Kiedy otwierałam tę świąteczną książkę, byłam przygotowana na dwanaście ciepłych, bożonarodzeniowych opowiadań, przesiąkniętych lukrem i zapachem piernika, przepełnionych świątecznym oczekiwaniem aż do uczucia mdłości. Jakże się pomyliłam! I całe szczęście, że nie miałam racji, bo to była czysta przyjemność, kojarząca mi się z dickensowską wersją "Opowieści wigilijnej". No, ale po kolei.
O fabule opowiadać nie będę, bo musiałabym przytoczyć tu dwanaście iście wigilijnych historii. Wspomnę jedynie, że w tym gigantycznym literackim tyglu wylądowało mnóstwo znanych autorów, którzy wspięli się na wyżyny wyobraźni i poskładali swoje pomysły w zgrabne świąteczne paczki, które rozsupłuje się z olbrzymią przyjemnością.
Mamy tu cały wachlarz różnych przygód, barwnych, niebanalnych postaci i mądrych rad, które podane są nad wyraz pysznie i bez tej całej patetycznej otoczki towarzyszącej zwykle podobnym utworom.
Wiedzieć musicie, że przy lekturze tej książki towarzyszyć Wam będą wszystkie możliwe uczucia. I wzruszycie się serdecznie, uśmiejecie, pozostaniecie w zadumie, czasem pomyślicie nad przeszłością, zastanowicie nad własnym życiem, a czasem przestraszycie i zauroczycie. Taka właśnie jest to książka. Różnorodna i nienudna. A spektrum różnorodności rozciąga się niczym guma i dostosowuje do każdego, nawet najbardziej wymagającego czytelnika. Bo czasem groteskowe i balansujące na granicy dobrego smaku utwory, po bliższym przyjrzeniu się, mogą okazać się wyjątkowo ciekawe.
Zwykle, w antologiach wybieram trzy opowiadania, które według mnie zasługują na największą uwagę. Kieruję się jedynie swoimi, bardzo nieobiektywnymi kryteriami, ale one sprawdzają się dość często, więc i przy okazji tej książki, pozwoliłam sobie na podobny zabieg.
Pierwszym z nich, które powaliło mnie na łopatki, było opowiadanie Martyny Raduchowskiej o pewnej Idzie, która przestała współpracować z pechem, a zaczęła nawracać siły nieczyste do spółki z łowcą. Kapitalne i oryginalne opowiadanie wprost z szamankowego uniwersum, które ukontentuje fanów trylogii, ale i zachęci nowych odbiorców do zagłębienia się w tej nieco mrocznej i czasem zabawnej historii.
Drugie, to powrót pewnego szatańskiego pomiotu, który tym razem, dla śmiechu bawi się brodatego świętego i całkiem zmyślnie to sobie wykoncypował. Również w tym przypadku wracamy do znanych tematów, tym razem jednak od Kasi Miszczuk, która z tylko sobie znaną wprawą, pomimo wielu lat od zakończenia diabelskiej serii, wraca z przytupem i ogromnym wdziękiem.
And last but not least, czyli wzruszający Tomasz Betcher, w wyjątkowej, oryginalnej i niebanalnej historii o rozgrzebywaniu przeszłości i niekończącym się bólu po utracie najbliższej osoby.
Zachęcam do czytania. Wspaniała, udana i wyjątkowo inna świąteczna antologia dla wszystkich bez wyjątku!
Komentarze
Prześlij komentarz