Przejdź do głównej zawartości

Tomasz Matera – Kulawy szermierz

Najpierw chciałam wsadzić powieść Tomasza Matery do jednego wora z odpowiednim gatunkiem. I już miałam go władować do tego z tytułem Magia i Miecz, ale w końcu dałam sobie spokój, bo i po co klasyfikować coś, co sprawiło mi tak dużo przyjemności. Niechby i to była pozycja popularno-naukowa, wszystko mi jedno, byleby była napisana przez tego jegomościa.
 Oto przed Wami soczysty debiut, rasowe fantasy z rodzimego poletka.



Poznajcie Uthera Mac Flanna, szermierza nad szermierzami, wyjątkowo uzdolnionego rycerza, który zostaje kaleką i, mimo niesamowitego hartu ducha i pokładów samozaparcia, zostaje zdegradowany, porzucony i zapomniany. Co nie oznacza, że jako niepełnosprawny, nie będzie walczył. I od walki właśnie należy zacząć.

Ta powieść to jedna, gigantyczna walka zbrojna. Co rusz krzyżują się tu ostrza mieczy, bełty wystrzelone z kusz świszczą między głowami walczących, a magia sprytnie wplata się w ten cały wojenny rozgardiasz. Tu nie ma czasu na odpoczynek. Wojna trwa, wojska zaciężne prą naprzód, zewsząd dochodzą słuchy o rabunkach, gwałtach i politycznych niesnaskach, trup ściele się gęsto, wnętrzności pokrywają każdy trakt, a ludzie usiłują zachować resztki człowieczeństwa by po raz kolejny wygrać ze złem.
Niby mamy tu do czynienia ze światem średniowiecznym, a jednak nie, niby autor nawiązuje do pewnych historycznych dziejów Polski, ale jednak nie mówi o tym wprost, daje czytelnikowi szansę na to, by sam zorientował się skąd czerpał pomysły. To swoista zabawa w kotka i myszkę.

Opowieść o społecznie wykluczonym rycerzu i jego przygodach, rozgrzała do białości moje czytelnicze zmysły. Charakterne i krnąbrne postaci, z którymi mnóstwo było zabawy, tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że warto tę powieść czytać, ale to, co zachwyciło mnie najbardziej, co spowodowało, że nie mogłam się oderwać, to język. 

Wspaniały, archaicznie kwiecisty, momentami bezczelny, drwiący, czasem siermiężny i poskładany w pozornie niepasujące do siebie elementy. To była nieprawdopodobna uczta dla czytelników, którzy kochają słowa. Zarówno te, które uważane są już za przestarzałe, jak i te, które dopiero rozpychają się w języku nowożytnym. Tomasz Matera napisał tę powieść tak, żeby czerpać z tego wielkiego saganu słownego garściami i cieszyć oko każdą literą. I tak było właśnie w moim przypadku. Uwielbiam tego rodzaju twórczość.

Polecam wszystkim, którzy nie boją się wyzwań, lubią złożone, trudne historie, mocne charaktery i zawoalowane przekazy. Ta książka to majstersztyk!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn