Przejdź do głównej zawartości

Wspomnienia cesarsko-królewskiej guwernantki

 Robert Makłowicz, znany i lubiany krytyk kulinarny, historyk i miłośnik dynastii Habsburgów, z pewnością zna wszystkie plotki i ploteczki na ich temat i nie raz i nie dwa w swoich programach czy książkach, częstował nimi hojnie. Jestem więc przekonana, że opowieści zawarte w tym pamiętniku, który wydano po raz pierwszy w 1915 roku nie są dla niego niczym nowym. Jednak dla ludzi, którzy na co dzień nie parają się historią, będzie to skondensowana forma wiedzy na ich temat.



Tytułowa guwernantka jest Angielką z pochodzenia. Zostaje zatrudniona jako nauczycielka u Badenich, a potem Habsburgów. Osoba pisząca ten pamiętnik była niezwykle rzutka i inteligentna i wykraczała poza przyjęte normy. Była ciekawa świata, obyczajów, historii. Z ciekawością przyglądała się otaczającemu ją światu i czerpała zeń wiedzę. Po pewnym czasie doskonale zdawała sobie sprawę z konotacji łączących poszczególne grupy społeczne i bezbłędnie typowała jakie będą panowały nastroje.

Wspaniale i z lekkością władała piórem. Płynnie przechodziła od opisów przyrody, otaczającej ją, aż do opisów zwykłego, prostego życia. Często przyglądała się chłopstwu, ich ciężkiej pracy i pańszczyźnie, którą odrabiali. Z olbrzymim zainteresowaniem obserwowała też Żydów żyjących w wiosce i podziwiała ich pracę. Wyciągała swoje wnioski i chętnie się nimi dzieliła na łamach pamiętnika.

Była niezwykle oddaną pracownicą i godną zaufania powierniczką rodzinnych tajemnic. Tylko niektóre z jej pikantnych opowieści  trafiły na karty wspomnień, jestem bowiem przekonana, że wielokrotnie była świadkinią niejednego skandalu. Zawsze z wysoką kulturą opowiadała o swoich chlebodawcach i pięknie opowiadała o zasadach panujących w ich domach.

To dzięki niej możemy brać udział w poszczególnych świętach i bezczelnie przyglądać się przygotowaniom do nich, a potem porównywać je do współczesnych celebracji. 

Ta książka to cenne źródło informacji i ciekawostek, które zostały spisane ręką utalentowanej anonimowej guwernantki. Cudowna dawka historii w jednej książce.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...