Remigiusz Mróz to nasz skarb narodowy i skarb w ogóle – tak można by powiedzieć o tym niezwykle płodnym autorze i nie byłoby w tym krztyny przesady. Setki memów i dowcipów literackich opierają się właśnie o jego twórczość, a on ze spokojem na nie odpowiada i tworzy kolejne części lubianej przez czytelników Chyłki. Dziś jednak o czymś zupełnie nowym i chyba nieco niespodziewanym jak na standardy naszego narodowego mroziciela.
To była rześka i oryginalna historia. Rytmiczna, dobrze przemyślana i przygotowana tak, że momentami szokuje. Najadłam się do syta mięsistymi i drobiazgowymi opisami, uśmiałam, czytając dialogi, toczące się pomiędzy przyjaciółmi. To bardziej powieść młodzieżowa niż kryminał, ale napisana zachwycająco, z dużą porcją wiadomości o ludziach, ich psychice i kilkunastoma zwrotami akcji, które nadają jej charakteru.
To w zasadzie opowieść o ludziach. O ich wadach, zaletach, humorach oraz szaleństwie. Autor cudownie rozwinął postaci, które są nienudne i charakterne; nieraz butne, innym razem przebiegłe, a w dodatku są doskonale wpisane w młodzieżowy klimat. Momentami książka wzbudza tak wielki smutek, że trzeba odłożyć ją na kilka chwil żeby się uspokoić, a czasami pojawiają się sceny dość straszne/tragiczne. Wtedy akcja pędzi do przodu jak pociąg relacji Warszawa - Kraków.
Komentarze
Prześlij komentarz