Przejdź do głównej zawartości

Anna Dąbrowska – W deszczu

 Dobry romans nie jest zły  powtarzam to zawsze i w każdym momencie, kiedy mam ochotę na tego rodzaju literaturę. Raz trafiam, dwa razy nie, ale tak jest zawsze, nie tylko w przypadku romansów. Jeśli chodzi o książkę Anny Dąbrowskiej to...




To jest to tak zwany romans z przeszkodami. Mam tu na myśli dość skomplikowaną relację między dwojgiem ludzi oraz problemy, z którymi borykają się od dawna. Nie będzie więc tu ognistych i romantycznych uniesień, ale trafią się wzruszenia i ładne sceny. Trafią się i gorsze, ale to tak jak w życiu bywa  raz na wozie, raz pod wozem.

W deszczu ustawiłabym na półce z literaturą young adult. Mimo, iż bohaterowie są przed trzydziestką, to liczne retrospekcje ukazują czytelnikowi emocje, towarzyszące zakochanej parze piętnastolatków. Bliżej jest więc do tych właśnie wspomnień aniżeli do dorosłych bohaterów i ich prób pokonania życiowych nieszczęść.

Cała historia jest ładna i kompletna. Nie jest jednoznaczna, dość oryginalna, a miłość towarzysząca bohaterom szczególna i bardzo mocna. Niestety fabuła rozjeżdża się w niektórych momentach, powodując, że wkrada się chaos i trudno momentami się do tego przyzwyczaić.

Początek książki jest bardzo rozwleczony i miejscami nudnawy, fabuła rusza z kopyta dopiero w momencie pojawienia się na horyzoncie utraconej przez bohatera dziewczyny, a i to nie daje poczucia ruszenia z historią do przodu. 

Główny bohater ma problemy z ojcem alkoholikiem, boryka się z potężnym uczuciem odrzucenia. Skrzywdzony jako małe dziecko, przeżywa śmierć matki i chorobę ojca, w późniejszym czasie dąży do autodestrukcji i zapomnienia. Niestety, ten ważny aspekt, autorka potraktowała dość infantylnie. Nie skupiła się na problemach, które stanowiły solidne podwaliny zachowania Aleksa, ale zaledwie je musnęła i summa summarum wyjaśniła jednym zdaniem.

Problemy Kayli, natomiast, potraktowano tu nieco po macoszemu. Autorka bardzo szybko połączyła parę, w zasadzie bagatelizując potężne problemy dziewczyny, które wynikały z odniesionych przez nią ran. Błyskawicznie wprowadziła Aleksa w jej życie, nie dając szans czytelnikowi na dogłębne zapoznanie się z pewnymi faktami. Wyglądało to trochę tak, jakby miłość była doskonałym remedium na całe zło tego świata i lekarstwem na wszystko.

Najbardziej przykro było mi kiedy czytałam zakończenie. Wygląda to tak, jakby autorka się spieszyła i bardzo chciała zakończyć tę historię. Wyjaśnia sprawy połowicznie. Nie wskazuje problemów, jedynie podsumowuje i zakańcza historię właściwie w kilku zdaniach.

Jest tu też coś dla wielbicielek cytatów. I motywujących i tych, mówiących o miłości i przywiązaniu. Tekst jest nimi przesycony, więc śmiało można się do nich stosować.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn