Przejdź do głównej zawartości

Barbara Kingslover – Biblia jadowitego drzewa

 Wydawać by się mogło, że nic mnie już w literaturze nie poruszy i ta myśl sprawiła, że byłam po prostu ignorantką, która w swej pysze zawierzyła własnym poglądom i liczbie przeczytanych stron. Trzeba więc pokornie uderzyć się w pierś i opowiedzieć o powieści wybitnej, kompletnej i takiej, która będzie zmuszała do myślenia i przyjrzenia się pewnym sprawom z kilku stron.



Rzecz opowiada o bogobojnej amerykańskiej rodzinie, w której rządzi twardą ręką mężczyzna wymagający podporządkowania sobie i Bogu – baptystyczny kaznodzieja, człowiek pełen ideałów i fanatycznej wiary. Wraz z żoną i czterema córkami wyrusza do Konga, by tam szerzyć słowo boże i nawracać "dziki lud" na dobrą i najważniejszą ścieżkę życia duchowego.

Trzeba wiedzieć, że nie jest to powieść pełna akcji czy scen pyszniących się dynamiką. To opowieść pełzająca, która łagodnie acz stanowczo wprowadza czytelnika w meandry historii i otula go niczym bluszcz, po to by nie wypuścić ze swych czepnych gałązek aż do końca.

Dzięki Kingslover wszystkie elementy kolonializmu i postkolonializmu, który opisuje tu z wnikliwością i drobiazgowością, kłują w oczy, stają się niewygodne w odbiorze i otwierają oczy na fakt, jak wiele zła ta polityka uczyniła. 

Na tej niezwykle barwnej, afrykańskiej kanwie, autorka namalowała portret przedstawiający rodzinę z końca lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, która zmienia się tak długo, jak długo na ten obraz się patrzy. Kongslover z wnikliwością spoglądała na ludzi żyjących wówczas i tę rzeczywistość przedstawia bez zbędnego ubarwiania.

Ta powieść skłania do myślenia, do interpretowania jej w każdy możliwy sposób. Wreszcie też, skłania do rozmów z osobami, które tę powieść rzetelnie przeczytały. Okazuje się bowiem, że to, na co zwróci uwagę jeden czytelnik, może być zupełnie inaczej odebrane przez kolejnego.

Autorka nie bała się podjąć trudnych i dramatycznych tematów, ukazała jej jednak z kilku stron. I to perspektywiczne, wielopoziomowe spojrzenie powoduje, że tę powieść czyta się z zachwytem. Wspaniała, mądra i porażająca lektura!



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...