Przejdź do głównej zawartości

Adam Dzierżek – Kliner

 Śledzę twórczość Adama Dzierżka od samego początku i czytam wszystko, co tylko wyjdzie spod jego pióra. Ponieważ każda jego książka jest nieco inna, choć wciąż oscylująca wokół kryminałów i thrillerów, to zastanawiam się czy cały czas szuka  swojej niszy czy po prostu lubi eksperymentować. Dziś krótko o najnowszej jego powieści. O książce, którą czyta się na "jedno posiedzenie", ale niepokój nią wywołany, odczuwany jest dużo dłużej.



Mowa tutaj o tytułowym "Klinerze", mężczyźnie wątłej postury, który zajmuje się usuwaniem zwłok i sprzątaniu po mordercy. Wszystko w absolutnej tajemnicy i z dyskrecją niemal idealną. Jest to praca, która wchodzi w każdy por jego skóry, niszczy psychikę i powoduje stany lękowe. Do czasu jednak, kiedy mężczyzna postanawia z tym procederem skończyć.

Adam Dzierżek nie bawi się w budowanie warstwy  obyczajowej zbyt rozwlekle. Krótko, lapidarnie i bez zbędnych ozdobników wprowadza czytelnika w życie swojego bohatera i pozwala na śledzenie jego losów. Przedstawia tę opowieść za pomocą faktów: krótkich, rzeczowych informacji budujących napięcie i powoli regulujących poziom niepokoju.

Autor tym razem szokuje. I choć nie skupia się tu nad drobiazgowością i szczegółami popełniania morderstwa, a jedynie na tym, co prawdopodobnie się wydarzyło, to jednak całą uwagę skupia na tym, co dzieje się z ciałami po śmierci, kiedy wpadną w ręce Klinera i tym jak to wpływa na jego psychikę i życie.

To, co kieruje tą całą opowieścią, to logika. I choć koniec końców będzie się wydawało, że w końcowych scenach jej brakuje, to jednak jest to tylko złudzenie, którym słusznie autor sobie lawirował. 

Całkiem inna to powieść od tych, do których Adam Dzierżek przyzwyczaił czytelników, ale za to na tyle oryginalna, by chcieć ją czytać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...