Przejdź do głównej zawartości

Alicja Wlazło – Nim nadejdzie świt

 Wiecie, czasem bardzo się cieszę, że książka potrafi mnie zaskoczyć i powiedzenie "nie oceniaj książki po okładce" odzywa się wtedy nieproszone i zaznacza swoją obecność. Oto przed Wami trochę Bonnie i Clyde, trochę Romeo i Julia, trochę romans, a trochę thriller. Fajna mieszanka i ciekawy pomysł.

zdj. Gerd Altmann z Pixabay

Rzecz dzieje się w USA, bohaterami są Theo i Vera, dwie przypadkowe osoby, które zapałały do siebie pierwszą, młodzieńczą miłością. Opętani uczuciem i muzyką poważną, która dla obojga stanowi ucieczkę od codzienności robią wszystko, by być razem. Nie wszystko jest jednak takie, jakie na tym etapie życia być powinno. Sprawy się komplikują po śmierci ojca Theo i wykładowcy akademickiego. Vera znika, a Theo usiłuje podźwignąć się po stracie dwóch ważnych dla siebie osób. 

Szanowni, sięgając po tę powieść możecie odnosić wrażenie, że będziecie mieć do czynienia ze zwykłym, ckliwym romansem, co wcale nie jest złe, ale wiedzieć musicie, że tego tu nie znajdziecie. W tej książce nic nie jest oczywiste. Romans jest skomplikowany, niełatwy, pełen niedomówień i tajemnic. Jest też dość wysublimowany i swego rodzaju metafizyczny. Tutaj prym wiodą uczucia w muzyce, muzyka w uczuciach i połączenie dwóch bliskich sobie dusz.

Nie cała historia opiera się na uczuciach. Mamy też tu do czynienia z tajemniczą gildią, bezlitosnymi, brutalnymi praktykami eliminacji słabszych jednostek lub tych, które zagrażają ohydnym interesom. Ta książka jest nieoczywista i zaskakująca. Autorka sprytnie łączy gatunki literackie i wodzi czytelnika za nos. Raz delikatnie muska wyobraźnię pięknymi uczuciami, cudowną muzyką, a innym razem bez pardonu  celuje lufą pistoletu w drugiego człowieka. Ta książka i uspokaja, i trzyma w napięciu, i wzrusza do głębi i denerwuje jednocześnie. Ale muszę powiedzieć, że te skrajne emocje są dla czytelnika bardzo dobre.

Są jeszcze dwie rzeczy, które mi się podobały. Pierwsza to ładny, gładki styl, w jakim autorka prowadzi fabułę, a drugi to bohaterowie. Doświadczeni życiowo, pogubieni, niepoprawni, kolorowi i nieidealni. Takich życzyłabym sobie więcej.

Przeczytajcie tę pozycję. Jestem pewna, że Wam się spodoba.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...