Przejdź do głównej zawartości

Iwona Banach – Głodnemu trup na myśli

Lubię, kiedy autor ma poczucie humoru. Lubię też, kiedy podąża mało utartym szlakiem, naciąga pewne rzeczy do granicy absurdu i drwi ku uciesze czytelników. I dlatego komedia kryminalna, to mój przyjaciel na poprawę samopoczucia. A trup? A trup to jedynie dodatek do fajnej fabuły. No bo jakże to? Kryminał bez denata?



Dziś kontynuacja książki Niedaleko pada trup od denata, jednak wszystkich, którzy właśnie wyjęczeli, że  – o matko, ja pierwszej części nie czytałam/łem, uspokajam  – tę część można czytać osobno, bez znajomości poprzedniej.

O czym ta powieść opowiada, dowiecie się na zakładce i na pierwszym lepszym portalu czytelniczym. Chciałabym więc zająć się tym, co tak naprawdę skłoniło mnie do tego, by napisać o tej książce, tym, co zachwyciło, rozśmieszyło i urwało kilka wieczorów.

Otóż, wiedzieć musicie, że przez treść się płynie. Autorka napisała ją tak, że czyta się jednym tchem. Nie ma tu miejsca na wyidealizowanych bohaterów, nienaganne zachowania czy też edukacyjne dyrdymały. Tutaj znajdziecie rozrywkę na wysokim poziomie.
Wspaniałe, inteligentne, czasem przejaskrawione i naciągane  dialogi, nadają opowieści kuriozalnego tonu, a opisy są wypchane po brzegi przymiotnikami i wpływają na wyobraźnię jak niejeden film.

Czytałam gdzieś, że książka ta wydaje się infantylna, a treść jest niedorzeczna i dziecinna. Wiadomo, że każdy ma prawo do własnej opinii i odczuć, ale w tym przypadku są to słowa dla mnie niezrozumiałe. Trzeba odróżnić pewne rzeczy, przyjrzeć się sobie, własnym zachowaniom i życiu, i spojrzeć na to wszystko z dystansem. Może się wtedy okazać, że warto się z siebie śmiać i dodać w życiu nieco luzu i pikanterii. A to polecam wszystkim, ku lepszemu samopoczuciu.

Wszystkim, którzy lubią dziwne poczucie humoru, mają dystans do życia i potrafią się śmiać z samych siebie serdecznie polecam tę książkę. Nie zawsze wszystko trzeba brać do serca, dlatego mrugam Wam jednym okiem i idę ułożyć tę książkę na półce.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn