Czytam właściwie wszystko. Nie stronię od żadnego rodzaju literatury. Staram się, by w lekturach działo się dużo, żeby było różnorodnie i nienudno.
No i połakomiłam się na książkę Katarzyny Pietruszyńskiej, która winna traktować o trudnych relacjach między matką a córką i wpływie tych uczuć na życie nastoletniej dziewczynki. Teoria swoje, życie swoje, czyli kilka słów o tym, że coś tu nie wyszło.
Obraz Albrecht Fietz z Pixabay
Młoda debiutantka, postanowiła napisać książkę o tym, że życie nie jest kolorowe i pewne wybory potrafią wpłynąć nie tylko na osobę decydującą, ale też na jej bliskich. Katarzyna skupiła swoją uwagę na dziewczynce o imieniu Maja. Dwunastolatkę poznajemy w momencie, kiedy przebywa w domu dziecka. Jest zmęczona życiem i sytuacją, która ją przerasta. W tak młodym wieku ma problemy, które rzadko dotykają nawet dorosłych. W związku z tym, ma za sobą już próby samobójcze, a jej najlepszym przyjacielem jest Pan Pocieszyciel, wymyślony towarzysz jej niedoli.
Od samego początku, czytelnik rzucony jest w jeden wielki emocjonalny wir, który nie odpuszcza do samego końca. Dziewczynka, przez całą powieść jest kozłem ofiarnym, który znosi więcej, niż potencjalny obywatel. Musi radzić sobie z odrzuceniem, szykanowaniem, oskarżeniami i nieustanną nienawiścią od najbliższych, którzy miast ją wspierać i dawać poczucie bezpieczeństwa, powodują u dziewczynki stany lękowe i depresyjne.
Ta książka była inna niż wszystkie. Autorka postawiła na bardzo trudny temat, sięgający psychiki, stanów emocjonalnych i mnogości negatywnych uczuć. Niestety, Katarzyna Pietruszyńska pogubiła się gdzieś po drodze i stworzyła literackiego potwora, który straszy mnogością złych emocji i niemal namacalną nienawiścią.
Ilość wylewanego tutaj jadu jest nie do zniesienia. Wszyscy są przeciwko dziewczynce. Aż trudno uwierzyć, by psycholog, z założenia człowiek, który powinien pomóc, wyrażał się w sposób tak karygodny i oskarżycielski. Trudno też nawet pomyśleć o tym, że w XXI wieku, rodzina, która nie utrzymuje kontaktów z dziewczynką, nagle postanawia, że ją zaadoptuje, w związku z czym, udaje się do ośrodka i po jednej rozmowie, otrzymuje zielone światło i zabiera dziecko do siebie, a potem gnębi je do bólu.
Kuriozum pogania kuriozum.
Trudno opisać tę powieść jednoznacznie. Jest niestety napisana infantylnie, bez dokładnego przygotowania, bez znajomości tematu i zasad panujących przy rekrutacji rodziców adopcyjnych. Traktująca zawód psychologa tak, jakby to rzecz działa się kilkadziesiąt lat temu, kiedy nie był ważny człowiek, a wyniki. Przejaskrawione, nadbudowane zachowania, które nie powinny mieć nigdy miejsca w tak ważnych instytucjach. Wiadomo, że tragedie są na tym świecie i nie da się ich wszystkich usunąć, myślę też, że autorka miała tutaj pomysł na postać psycholożki, ale gdzieś się ten cały zamysł rozmył i powstała bezduszna, plastikowa wręcz postać.
Książka jest też napisana niedokładnie. Autorka zbyt wiele czasu poświęciła cierpieniu dziewczynki, nadając jej cechy niezłomnej i niezniszczalnej, choć mocno rozchwianej emocjonalnie. Założyła pochopnie, że dwunastolatka będzie miała do powiedzenia więcej, niż jej rówieśnicy, a potem pokazywała, że jednak nie o to jej chodziło. Maja często peroruje na tematy, o których dziecko w jej wieku nie powinno mieć pojęcia, ale wyraża jasno własne zdanie, a zaraz potem nie zna podstawowych pojęć. Opowiada też o związkach wśród dzieci i czysto patologicznych zachowaniach, co stwarza pogląd swego rodzaju straszliwego domu z szerzącą się degrengoladą.
Pietruszyńska gubiła też wątki. Najpierw opisywała pierwsze małżeństwo matki dziewczynki jako idealne, zawarte z szalonej, cudownej młodzieńczej miłości, a kilka stron później opisuje, że jednak matka nie kochała ojca i był on tylko przystankiem w jej drodze do autodestrukcji.
To samo dotyczy zachowań dorosłych ludzi, którzy ślepo kochali matkę Mai i obwiniają małą za wszystko. Dają dziecku do przeczytania potworny list, który przepełniony jest jadem i nienawiścią, ale nie wnosi do fabuły nic, co mogłoby wyjaśnić jakich potworności doświadczyła w życiu dziewczynka, kim była jej mama, co spowodowało, że żyła z prostytucji oraz jaką rolę pełni jej rodzeństwo.
Nie zrozumiałam tej książki. Starałam się wychwycić kontekst, pomyśleć nad fabułą, wyrwać słowa, które podpowiedziałyby mi gdzie tkwi problem, ale nie znalazłam go nigdzie. Ani w dziwnych, nieco wydumanych dialogach, ani w drobiazgowych opisach pełnych bólu i nienawiści.
Książka niezwykle dołująca.
Komentarze
Prześlij komentarz