Biorąc do ręki znaną mi dobrze sprzed lat opowieść o szalonej, niedojrzałej (wtedy) trzydziestolatce, zastanawiałam się jak jej te dwie dekady później. Czy została kolorowym ptakiem i bryluje na salonach jako lekko zdziwaczała, acz zadowolona z życia kobieta, czy też stała się stateczną matroną, która panuje nad swoim życiem. Otóż, ani jedna spekulacja nie ma tu odwzorowania, a pięćdziesięcioletnia Bridget zatrzymała się gdzieś i nie potrafi lub nie chce ruszyć dalej.
Bridget ma pięćdziesiąt dwa lata i dwoje dzieci. Od niedawna jest wdową. Któregoś dnia postanawia rozpocząć życie na nowo, wszak zrobić to można w dowolnym czasie. Niestety bohaterka nadal ma zamiar podążać utartym szlakiem, czyli oddać się intensywnym poszukiwaniom mężczyzny, który da jej szczęście.
Krzywdę zrobiła autorka wielbionej przez kobiety Bridget Jones. Uprzedmiotowiła ją mocno, wmanewrowała w kolejne życiowe niepowodzenia, które zamiast w końcu dać jej wiatru w żagle, hamują ją i tworzą obraz pierdołowatej i nieporadnej życiowo kobieciny.
Wszystko tu zresztą było irytujące. Albo ja dorosłam i nie cieszą mnie już żarty o kobietach, które potrzebują mężczyzny bardziej niż powietrza, albo autorce zabrakło pomysłu i stworzyła "potworka" literackiego z bohaterką, która jedynie denerwuje i powoduje westchnienia niedowierzania wśród czytających.
Takie to nieco słabe czytadło, które chyba, albo i na pewno straciło na aktualności. Trochę ciężkostrawne, nudnawe i niestety przydługie. Ech, Bridget, biedna ty!
Komentarze
Prześlij komentarz