Przejdź do głównej zawartości

Antti Tuomainen – Czynnik królika

 Czymże zasłużył sobie autor na moją dozgonną uwagę? Ano dziwnym poczuciem humoru, umiejętnością posługiwania się ironią i sarkazmem, a także dość oryginalnym stylem. Wszystko to tworzy swego rodzaju literacki koktajl, który mi podoba się szalenie. Bo czy to thriller, czy też komedia – bez różnicy, czytam wszystko z całym dobrodziejstwem inwentarza.



Mężczyzna (z pewnym spektrum autyzmu), matematyk, który za pomocą ukochanych przez siebie liczb szacuje i określa wysokości ubezpieczeń, nagle i niespodziewanie staje się spadkobiercą parku rozrywki. Bytu raczej żyjącego własnym życiem, który wykracza poza jakiekolwiek normy przyjęte przez bohatera. Mężczyzna nie ma kontroli nad swoją rutyną, która tak szybko wymyka mu się z rąk, a to powoduje szereg niefortunnych zdarzeń, które są jednocześnie tragiczne jak i komiczne.

To była wspaniała, czasem kuriozalna, a kiedy indziej przyciężka dawka specyficznego humoru, który miesza się tu z dość poważnym dreszczowcem, powodującym niepokój i wprowadzającym odrobinę chaosu. Wszystko to jednak współgra ze sobą rzetelnie i wcale nie dziwi. Trzeba jednak wgryźć się nieco w specyficzny styl jakim operuje autor, by móc cieszyć się z lektury.

Jeśli ktoś sięga po Tuomainena po raz pierwszy, to istnieje duże ryzyko, że polegnie z kretesem podczas lektury, bowiem autor bardzo wiele uwagi poświęca swoim bohaterom, ich problemom i rozterkom. Potem zajmuje się humorem, który stara się przemycić w najmniej oczekiwanych momentach. Dopiero na sam koniec zabiera się za fabułę, która właściwie nie porywa, ale wkomponowuje się idealnie w nakreślone wcześniej tło.

Jeśli macie ochotę na powieść odważną, nieoczywistą i oryginalną, to będzie to dobry wybór. Trzeba jednak do niej podejść z otwartą głową.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...