Przyzwyczaiłam się już do stylu V.E. Schwab i zawsze z olbrzymią przyjemnością czekam na kolejne jej powieści. Czasem są mocno poplątane, przypominają klimatem kultowy już film Tima Burtona "Sok z żuka". Są pofałdowane jak stepy pustyni i niemal w każdej z nich jest coś niezrozumiałego, nad czym czytelnik musi się pochylić. Ty razem to podróż do miejsca, gdzie żyje rodzina tropicieli, wraz z wiatrem pojawia się jakiś tajemniczy chłopak, a wkrótce dochodzi do zaginięć dzieci. Zaczyna się więc pogoń za odnalezieniem ich, złapaniem sprawcy, a we wszystko wplątana zostaje opowieść o wiedźmie, która może mieć związek z zaginięciem dzieciaków. Emocje zawsze towarzyszą lekturze książek Schwab, ale oprócz nich, tych nawarstwiających się jedna po drugiej, autorka potrafi też czytelnika przytrzymać na dłużej. Jedno zdanie, wtrącenie, lub zaznaczenie jak ważna jest scena, może spowodować u czytelnika korowód myśli nad własnym życiem, jego celowością i tym, co dalej. Postaci jak zwykle ...