Przejdź do głównej zawartości

Shelby Mahurin – Szkarłatny welon

 Po przeczytaniu serii "Gołąb i wąż", wiedziałam, że każdą kolejną powieść, która wyjdzie spod pióra Mahurin, przytulę bez mrugnięcia okiem. Z przyjemnością więc zaczęłam czytać "Szkarłatny welon' i przepadłam z kretesem! 



Jest to opowieść o Celii, którą czytelnicy mogli poznać przy okazji wyżej wspomnianej serii. Dziewczyna jest zaręczona z kapitanem straży, sama należy do kompanii "niebieskich płaszczy", ale niestety nie jest traktowana poważnie, o czym boleśnie przekonuje się na co dzień. Wszystko zmienia się, kiedy Celia znajduje ciało czarownicy i wkrótce zostaje porwana przez króla wampirów. Rozpoczyna się wtedy niebezpieczna przygoda, która zmieni jej życie definitywnie.

Ach, jakaż to była przyjemność czytać tę historię. Wspaniałe uniwersum, niebezpieczne stwory, tajemnicza wyspa i niebezpieczeństwo wychylające swój krwawy łeb z każdej strony. Ta nowa seria, zdecydowanie krwawsza i mroczniejsza, zachwyca każdym elementem. Nie ma tu miejsca na słodkie tete a tete z oblubieńcem, nie ma też romantycznych uniesień i westchnień. Jest za to potężna dawka mocno skrywanej namiętności, uczucia rodzącego się na podwalinach zła i budowanie zaufania na fundamentach, które chwieją się i są szalenie niestabilne.

To też mądra opowieść o kobiecie, która oczekuje od życia czegoś więcej niż tylko ochrony mężczyzny. To historia młodej, ambitnej i odważnej dziewczyny, która chce o sobie decydować i robić to, na co ma ochotę, a nie to, co wypada. To ukłon w stronę młodych dziewczyn, które czytając tę powieść pomyślą o swojej przyszłości i niezależności.

Wspaniałe, nieprzejaskrawione postaci, cudowne dialogi pełne pyskówek i ciętych ripost to składowe tej książki. Poza tym dość oryginalna historia z krwawym wampirem na czele, którego nie da się lubić, ale można pożądać.

Nieprawdopodobnie pyszna historia, którą polecam całym moim sercem oddanym fantastyce!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...