Kto strzela i dlaczego znów Zamroz jest w to zamieszany?
To był bardzo dynamiczny i niezwykle inteligentny kryminał, który napisany jest tak, że pochłania od pierwszych stron. Autor nie nudzi, ale wodzi czytelnika za nos, szybko zmienia kierunek śledztwa i raz po raz rzuca podejrzenia to na jednego, to na drugiego bohatera. Nic tu bowiem nie jest jasne i oczywiste, a zakończenie już na pewno.
Szalenie to interesująca opowieść. Kryminał rzutki, logiczny i pełen bohaterów których da się lubić. Śledztwo nagle przyspiesza, zaczyna nabierać rumieńców, tu i ówdzie autor wodzi czytelnika za nos, lawiruje zręcznie pomiędzy podejrzanymi, podrzuca fałszywe tropy i powoduje u czytającego niepokój. I to wszystko sprawia, że w pewnym momencie tę książkę trudno odłożyć.
To mocny, mroczny i niecodzienny kryminał. Nie należy do najłatwiejszych lektur. Trzeba się nad nim pochylić, czytać ze zrozumieniem i kroczyć ścieżką, którą z takim zaangażowaniem wytyczył autor. To też solidna porcja rzutkiej i niekonwencjonalnej fabuły z wielką porcją krytyki społeczeństwa polskiego, jego zachowań i strachu powodującego paranoję. To przykład powieści doskonałej w swej formie i jakości jaką posiadają jedynie dobrzy literaci. Warto ją czytać po stokroć! Polecam czytelnikom wymagającym i lubujących się w plastycznych i celnych opisach.
Komentarze
Prześlij komentarz