Przejdź do głównej zawartości

Cassandra Clare – Strażnik miecza

 Cassandra Clare, znana wielbicielom fantasy z serii "Dary anioła", a także cyklu "Magisterium" powraca z przepyszną i solidnie rozbudowaną powieścią, która usatysfakcjonuje wszystkich fantasolubów. I choć wielbicieli autorki do czytania nie trzeba przekonywać, to jednak skieruję tutaj kilka słów do niezdecydowanych.



Czarna magia przestała istnieć w Castellane. Kataklizm spowodował, że wszelkie magiczne umiejętności straciły swą moc. Na osoby obdarowane rzucono swego rodzaju bufor, który tłumił magię i pozwalał jedynie na podstawowe czynności. Świat zbudowany z kast i przynależności ludu do danego miejsca, funkcjonował jako tako, choć bunt powoli pełza i nie daje o sobie zapomnieć.

Napracowała się autorka solidnie budując swoje magiczne universum. Z ogromnym szacunkiem dla czytelnika, z buzującą pod czupryną wyobraźnią i pietyzmem, rozpisała powieść niemal doskonałą, pogmatwaną i arcyciekawą. Świat wykreowany przez nią jest dość ciekawy. Ma wytyczone granice, połączony jest elementami, które spajają  go w jedną całość, jednak ten świat pełen jest tajemnic. Autorka bardzo powoli i ostrożnie częstuje czytelników wiedzą na temat wierzeń i praw tam panujących. Czasem trzeba się domyślać dlaczego pewne zachowania czy sytuacje mają miejsce.

Cassandra Clare to geniuszka. Autorka, która w tak zawiły, a jednocześnie piękny sposób łączy ze sobą wątki fantastyczne, to dla mnie mistrzyni. Czasem odnosiłam wrażenie, że pewne elementy są zbudowane pieczołowiciej niźli w Grze o tron. Clare nie jest banalna. Miesza w fabule jak w wielkim kotle, osacza czytelnika swoimi pomysłami, a bohaterów odziera z warstw jak cebulę. 

Język, którym posługuje się autorka jest bardzo ładny. Nie denerwuje infantylnością, nie powoduje natychmiastowej chęci zatrzaśnięcia książki. Clare uszanowała czytelników i powiodła opowieść tak, że nie poczujemy się rozczarowani, a bardzo miło zaskoczeni.

Jest to przygoda, którą będzie się miło wspominało. Warto dodać, że nie tylko młodzież będzie czerpała radość z tej lektury. Dorosły i twardo stąpający po ziemi nastolatek plus, również chętnie potowarzyszy bohaterom w ich szalonej wędrówce. Fajny pomysł, ładnie opowiedziany i zdecydowanie nienudny. Zajrzyjcie do baśniowej krainy płynącej magią.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...