Przejdź do głównej zawartości

Jedna baba, drugiej babie...

Wszyscy jak jeden mąż znamy słynny, przaśny tekst: "Jedna baba, drugiej babie, wsadziła do oka grabie..." Choć wymowa tego szlagieru ma podtekst ludowy i plotkarski, to w wypadku książki Agnieszki Nietresty - Zatoń to słowa - klucze.



Książkę nabyłam krótko po premierze. Ustawiłam na półce i długo przepychałam z jednej strony na drugą. Nie mogłam się za nią zabrać. Ile razy próbowałam, tyle na mej czytelniczej drodze stawały inne powieści, a to obyczajowe, a to fantasy, które szczelnie zapełniały wolny czas. W końcu przyszła kryska na Matyska i zaczęłam czytać.

Już po kilku pierwszych stronach zorientowałam się, że mam do czynienia z powieścią, o której łatwo nie zapomnę, ba wryje się w mój światopogląd grubą czcionką.

Zaskakująco znajome słowa, zdania powtarzane jak mantra przez wiele pokoleń kobiet. Powielane wciąż i wciąż przez prababcie, babcie, mamy, a potem przez córki, bo taka jest kolej rzeczy, bo tak właśnie trzeba.

Ileż to razy, drogie czytelniczki, byłyście świadkami słów:

Ale tak nie rób, tak dziewczynce nie przystoi. 
Co sobie tatuś pomyśli jak się dowie, że jego córeczka nabroiła?
Jak tak się będziesz w przyszłości zachowywała, to żaden facet cię nie zechce!

To tylko kilka przykładów na babską niesprawiedliwość, zacietrzewienie i "zimny chów". Bo według wcześniej wspomnianych babć, dziewczynkę należy wychować na posłuszną mężowi, kobietę z dobrym zawodem (najlepiej taką fryzjerkę albo krawcową), ale nie szkodzi jeśli wykształcenia nie ma, bo on, ten mąż właśnie zadba o to żeby jej niczego nie brakowało. Od rodzenia dzieci do kucharzenia po nocy. Od dnia ślubu, kiedy wraz z obrączką stanie się kolejną Maciejową czy Zygmuntową, niepotrzebny jej będzie intelekt, bo i po co? Mąż zadba o robotę od rana do nocy.

Wyobraźcie sobie bohaterki. Pięć różnych kobiet, które niewiele mają ze sobą wspólnego oprócz przewrotnego losu,

Janeczka - dziewczynka, która miała być chłopcem i ojciec nie mogący pogodzić się z tym, że kolejna kobieta chodzi po tym ziemskim padole. Brak czułości u ojca powodował, że Janka lgnęła do matki. Ta niestety, wychowywana niegdyś konserwatywnie, przelała to czego ją nauczono na córkę. Pełno zakazów i ciągła kontrola spowodowały, że w dorosłym życiu dziewczyna była wycofana i   niepewna siebie.

Magda - przyjaciółka Janeczki w dorosłym życiu. Egoistka - tak o sobie myśli. Matka, która najprawdopodobniej ma przez całe życie depresję, jest kobietą, która nie zwraca uwagi na córkę. Nie chwali, nie gani, olewa młodzieńczy bunt. Wychowuje ją na zadufaną dorosłą.

Jolka - piękna buntowniczka, bardzo utalentowana, mogła być wirtuozką krawiectwa, ale skończyła jako Zdzisiowa żona, która po urodzeniu dwójki dzieci nie ma prawa do niczego, a już najmniej do realizowania swoich pasji.

Ruda - kobieta, która dla dobra dzieci rozstała się z mężem i postanowiła wychowywać je samotnie. Spotyka się z dezaprobatą ze strony sąsiadów, bo to, że mąż trochę pił, to przecież nie powód żeby wyrzucać go z domu...

Zosia - moja ulubiona. Niezwykle inteligentna, zdolna i obowiązkowa przyszła doktorantka. Żona swego męża, który zamknął ją (dosłownie i w przenośni) w mieszkaniu i niemalże rozkazał wychowywać dzieci, podczas gdy on - pan i władca będzie robił zawrotną karierę.

Ilekroć wracałam do historii tych kobiet, tyle znajdowałam podobieństw życiu. Przypominało mi się, że mojej babci też kazano zostać krawcową, a ona przecież marzyła o pracy kucharki. O sąsiadce, która kochała jak szalona, a oddano ją do klasztoru. O dalekiej krewnej, która musiała wyjść za mąż ze względu na szybkorosnący brzuch.

Czytałam "Pustostan" przez kilka wieczorów. To nie była łatwa lektura. To książka, która zmusza do myślenia, do pomocy innym kobietom. Wszak niejedna z nas pod skorupą cudownego życia ukrywa jakąś tajemnicę, trzeba ją tylko odkryć, a potem zacząć żyć. Tak po prostu!




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...