Jeszcze kilkanaście lat temu, myślistwo kojarzyło się z głęboko zakorzenioną tradycją, poszanowaniem przyrody i odstrzałem zwierząt słabych. Bycie myśliwym zobowiązywało, było swego rodzaju nobilitacją. Należało mieć nieposzlakowaną opinię, ogromną wiedzę z zakresu botaniki i biologii. Myśliwy, jawił się jako mędrzec, człowiek prawy, niejako wybrany do tego, by likwidować słabsze zwierzęta, by przyroda mieściła się w pewnych ramach wytyczonych przez człowieka. Czy słusznie?
"Polowanie" zainteresowało mnie okładką i opisem wydawniczym. Właściwie, miałam ochotę na porcję fantasy osadzonego w leśnych duktach. No i tego tutaj nie znalazłam.
Powieść opowiada o jednym z kół łowieckich, mieszczących się niedaleko wschodniej granicy. Prężnie działającym stowarzyszeniu, którym nieobce są tradycje myśliwskie i zaangażowanie w sprawę. Jak się później okazuje, nie wszyscy przedstawiciele koła są uczciwi. Kilku z nich z lubością uprawia kłusownictwo, nie zważając na okresy ochronne zwierząt i sprawione tusze sprzedaje na czarnym rynku z olbrzymim zyskiem. I tutaj zaczyna się cała historia, bowiem w ślad z kłusownikami, udaje się strażnik leśny z pomocnikami. A, kiedy ludzie zaczynają tracić życie w niewyjaśnionych okolicznościach, dołączają także media i prokuratura. I czy tutaj winien jest człowiek? Czy też przyroda wzięła sprawy w swoje zielone ręce?
Ta książka jest szalenie nieoczywista, zmusza czytelnika do myślenia, do wypracowania własnej opinii i zajrzenia głęboko w siebie. Autor stawia czytelnika w dość niekomfortowej sytuacji i rozkazuje mu niejako postawić się na miejscu myśliwych i zająć odpowiednie stanowisko. To nie jest prosta sprawa. Nie wiemy jakbyśmy się zachowali w danej sytuacji. Czy poszlibyśmy tą prawą, zdecydowanie trudniejszą drogą, czy wybralibyśmy drogę na skróty, z łatwym zyskiem, choć okraszoną pewną dozą niebezpieczeństwa.
Autor wchodzi tu z butami w świat myśliwski i miesza w tym hubertowskim tyglu niczym najwytrawniejszy kucharz. Zna go od podszewki i punktuje wszystkie karygodne zachowania. Nie staje jednak po żadnej ze stron, choć mocno ukierunkowuje czytelnika. Ale, żeby była jasność, zajmuje się tutaj nie tylko sprawami myśliwskimi – pięknie też opowiada.
Bajania o lesie, jego mieszkańcach i bujnej roślinności są tak piękne i cenne, że nawet osoby z umiłowaniem pomijające długie opisy, zatrzymają tu wzrok na dłużej. Czytelnik ma szansę odwiedzić miejsca niedostępne dla człowieka, przyjrzeć się z bliska waderze pilnującej szczenięta, łani prowadzącej swoje młode, czy zaznajomić się z zasadami panującymi w dziczej watasze. Pojawiają się też informacje o zasadach eliminacji zwierząt, o przygotowaniach do strzału, rytualnych zasadach wytrzebiania i obchodach święta Hubertusa.
A o tym, czy człowiek rzeczywiście niszczy tę dzikość w przyrodzie, czy jednak pomaga i czy rzeczywiście kontrolowanie jej w ten sposób jest korzystne, trzeba odpowiedzieć sobie samemu.
Mamy też tu do czynienia z olbrzymią dawką myśliwskiej nomenklatury, która, według mnie wymaga wyjaśnień. Wspaniale byłoby znaleźć na końcu książki słownik terminów i w każdej chwili móc sprawdzić znaczenie danego słowa.
Jeden cytat utkwił mi w pamięci:
"Matka Natura przewidziała wszystko, z wyjątkiem człowieka."
Te słowa brzmią mi w głowie od momentu, kiedy je przeczytałam. To kwintesencja te powieści, jej motto i słowa kluczowe. Warto o nich pamiętać. Codziennie. Polecam tę niełatwą, ale wyjątkową lekturę.
Komentarze
Prześlij komentarz