Przejdź do głównej zawartości

Sandra Robins – Miłość na sprzedaż

Lubię romanse obyczajowe, takie na raz, do kawki. Najlepiej jednotomowe i miłe w odbiorze. Raz trafiają mi się właśnie takie książki, a innym razem kompletne nieporozumienia. Teraz zdarzyła mi się ta pierwsza propozycja i wyszła całkiem zgrabnie.


                                                                                                               Obraz Gabriel Ferraz Ferraz z Pixabay 

Sarah jest dwudziestojednoletnią kobietą, która podejmuje pracę jako kobieta do towarzystwa. Ma pracować jako tancerka, kelnerka, dama do towarzystwa, a jeśli ma ochotę, świadczyć usługi seksualne. To nie jest praca jej marzeń, jednak zła sytuacja finansowa i umierająca babcia przebywająca w ośrodku, utwierdzają ją w swoim postanowieniu. Szybko okazuje się, że dziewczyna zaskarbia sobie uwagę samego szefa. A z tego wyniknąć mogą jedynie miłosne kłopoty.

To była całkiem miła lektura. Dość dobrze napisana, bez zbędnych wulgaryzmów i rozerotyzowanych momentów. Sceny łóżkowe były, owszem, jednak nie czytało się tego z zażenowaniem, a raczej ciekawością. Były takim dopełnieniem rozwijającego się powoli uczucia.

Historię opowiedziano tu ciekawie, choć nie należy jednak do oryginalnych. Mamy tu  ubogą, piękną dziewczynę i niezwykle przystojnego i bogatego mężczyznę czyli dość sztampową rzecz. Układ jakich wiele, miłość, której początki tkwią w pożądaniu i dziwnym, nagłym zauroczeniu. Jest to jednak pozycja, którą czyta się z przyjemnością. Ba, pochłania się ją szybko i bezboleśnie, najlepiej w towarzystwie kubka kawy i dobrego ciasta.

Nie ma sensu doszukiwać się tu wzniosłych treści czy ukrytych przekazów. To po prostu książka rozrywkowa, czyli tak zwany czasoumilacz.

Jeśli szukacie czegoś lekkiego i przyjemnego, to będzie to dobry wybór.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...