Przejdź do głównej zawartości

Jason Rekulak – Tajemne rysunki

 Wydaje się, że w opowieściach grozy zawsze sprawdzają się zwidy występujące u głównych bohaterów, jakieś tajemnicze szepty, znaki pojawiające się tu i ówdzie. I jest to oczywiście prawda. Dobrze też sprawdzają się dziecięce rysunki i to takie, których dorośli nie rozumieją.



Jest to historia niezwykle utalentowanego chłopca, który zaskakuje swoją nianię niezwykłymi rysunkami. A te, z dnia na dzień stają się coraz bardziej mroczne i niepokojące.

Nie była to historia zła. Być może trącała czasem banałem i podążała utartym szlakiem, ale w większości jako tako trzymała poziom. Były elementy straszne, które powodowały stres i podwyższone tętno, były też fragmenty, które uspokajały i wyciszały, ale w zasadzie wszystko to już było. Jako czytelnik nie czułam zaskoczenia, fabuła była bardzo przewidywalna i mimo kilku fajnych trików, niestety momentami nużąca.

Rekulak swoje postaci wymyślił przedziwnie. Są pełne sprzeczności, kuriozalnych, niezrozumiałych zupełnie zachowań, podejmowanych przez nich decyzji, czy choćby rozważań na różne tematy, brzmią jak dywagacje nastolatków i niestety nic z tego nie wynika. Niby akcja prze do przodu, ale jakoś tak biernie i bez pomyślunku.

Jeśli szukacie mrożącego krew w żyłach horroru, to tego tutaj nie znajdziecie. Tej książce bliżej do sensacji, książki sc-fi czy kryminału niźli do powieści grozy. Całość jest tak spokojna, że ostatnie strony mogą spowodować w czytelniku odrobinę niepokoju lub lekkiego strachu. No, chyba, że ktoś nie czyta powieści grozy, wtedy być może końcówka go zszokuje.

Ta książka jest bezpieczna, co oznacza, że człowiek rzadko sięgający po ten gatunek będzie ukontentowany, ale fanów gatunku raczej nie zadowoli. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...