Przejdź do głównej zawartości

Agnieszka Dydycz – Dzisiaj należy do mnie

Nim zaczęłam czytać, przewertowałam książkę i otworzyłam na pierwszej lepszej stronie. Zdanie wyrwane z kontekstu, na którym zatrzymałam wzrok, brzmiało:

"[...] A potem mogłaby wysłuchać oklasków oraz łaskawie dać się pocałować radzie rodziców w pierścień.
 – Raczej w dupę   poprawiła mniej dyplomatycznie pani minister. [...]"



I to krótkie zdanie, zupełnie odczepione od toczącej się fabuły, wywołało u mnie głupkowaty uśmiech, a owe słowa ostatecznie przekonały mnie do czytania. I muszę przyznać, że było warto! Poznajcie Kamę i poczytajcie o tym co jest w życiu ważne.

Bohaterką jest młoda kobieta, która stawia czoła życiu rozsiewając wokół pozytywne emocje, choć sama o tym nie wie. Jej życie miłosne, już od lat przedszkolnych nie było usłane różami, chłopcy wiecznie stosowali metodę końskich zalotów, a ona wpadała w ich sidła jak śliwka w kompot. Lata mijają, a Kama wciąż czeka na miłość swego życia, i kiedy w końcu ją spotyka, okazuje się, że los ma dla niej kilka przeszkód, które wcale nie są łatwe do przeskoczenia. Kama jest jedną z nas. Pracuje, zarabia, matkuje, wspomaga dobrym słowem, dba o innych i kocha. Kocha z całego serca. Kocha życie.

Autorka stworzyła tę historię w narracji pierwszoosobowej. I choć wiem, że ta forma wypowiedzi rzadko spotyka się z uznaniem czytelników, to w przypadku tej książki sprawdziła się wspaniale. Czytelnik bowiem odnosi wrażenie jakby dawno nie widziana znajoma wpadła na kawę i opowiedziała swoją historię. Nie brakuje w niej przemyśleń, podsumowań i pytań, ale też całość kipi humorem i niewysłowionym optymizmem. 

Atutem tej powieści jest bohaterka. Wspaniale wykreowana postać, przemyślana i przede wszystkim oddana w taki sposób, by można było ją polubić. Można się z nią utożsamiać, czasem się na nią wściekać, a innym razem śmiać się do rozpuku. Tacy ludzie istnieją i o takich chcemy czytać. Najważniejsze jednak jest to, żeby taki wspaniały charakter przelać odpowiednio na karty książki. Agnieszce Dydycz udało się to szczególnie.

Dzisiaj należy do mnie to dobrze skonstruowana powieść obyczajowa, która ma kilka zadań. Mamy przy niej spędzić miło czas, nie nudzić się, ale czasem też się wzruszyć, gdzie indziej zaśmiać i co najważniejsze wynieść z tej opowieści jakąś mądrość. Wszystkie te punkty są spełnione, dzięki temu powieść czyta się lekko i bardzo szybko. Polecam na weekendowe i majówkowe tete a tete z książką.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn