Przejdź do głównej zawartości

Daphne du Maurier – Rebeka

 O tym, że pewne powieści są ponadczasowe i wciąż aktualne, przekonywałam się wielokrotnie. Tym razem, po wielu latach wróciłam do genialnej Rebeki, po to, by dorosłym okiem na nią spojrzeć. Fakt jest taki, że inaczej ją odbierałam kilkanaście lat temu, a zupełnie inaczej teraz. I choć z wiekiem, doceniłam książkę jeszcze bardziej, to nadal nie dziwi mnie fakt, że sam Alfred Hitchcock czerpał inspirację w twórczości du Maurier. To doskonała lektura grozy w najlepszym wydaniu.

zdj. PixaBay

Rzecz dzieje się przed wybuchem II wojny światowej. Młodziutka dziewczyna, dama do towarzystwa, bogatej i cynicznej pani van Hopper, dociera z nią do urokliwego Monte Carlo, gdzie, dzięki swojej wyjątkowo gadatliwej przełożonej poznaje przystojnego Maxima de Wintera, wdowca, na którym najchętniej zagięłyby parol wszystkie niezamężne damy. Między młodymi wybucha uczucie, które błyskawicznie kończy się ślubem. Wszystko układa się wspaniale, do czasu, kiedy państwo młodzi trafiają do wspaniałej posiadłości Wintera  Manderley. Młodą panią domu czeka zderzenie z potworną rzeczywistością. Służba z estymą wspomina pierwszą żonę Maxima, a już szczególnie niemalże czcią darzy Rebekę pani Danvers, czyli gospodyni posiadłości. Cały dom przesiąknięty jest obecnością Rebeki, mimo, że kobieta zginęła, nikt nie pogodził się z jej odejściem. A młoda, niepewna siebie, zahukana i przerażona pani na Manderley usiłuje zrobić wszystko, by walczyć z tą przerażającą legendą.

Och, jakże smaczna była ta historia. Niepokojący i nie pozwalający na chwilę oddechu klimat powieści, wielokrotnie powodował u mnie szybsze bicie serca. De Maurier z ogromną wprawą i lekkością, doprowadziła mnie na skraj wytrzymałości psychicznej. Manipulowała moimi uczuciami, targała nimi we wszystkie strony, napędzała rozbuchany do granic możliwości strach i przerażenie, ale ani razu nie pozwoliła na to, by cokolwiek się wyjaśniło. W krytycznym momencie sprawę ucinała i budowała napięcie od nowa.

To wspaniała, klasyczna opowieść grozy. Zawiła i zagmatwana, przepełniona duszną obecnością zmarłej Rebeki, niedoścignionego wzoru idealnej pani domu, ale i kobiety wyzwolonej, butnej, nie przestrzegającej konwenansów i stanowiącej o własnym ciele i życiu. 

Pani Danvers, orędowniczka i przyjaciółka Rebeki jest doskonałym przykładem na to, że kobieca solidarność nie zna granic, ale czasem może być obsesyjna lub wręcz fanatyczna. A to jedynie napędza  ją do działania i odziera z resztek zdrowego rozsądku.

Mamy też tu przykład kobiety, która z płochego i bojaźliwego dziewczątka, przeradza się w twardo stąpającą po ziemi kobietę, nie wahającą się ani minuty, by stanąć po stronie ukochanego męża. Kobietę zdeterminowaną i wściekłą, doświadczoną wieloma przykrościami, żonę walczącą o miłość.

Ta książka jest wspaniała. Napisana przepięknie, z olbrzymią kulturą i polotem. Czytanie jej, sprawia ogromną przyjemność wszystkim miłośnikom dobrej literatury. Polecam fanom thrillerów i dreszczowców psychologicznych. Doskonała historia!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn