Pomyślałam sobie ostatnio, że książki rzadko mnie zaskakują na tyle, by nie chciały wyjść mi z głowy. Nie chodzi tu o to, by była to błyskotliwa literatura na miarę nagrody Nike, ale taka powieść, o której się opowiada, myśli, analizuje, bo nie chce wypaść z głowy. Oto przed Wami właśnie taka książka. Niejednoznaczna, nieco wulgarna, burząca stereotypy i dziwna, ale jednocześnie niezwykle ciekawa. Zejdźcie zatem ze mną do podziemi, gdzie władca jest tylko jeden, a w zasadzie dwoje, zajrzyjcie do królestwa diabła i jego kochanki.
Powieść K.C. Hiddenstorm to polska propozycja fantastyczna, nieco odświeżona i wydana po raz drugi. Opowiada o trzydziestoletniej Megan Rivers, mieszkance San Francisco, wokół której nagle zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Kobieta przechodzi małe załamanie nerwowe, kiedy nie potrafi wyjaśnić pewnych zjawisk, bolą ją plecy, na których ma wytatuowane skrzydła i w końcu okazuje się, że osoby, z którymi miała w jakikolwiek sposób do czynienia, po prostu giną. I nie jest to śmierć lekka i przychodząca w ciszy. To śmierć wyjątkowo okrutna i odzierająca z resztek ludzkości. Czy ofiary zasłużyły na swój los i czy główna bohaterka ma z nią coś wspólnego? Ano, odpowiedź na te dwa pytania jest twierdząca. Powstaje jednak pytanie, dlaczego tak się dzieje? A to już, moi drodzy sprawa do przeczytania. Mogę jedynie wspomnieć, że Megan nie jest człowiekiem (jej imię nieśmiertelne to Lilith), a Nicholas Marlowe, którego kobieta wkrótce poznaje to sam Lucyfer.
Lilith w tej powieści to nie królowa wampirów czy matka demonów, a Lucyfer to nie po prostu szatan. To dwoje upadłych aniołów, którzy sprzeciwili się Bogu i zostali strąceni z nieba do piekieł, gdzie wśród innych uwili sobie królestwo i żyli pośród mroku szczęśliwi i szaleńczo w sobie zakochani. Bohaterowie to kreatury z natury okrutne i bezwzględne, ale nie złe, bo jak mówi fragment książki:
"Któż powiedział, że diabeł jest zły? Okrutny – owszem, ale nie zły. Jak może być zły ktoś potrafiący tak kochać?"
Tak, tych dwoje łączy uczucie tak silne, że są w stanie pokonać nawet podstęp anioła Gabriela. Na całe szczęście powieść nie oscyluje jedynie wokół ich miłości. Ta ostatnia jest mocno zauważalna, ale oprócz niej dzieje się dużo więcej rzeczy, które zasługują na uwagę. Mamy i nienawiść, i silne przywiązanie, lojalność, zdradę, ale też mnóstwo intryg, które przeplatają losy bohaterów i mylą ich wieczne ścieżki.
W niektórych momentach powieść może trącać horrorem. Sceny morderstw są opisane brutalnie i drobiazgowo, mogą w czytelniku wzbudzać pewien rodzaj obrzydzenia lub nawet przestraszać. W tym aspekcie autorka nie używała półśrodków, a postąpiła tak, jak podpowiadał jej rozum. I dobrze. Dzięki temu zabiegowi, treść nabrała pikanterii i charakteru, tworząc coś w rodzaju nieoczywistego, odświeżającego zwrotu akcji. Opisy skonstruowane są tak, że po pozornie łagodnym rozdziale, następuje ten, który wzbudza strach i oszałamia.
To samo dotyczy scen batalistycznych. Mnie kojarzyły się z bitwami w Grze o tron. Choć może tutaj były mniej rozbudowane i nie tak drobiazgowe, to miały w sobie ogromną dawkę brutalności, zaskakiwały, a trup ścielił się gęściej niż Winterfell.
Jest jedna rzecz, po której czułam duży niedosyt. Mam na myśli innych bohaterów. Nie raz i nie dwa, to właśnie postaci drugoplanowe kradły serce czytelników. Ja chciałam poznać Azazela i Uzjel, intensywnie też myślałam o Michale. Tutaj ich obecność jest jedynie zaznaczona, brakowało mi ich szczegółowych historii.
Gabriel, czyli arcyciekawa postać, ni to anioła, ni to diabła, potwora z nieokreślonym miejscem ostatecznego pobytu, jest na tyle interesująca, że chce się o nim czytać i czytać. I choć autorka poświęciła mu więcej uwagi niż pozostałym, to brakowało mi nieco więcej informacji i powodów, dla których stał się tak obrzydliwym strzępkiem anielskiego orszaku.
Jeśli chodzi o całokształt, to śmiało mogę uznać ją jako dobrą powieść na pograniczu dark fantasy. Ta lektura może szokować, miejscami nudzić (jeśli ktoś nie lubi opisów), czasem też potężnie wstrząśnie czytelnikiem. To lektura dla ludzi, którzy lubią historie zaczerpnięte z Biblii, ale nie do końca napisane tak, jak oryginał. Władczyni Mroku zaskakuje. Jedni odwrócą się od niej z obrzydzeniem i przerażeniem, a inni mlasną z ukontentowaniem. Mnie się podobała, więc chyba jestem po ciemnej stronie mocy.
Komentarze
Prześlij komentarz