Przejdź do głównej zawartości

Adrian Bednarek – Obsesja

 No, panie Bednarek, toś pan tu namieszał! Tak brzmiała moja pierwsza myśl po przeczytaniu kontynuacji Łowcy Nimfetek. I trochę byłam zasmucona, trochę rozczarowana, a trochę zaintrygowana, bo autor zrobił tu jakiś skok w bok i trudno tę powieść jednoznacznie ocenić.


zdj. Catharina77 z Pixabay


Oskar Blajer oszalał! Dosłownie i w przenośni, ale jakoś wcale mu nie jest źle z tym szaleństwem. Ot, tęskni za zamordowaną dziewczyną, którą szczególne sobie umiłował, a jego spaczony umysł podpowiada mu, że warto znaleźć sobie zastępstwo. Ważne jedynie, by dziewczyna była blondynką, posturę miała podobną do oryginału, a już resztę zrobią jej ciuchy i rozbuchana wyobraźnia Blajera. A pani doktor, która przeprowadza z nim sesje terapeutyczne nie może domyślić się prawdy, więc główny bohater usiłuje wyprowadzić ją w pole. Niestety, nic nie jest doskonałe i prędzej czy później człowiek musi popełnić błąd. A Oskar jest w tym mistrzem.

Ta książka jest zdecydowanie odmienna od swojej poprzedniczki. W Łowcy Nimfetek, uczucie niepokoju i swego rodzaju przerażenie, towarzyszyły czytelnikowi niemal bez ustanku. Dzięki temu powieść czytało się z zachwytem i zainteresowaniem. W Obsesji tego nie ma. Przez niemal trzysta stron autor pochyla się nad spaczonym umysłem głównego bohatera, dywaguje na temat jego poczytalności i niejako usprawiedliwia jego potworne zapędy. Czytelnik odnosi wrażenie, że oto znajduje się na sali operacyjnej i reanimuje pacjenta, który ma nikłe szanse na przeżycie. I kiedy już trzeba ogłosić zgon, asystolia trwa już jakiś czas, to nagle serce pacjenta zaczyna drgać, na monitorach linia ezoelektryczna pulsuje coraz szybciej, ogłaszając wszem i wobec, że pacjent jednak będzie żył. I tak właśnie Adrian Bednarek uratował Obsesję. Niczym wytrawny chirurg ciął i dłubał, by ostatecznie ozdrowić pacjenta.

Książka zaczyna bowiem porywać dopiero po przeczytaniu połowy. Akcja przyspiesza, jest coraz ciekawsza. Bohater kluczy, miota się, ale jeszcze się broni przed ostateczną porażką. Popada w coraz to nowe stany emocjonalne, a ciąg pewnych zdarzeń doprowadza czytelnika do niewygodnych uczuć, co w konsekwencji postawi go przed pytaniem; czy tego bohatera można rozgrzeszyć?

Jeżeli autor miał taki cel, by głaskać czytelnika i rozwlec fabułę do granic wytrzymałości, po to, by ostatecznie przyłożyć prawym sierpowym – to szacuneczek. Jeśli jednak wyszło to tak po prostu (a jak wiadomo, podczas pisania, książka potrafi żyć własnym życiem) to też nie ma problemu, bo w obu przypadkach wyszło zdecydowanie dobrze. I w zasadzie nie powinno się już tego dalej drążyć.

Bohaterowie jak zwykle pierwszorzędni, wyraziści i nieidealni. Pełni wigoru i zdolni do życiowych przewrotów. Dodatkowym atutem są mięsiste dialogi, przepełnione inteligentnymi ripostami i pyskówkami.

Wydaje mi się, że to było jedynie potknięcie, po którym autor wstał, otrzepał zdarte kolana i pomaszerował dalej.

Zatem, moi drodzy!

Poczekajmy na trzeci tom i wznośmy modły do wszystkich booków żeby Adrian Bednarek położył nas na łopatki tak jak w przypadku pierwszej części.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn